menu

Strzelanina w Legnicy. Miedź podzieliła się punktami z Arką

1 września 2014, 11:09 | Rafał Bajko/Gazeta Wrocławska

Takiego spotkania na stadionie Miedzi nie widziano dawno. Aż osiem bramek, dwie czerwone kartki i niesamowite emocje. Tak w kilku zdaniach można podsumować pojedynek pomiędzy "Miedzianką" a Arką Gdynia.

Miedź podzieliła się punktami z Arką
Miedź podzieliła się punktami z Arką
fot. Piotr Kwiatkowski

Koszykówka. Rosa Radom z Pucharem Dolnego Śląska w Wałbrzychu

Ale zacznijmy po kolei. Już w pierwszych minutach meczu obie ekipy zadały sobie po jednym ciosie. Zaczął Wojciech Łobodziński, który po doskonałym podaniu od Daniela Ferugi pewnym strzałem pokonał bramkarza Arki Łukasza Skowrona.

Na reakcję gości nie trzeba było długo czekać. Już w siódmej minucie piłkę z siatki wyciągał także Aleksander Ptak, którego z najbliższej odległości zaskoczył były gracz m.in. Śląska Wrocław Antoni Łukasiewicz. To jednak nie było wszystko, bo kilka minut później, po rzucie rożnym Arka już prowadziła. Strzelcem bramki był Grzegorz Lech, ustalając tym samym wynik do przerwy, mimo usilnych ataków gospodarzy.

W drugiej odsłonie emocji również nie brakowało. Podopieczni Wojciecha Stawowego dość szybko wyrównali po bardzo mocnym uderzeniu zza pola karnego Adriana Woźniczki. Wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby nie ogromne tego dnia problemy Miedzi przy stałych fragmentach gry. Jeszcze raz bramkę po rzucie rożnym zdobyła Arka, a konkretnie Michał Marcjanik.

Niektórym fanom mogło się wydawać, że goście już nie wypuszczą z garści trzech punktów. Nic bardziej mylnego. Kanonadę strzelecką w Legnicy kontynuował bowiem Patryk Szymański, który w ciągu czterech minut zdobył dwa gole i wyprowadził Miedź na prowadzenie. To miał być kolejny punkt zwrotny w tym pojedynku. I pewnie by był, gdyby nie zagranie ręką we własnym polu karnym Keona Daniela. Jedenastkę skutecznie wykonał Antonio Calderon i ustalił wynik tego szalonego meczu.

Dodajmy, że dziwną czerwoną kartkę obejrzał w sobotę Mateusz Szczepaniak, który w końcówce wbiegł na murawę z ławki rezerwowych, ciesząc się po bramce dla swojego zespołu. Otrzymał za to żółtą kartkę, a biorąc pod uwagę fakt, iż wcześniej otrzymał już jeden kartonik (grając przez 71 minut), to sędzia nie miał wyjścia i ukarał gracza Miedzi wykluczeniem.

- To był najlepszy mecz w naszym wykonaniu i z najsilniejszym jak dotychczas rywalem. Spotkanie stało na poziomie ekstraklasy, a nie I ligi. Spotkały się dwa zespoły bardzo dobrze zorganizowane, które dobrze operowały piłką i było na co popatrzeć. Oczywiście, czuję niedosyt z tego remisu, ale paradoksalnie z gry drużyny mogę być zadowolony, bo jako trener widzę progres - powiedział szkoleniowiec Miedzi Wojciech Stawowy.

Gazeta Wrocławska


Polecamy