Bayern - Chelsea LIVE! W finale Ligi Mistrzów potrzebna dogrywka
Dzisiaj o godz. 20:45 na stadionie Allianz Arena dojdzie do wielce wyczekiwanego finału Ligi Mistrzów. Już teraz wiadomo, ze niezależnie od przebiegu i poziomu zapisze się on złotymi zgłoskami w historii futbolu, jako pierwszy w którym drużyna biorąca udział miała możliwość gry na własnym stadionie. Zarówno Bayern jak i Chelsea walczą o uratowanie słabego sezonu. Czy gospodarze wykorzystają niebywały atut? A może zje ich presje i wreszcie spełni się marzenie Romana Abramowicza? Relacja NA ŻYWO w Ekstraklasa.net!
Bayern Monachium - Chelsea Londyn LIVE- trwa relacja NA ŻYWO w Ekstraklasa.net! Po meczu ekskluzywne materiały specjalnego korespondenta Ekstraklasa.net w Monachium!
Dzisiejszych finalistów łączy bardzo wiele. Po pierwsze, w półfinałach odprawili z kwitkiem murowanych faworytów za jakich bez dwóch zdania uchodziły Real Madryt i FC Barcelona. To właśnie ci odwieczni wrogowie mieli spotkać się ze sobą w finale na Allianz Arena. Jednak w piłce do zwycięstwa nie wystarczy już piąkna i finezyjna gra. Potrzeba zegarmistrzowskiej precyzji, dokładnego przemyślenia i twardej, trudnej do przejścia defensywy. To nowe trendy współczesnego futbolu, podyktowane nam przez Bayern i Chelsea.
Wracając do podobieństw - po drugie maja w składzie Petra Cecha i Manuela Neuera, czyli obecnie najlepszych bramkarzy świata. Ponadto doznali w tym sezonie samych druzgocących klęsk i zawiedli na całej linii. Teraz walczą o pokutę. Po czwarte przystąpią do boju w okrojonych składach. Dzieli ich jedna, gigantycznie pożądana rzecz - puchar Ligi Mistrzów.
Zobacz zdjęcia z treningu i konferencji prasowej Bayernu i Chelsea!
Bayern gra u siebie, ale ma być neutralnie
Od początku istnienia europejskich pucharów istnieje święta zasada, że finał odbywa się na stadionie neutralnym, by nie faworyzować żadnego uczestnika. Wszystko jest ustalane jeszcze przed rozgrywkami i w prawie 50-letniej historii jeszcze nie zdarzyło się, aby finalista został jednocześnie gospodarzem. Jednak to co do niedawna podchodziło pod bajki i wydawało się nieprawdopodobne, przerodziło się w rzeczywistość. Tak wielkiego psikusa wyczynił Bayern Monachium, eliminując naszpikowany gwiazdami Real Madryt. Tym samy zrealizował wymarzony scenariusz.
Mimo to organizatorzy dokładają wszelkich starań, by Allianz Arena w jak najmniejszym stopniu sprzyjała jej codziennym użytkownikom. Wyjątkowo tego dnia obiekt nie będzie świecil w kolorze barw gospodarzy, zaś na trybunach ma zasiąść jednakowa ilość fanów obu zespołów. Niewiele to jednak pomoże, gdyż monachijczycy już dobrze wiedza jak udekorować miasto. Kibicują cale rodziny. Na balkonach pojawiają się flagi, przy niektórych sklepach powieszono balony, na centralnych placach roi się od stoisk z gadżetami, ludzie coraz tłumniej maszerują w koszulkach i szalikach ukochanej drużyny, nie stroniąc od głośnych przyśpiewek. Cala stolica Bawarii jest póki co zalana kibicami wicemistrza Niemiec.
Fani „The Blues” są jak na razie mało widoczni. Plotka głosi, ze boją się zdradzać swoich preferencji kibicowskich, a pełnię potencjału pokażą dopiero na trybunach. Tymczasem w mieście ukazują się jednostkowo, w przeciwieństwie do rywali, których da się spotkać przywdzianych dosłownie na każdym kroku. Pewne jest tylko, że atmosfera piłkarskiego święta zawitała do Monachium na dobre. Każdy żyje tutaj finałem.
Oczekują wybaczenia
Sezon 2011/2012 to dla podopiecznych Juppa Heynckesa pasmo wielkich niepowodzeń. Kibice maja się o co wściekać - na krajowym podwórku rządzi tylko i wyłącznie Borussia Dortmund, zostawiając w tyle wszystkich przeciwników. Na domiar złego, do przegranej już dawno temu Bundesligi, doszło jeszcze niepowodzenie w DFB Pokal (Puchar Niemiec - red.). Ciężko być wiec wyrozumiałym, tym bardziej jak się zaprzepaszcza dogodne okazje.
Ostatnią nadzieją na zniwelowanie potężnej goryczy i bezwzględne odkupienie win jest zwycięstwo w tegorocznym finale. Kibice twierdza - skoro gramy u siebie, to nie powinno być problemów... Nic bardziej mylnego! Właśnie to oczekiwanie tryumfu i przekonanie, iż na własnym stadionie łatwo wszystko załatwić, potęguje potężną presję i nerwy, co w konsekwencji może doprowadzić do porażki. To Bayern sprawia wrażenie bardziej przytłoczonego naporem oczekiwań.
Ostatnia szansa na Ligę Mistrzów
Ale jakby nie patrzeć, to Chelsea znajduje się w gorszej sytuacji. Co prawda ma na koncie Puchar Anglii, lecz w Premier League znalazła się poza czołową czwórką. Oznacza to, że brak zwycięstwa z Bayernem w sobotnim finale będzie równy nieobecnościach w kolejnej edycji Champions League.
Sympatycy londyńczyków ani myślą o dopuszczeniu do siebie czarnego scenariusza. Od kilku lat od przybycia Romana Abramowicza raczeni są regularnymi występami w elitarnych rozgrywkach. Dla nich, jak i oczywiście dla całego klubu ze Stamford Bridge, byłaby to niesamowita katastrofa i najgorszy sezon od kilku dobrych lat. Gniew właściciela sięgnąłby zenitu i spowodował wypływ konsekwencji. Na razie można o tym gdybać, ale wkrótce to wszystko może przerodzić się w rzeczywistość.
Di Matteo - cudotwórca
Zapobiec temu ma osoba trenera Robert di Matteo, który dzisiaj może dokonać tego, czego nie udało się jego sławnym poprzednikom, takim jak Jose Mourinho, Luiz Felipe Scolari, Guus Hiddink czy Carlo Ancelotti. W środowisku trenerskim do lutego był znany tylko koneserom. Nowe stanowisko potraktował poważnie i sensacyjnie doprowadził do wstrząsu i zakończenia wielkiego marazmu. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby di Matteo nie pojawił się w tak kryzysowym momencie. Niewykluczone, ze Chelsea nie pożegnałaby się tylko i wyłącznie z Ligą Mistrzów…
Cech kontra Neuer, czyli pojedynek najlepszych bramkarzy
Petr Cech i Manuel Neuer to dwaj znakomici bramkarze, których łączy bardzo wiele. Jeden i drugi mają na koncie zepsutą krew gwiazd światowego formatu – pierwszy po raz kolejny nie dal się pokonać Leo Messiemu, drugi obronił jedenastki Kaki i Cristiano Ronaldo. Ponadto nie puścił gola od 1147 minut, czyli notabene pobił rekord należący wcześniej do słynnego Oliviera Kahna. Z kolei Cech ostatnio udowodnił swoja wartość w finale Pucharu Anglii – przy stanie 2:1 dla Chelsea, instynktownie obronił strzał Andy’ego Carrola.
Ta fenomenalna interwencja obiegła cały świat – co niektórzy uznali ja nawet za najlepsza w historii futbolu. Inni przyrównywali do słynnej obrony uderzenia Pele przez Gordona Banksa. Nie ulega wiec wątpliwości, ze dużym atutem jednych i drugich są golkiperzy i to ich dyspozycja, zwłaszcza w obliczu prawdopodobnych rzutów karnych będzie kluczowe. Czy czeka nas pokaz bramkarskich parad?
Chelsea pamięta i chce się przełamać
Zdaniem trenera Heynckesa dużą siłą Chelsea jest wiek. Rzeczywiście, aż dziewięciu graczy obecnej kadry dobrze pamięta przegrany w 2008 roku finał z Manchesterem United w Moskwie. Sa to: Didier Drogba, Petr Cech, Ashley Cole, Frank Lampard, Michael Essien, Florent Malouda, Salomon Kalou, John Obi Mikel i John Terry. Dla wielu z nich to może być jedna z ostatnich szans na wywalczenie znaczącego tytułu na arenie europejskiej. Motywacja jest wiec przy tym przeogromna.
Dużo znaków zapytania pozostawia sposób w jaki dzisiaj zagrają „The Blues”. Czy podobnie jak z Barceloną cofną się do obrony i przeprowadzą „złote akcje”, czy też nieco bardziej się otworzą. Na treningu skupiali się mocno na egzekwowaniu rzutów karnych. Może wiec w ten sposób chcą to zakończyć? Atuty maja duże, ale Bayern dołoży wszelkich starań, by do tego nie doprowadzić.
Osłabione lwy
Zarówno Heynckes jak i Di Mateo nie mogą skorzystać ze wszystkich, najlepszych zawodników. Bayern musi radzić sobie bez Davida Alaby, Luiza Gustavo i Holgera Badstubera, którzy w rewanżowej potyczce z Realem obejrzeli kolejne żółte kartki. Z kolei w składach Chelsea nie zobaczymy Johna Terry’ego, Branislava Ivanovicia, Raula Meirelesa i Ramiresa. Oni także pokutują za nadmiar kartek. Siły są wiec w obu drużynach wyrównane.
Mecz Bayern Monachium - Chelsea Londyn transmisja tv online, relacja na żywo w internecie - sprawdź gdzie możesz śledzić spotkanie na żywo
Czytaj również: