Borussia odarła Legię ze złudzeń. Sześć do zera! A to i tak najmniejszy wymiar kary
Liga Mistrzów. Katastrofalny start Legii Warszawa. W pierwszym meczu fazy grupowej drużyna Besnika Hasiego przegrała u siebie z Borussią Dortmund aż 0:6 (0:3). Różnica klas była zauważalna od początku do samego końca. Już po osiemnastu minutach wicemistrzowie Niemiec cieszyli się z trzech bramek. Z tonu później wcale nie spuścili i po przerwie jeszcze trzy razy zawstydzili mistrzów Polski. – Za naukę trzeba płacić – napisał w trakcie spotkania na Twitterze prezes Bogusław Leśnodorski.
Dzisiejsze spotkanie było przez kibiców wyczekiwane od długich tygodni, co miało swój oczywisty powód. Po 20 latach mistrz Polski powrócił do Ligi Mistrzów. Legia została wylosowana z czwartego koszyka do grupy z Realem Madryt, Borussią Dortmund i Sportingiem Lizbona. Meczem otwarcia miało być dzisiejsze starcie z wicemistrzami Niemiec przy Łazienkowskiej. Bilety na mecz rozeszły się w niewyobrażalnym tempie. Wyprzedane zostały wszystkie miejscówki, także te dla fanów drużyny gości. To pokazuje, jak wielkim wydarzeniem dla Legii, Warszawy i całej Polski był powrót mistrza Polski do europejskiej elity. Legia Warszawa do meczu z Borussią przystępowała z pozycji piłkarskiego kopciuszka. Już na godzinę przed meczem Żyleta wypełnia się, wymieniając uprzejmości z fanami drużyny gości.
Przyjrzyjmy się składów obu drużyn. Legia zaczęła mecz dość ciekawie. Na lewej stronie defensywy spotkanie rozpoczął dawno nie widziany na tej pozycji Guilherme. Środek obrony utworzyła niespodziewanie para Maciej Dąbrowski - Jakub Czerwiński. Meczem z Borussią w Legii zadebiutował Valeri Kazaiszwili, a mecz na szpicy rozpoczął niespodziewanie... Aleksandar Prijović. Co do składu gości, to jedynym zaskoczeniem może być obecność Christiana Pulisicia. Spodziewaliśmy się raczej Andre Schurrle, którego zabrakło nawet na ławce.
Piłkarze wyszli w końcu na murawę, kibice obu drużyn zaprezentowali oprawy (z użyciem pirotechniki), Liga Mistrzów wreszcie wróciła do Polski. Nikt chyba nie mógł przypuszczać, że będzie to powrót niezwykle przykry. Piłkarze Legii przez pierwsze minuty byli chyba onieśmieleni klasą rywala i bali się go zaatakować. To się zemściło już po kilku minutach. Ousmane Dembele precyzyjnie dośrodkował na głowę jednego z najniższych w ekipie gości Mario Gotze, a reprezentant Niemiec posłał piłkę do siatki. Potem wyglądało to coraz gorzej. Kolejne dośrodkowanie, tym razem po rzucie wolnym, przyniosło gola Sokratisa Papasthathopoulosa. Legioniści nie zdążyli nawet dojść do siebie po utracie drugiej bramki, a już było 0:3. Tym razem ogromne zamieszanie w polu karnym wykorzystał Marc Bartra. W 17. minucie meczu wydawało się, że Legia nie walczy już o punkty, ale tylko o strzelenie honorowej bramki.
Przy stanie 0:3 gospodarze zaczęli grać lepiej. Powiedzieć "zaczęli grać dobrze" to za dużo, ale poprawa gry była widoczna. Legia potrafiła wyprowadzić kilka ataków, ale wciąż wydawało się, że na defensywie BVB nie robi to większego wrażenia. Najlepsza okazja należała do Thibaulta Moulina, którego próba lobu byka jednak zdecydowanie zbyt lekka, by zaskoczyć Romana Burkiego. W bramce Legii dobrze spisywał się Arkadiusz Malarz, który także zdążył zostać ukarany żółtą kartką za zagranie ręką poza polem karnym. Wynik do przerwy wynosił 0:3, był to rezultat całkowicie zasłużony. Legia nie zasłużyła nawet na gola honorowego. Nie zanosiło się na cud po rozmowie zespołu w szatni.
Druga połowę oba zespoły rozpoczęły bez zmian w składach. Jak wyglądała Legia na początku drugiej połowy? Podobnie jak na początku pierwszej. Kilka minut bez straty gola, a potem bramka gości. Tym razem do siatki trafił Raphael Guerreiro, uderzając piłkę w kierunku dalszego słupka około 11 metrów od bramki gospodarzy. Arkadiusz Malarz nie miał nic do powiedzenia. Starcie Legii z Borussią do tej pory było bardzo jednostronne, ale 0:4 to już prawdziwy pogrom. Wciąż nie było żadnych plusów w postaci chociaż przebłysków dobrej gry mistrza Polski.
Druga połowa przebiegała bardzo podobnie do pierwszej, mniej było tylko bramek. Goście spokojnie i bez problemów rozgrywali piłkę na własnej połowie, na części Legii także robili co chcieli. Wyglądało to tak, że jakby Borussia musiała gonić wynik, to z łatwością by to osiągnęła. Styl gry pokazywał ogromną różnicę między Legią, a zespołem ze światowej elity. Prawdę mówiąc, okazje bramkowe Legii wynikały tylko z rozluźnienia defensywy rywala, co spowodowane było wysokim wynikiem. Padł także gol na 0:5, a zdobył go Gonzalo Castro. Pomocnik Borussii trafił do siatki chwilę po wejściu na boisko jako rezerwowy. Wynik dokładnie odzwierciedlał przebieg meczu i to, co działo się na murawie.
Wynik do końca meczu nie uległ zmianie, ale po meczu nie można było pozbyć się wrażenia, że wynikało to tylko z woli gości. Wynik 0:6 dobitnie pokazywał, jaka praca czeka Legię, aby choćby marzyć o dobrych wynikach w Europie. Z taką grą - ciężko by było nawet w Lidze Europy. W samej końcówce swoją sytuację perfekcyjnie wykończył Pierre-Emerick Aubameyang. Ten wynik jest największą w historii porażką Legii, od kiedy gra na nowym stadionie. Wszystko wskazuje na to, że o jakiekolwiek punkty w grupie może być bardzo bardzo ciężko.
Ku pokrzepieniu serc! Największe niespodzianki Ligi Mistrzów