menu

Griezmann i sędzia pogrążają Basków, Moyes zadowolony, czyli Sociedad - Atletico od kuchni [RELACJA, ZDJĘCIA]

20 października 2015, 13:03 | Wojciech Adamczak

Największą zaletą meczów piłkarskich w Kraju Basków jest fakt, że są one bez wątpienia najważniejszymi wydarzeniami nie tylko dnia, ale tygodnia. Już na kilka godzin przed meczem na ulicach widać kibiców w klubowych barwach. Oto nasza relacja z wizyty na Estadio Anoeta!

Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
Wizyta na meczu Real Sociedad - Atletico Madryt
fot. Wojciech Adamczak
1 / 15

Mecz zaplanowano na godz. 16, więc liczne grupy fanów gromadzą się w lokalnych barach już od około trzynastej i zajadając tapas dyskutują o nadchodzącym meczu. W zasadzie każdy lokal przyozdobiony jest klubowymi gadżetami, większość ma flagę Realu Sociedad nad drzwiami, a barmani ubrani są w meczowe koszulki. Pod stadionem pierwsza niespodzianka i rzecz zupełnie niewyobrażalna w Polsce: przy stoisku z szalikami sprzedaje się nie tylko te Realu Sociedad, ale również Atletico i każdego innego zespołu Primera Division.

Aby dotrzeć na trybunę prasową, trzeba wjechać windą na piąte piętro. Miejsca pod samym dachem gwarantują idealną widoczność wszystkich akcji, gorzej z reakcjami piłkarzy i pozaboiskowymi zdarzeniami – do murawy jest naprawdę daleko. Na miejscu czeka książeczka z zapowiedzią meczu, po chwili wręczono także protokół. Godzina do meczu – na stadionie praktycznie nie ma żywej duszy, ale tłumy kibiców na ulicach nie pozwalają martwić się o frekwencję. W pierwszym składzie gości jest oczywiście Antoine Griezmann – obecne najważniejszy gracz w talii Diego Simeone, a w latach 2005-2014 zawodnik Realu Sociedad. Francuz przeszedł w San Sebastian drogę od drużyn młodzieżowych, przez Segunda Division, aż do Ligi Mistrzów w sezonie 2013/14. To właśnie w zespole z Baskonii Griezmann stał się graczem światowego formatu i rok temu opuścił ten klub na rzecz Atletico za 30 milionów euro.

Dziesięć minut przed pierwszym gwizdkiem piłkarze kończą rozgrzewkę, a stadion zapełniony jest mniej więcej w połowie, ale to w końcu Hiszpania – nikomu się specjalnie nie spieszy. Ostatecznie frekwencja wyniosła 25 644 osób, czyli prawie 80% pojemności Estadio Anoeta. Tłum chóralnie odśpiewuje klubowy hymn, przywitanie, pamiątkowe zdjęcia i można zaczynać. Podział na „pikników” i „ultrasów” nie jest tak wyraźny jak w Polsce. Oczywiście jest grupka najbardziej zagorzałych fanów, ale niespecjalnie duża, bez większych transparentów, czy sektorówek. Zamiast tego cały stadion jest bardziej zaangażowany w mecz i żywo reaguje na poszczególne zdarzenia. Gospodarze zaczęli z werwą, przeprowadzili kilka niezłych akcji, brakowało jednak zdecydowania w polu karnym. Los Colchoneros grali w swoim stylu – nie patyczkowali się z rywalami i większość kontr przerywali faulami, czym strasznie irytowali kibiców Realu. Sędzia nie wahał się pokazywać im kartki, co nieco utemperowało ich zapędy.

Już w 9. minucie Griezmann pokazał, że nie bez kozery jest obecnie zaliczany do najlepszych graczy na świecie. Postanowił pokazać swoim kolegom z reprezentacji Francji w rugby, która dzień wcześniej odpadła z Pucharu Świata, jak należy pędzić z piłką przez pół boiska. Stoperzy gospodarzy z sobie tylko znanych przyczyn stali bardzo daleko od siebie, więc Francuz popędził środkiem na bramkę rywali z prędkością TGV, wykończył akcję efektowną podcinką i dał Atletico prowadzenie. Tuż po bramce zachował spokój i nie eksponował radości po golu strzelonym swemu byłemu klubowi. Cały stadion gwiżdże, jednak prawdopodobnie nie na Griezmanna, a na swych obrońców, którzy zachowali się w tej sytuacji fatalnie. Do końca pierwszej połowy wiele się nie zmieniło – Real Sociedad próbował atakować, czynił to jednak dosyć nieudolnie i większego efektu to nie przynosiło. Nie brakowało za to fauli z obu stron, obaj stoperzy gości schodzili na przerwę z żółtymi kartkami na koncie.

Zobacz również: Bajeczna akcja Griezmanna

Gospodarze dzielnie próbowali zmienić wynik meczu, ale trzeba oddać defensorom Atletico, że świetnie znają swój fach. Oglądaliśmy prawdziwy popis ustawiania się i czytania gry. W zasadzie cały mecz sprowadził się do ostatnich kilku minut, w których działo się naprawdę dużo. Najpierw Diego Reyes otrzymał żółtą kartkę za faul, jednak opinii na temat sędziego nie potrafił zachować dla siebie. Arbiter najwyraźniej miał inne zdanie i momentalnie pokazał Meksykaninowi drugą kartkę. Ważniejsza była jednak następna akcja. Po zamieszaniu w polu karnym Gimenez ni stąd ni zowąd postanowił rzucić się głową pod nogi Jonathasa. Piłki nie sięgnął, rywala powalił na ziemię i co sędzia na to? Nic, gramy dalej, Atletico pędzi z kontrą, Torres podaje do Carrasco, ten mija bramkarza i ustala wynik. Stadion wpada w agonię, dwadzieścia pięć tysięcy ludzi gwiżdże przeraźliwie, klnie, pokazuje środkowy palec „sprawiedliwemu” tego meczu i rzuca różne przedmioty w kierunku boiska. Jest to zupełne niegroźne dla piłkarzy – stadion posiada bieżnię, więc nich do nich nie dolatuje. Piłkarze również nie potrafią utrzymać nerwów na wodzy i trudno im się dziwić – w końcu nie po to walczą przez dziewięćdziesiąt minut, żeby jeden pan jedną złą decyzją zniweczył cały ten wysiłek. Posypały się kolejne kartki, w tym dwie dla Jonathasa, więc gospodarze ostatecznie zakończyli mecz w dziewiątkę. Cały doliczony czas gry upłynął na dyskusjach, kłótniach i gwizdach. Zawodnicy i sędziowie opuszczają murawę słuchając okrzyków, do zrozumienia których nie potrzeba znajomości żadnego języka.

- To był karny, bez wątpienia. Obrońca rzuca się głową, nie dotyka piłki i przewraca rywala. Muszę, że przyznać, że było to bardzo odważne zagranie, ale faul był ewidentny. Moi piłkarze grali bardzo dobrze, ich nastawienie, pasja była fantastyczna. Zasłużyli co najmniej na remis. Graliśmy przeciwko jednej z najlepszych drużyn w Europie i przez większość meczu stawialiśmy bardzo trudne warunki. Może nie oddaliśmy wielu strzałów, ale naprawdę uważam, że zagraliśmy świetne spotkanie. Z meczu na mecz robimy postępy, jedyne czego potrzebujemy to zwycięstwa - mówił na pomeczowej konferencji trener Realu Sociedad, David Moyes. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że znowu wpada w te same kłopoty co w Manchesterze: drużynie nie idzie, wyniki są kiepskie, ale według trenera wszystko jest dobrze. To skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle? To pytanie na razie pozostaje bez odpowiedzi.

Z San Sebastian - Wojciech Adamczak

Polub na Facebooku: Z pominięciem drugiej linii


Polecamy