menu

Bayern zjedzony przez Wilki (KOMENTARZ)

30 stycznia 2015, 22:55 | jac

To dopiero pierwsza wiosenna kolejka Bundesligi, ale w Bayernie Monachium już mogą powiedzieć, że najgorszego zdążyli doświadczyć. Zdaje się, że nikt nie będzie w stanie powtórzyć tego, co zrobił im VfL Wolfsburg. Bo 4:1 to wynik absolutnie niecodzienny.

"Wilki" pożarły Bawarczyków na inaugurację wiosny w Bundeslidze

Jeżeli oznaką zdenerwowania Pepa Guardioli jest drapanie po głowie, to dzisiaj musiał dodrapać się do żywego mięsa. Tak źle jego piłkarze jeszcze nigdy nie zagrali. Przeważnie to oni wycierają przeciwnikiem podłogę. Tym razem wyszło na odwrót. Jak fatalny był to wieczór dla Bayernu niech zaświadczy fakt, że po raz ostatni stracił więcej niż trzy bramki pięć lat temu. Poza tym w 17 poprzednich spotkaniach tego sezonu dał sobie wbić tyle samo goli, co dziś!

Dla walki o mistrzostwo ten wynik pewnie nie ma większego znaczenia. Niemniej Wolfsburg pokazał, że w pojedynczym meczu Bayern nie tylko można pokonać, ale i rozgromić. To był udany zamach na mistrza i lidera tabeli. Dla „Wilków” to wielki komplement i jednocześnie potwierdzenie, że drugie miejsce w tabeli nie jest dziełem przypadku. Kapitalny koncert dali przede wszystkim Kevin de Bruyne, Maximilian Arnold i Bas Dost. Energiczny tercet naskoczył na ten pomnikowy Bayern jak na jakichś kelnerów, którzy nie za bardzo wiedzą, na czym polega poważna piłka. Strzelili im więc raz, drugi, trzeci, czwarty… Gdyby mecz potrwał trochę dłużej, to wrzuciliby i piąty bieg.

Manuel Neuer patrzył i niedowierzał. Koledzy z pola biegali jak dzieci we mgle. Robert Lewandowski także. A może wypada napisać, ze szczególnie Lewandowski, skoro zaliczył najmniej kontaktów spośród wszystkich zawodników. Oczywiście, zanotował asystę, ale to była musztarda po obiedzie. Rewelacyjnie krył go Naldo. Kiedy „Lewy” grał jeszcze w polskiej lidze, to był tylko jeden stoper, który potrafił stawić mu czoło. Nazywa się Marcelo i jak Naldo jest Brazylijczykiem.


Polecamy