menu

Pajacowanie z premedytacją, czyli o tym jak Mateusz Mak nie zapanował nad emocjami

11 sierpnia 2013, 16:34 | Jacek Czaplewski

Żaden z trenerów nie lubi, kiedy ma w swojej szatni piłkarza z gorącą głową - takiego którego łatwo jest sprowokować, wytrącić z równowagi. W Lechu Poznań niechlubny prym wiedzie latynoski duet Manuel Arboleda - Luiz Henriquez. W spadkowiczu z ekstraklasy, drużynie GKS-u Bełchatów nad emocjami nie panuje jeden z braci Maków, Mateusz.

Mateusz Mak nie potrafi zapanować nad emocjami
Mateusz Mak nie potrafi zapanować nad emocjami
fot. Arkadiusz Gola / Polskapresse

Spadkowicz przystopował beniaminka. Bełchatów lepszy od Chojniczanki

A było tak: w pierwszej połowie meczu Chojniczanka Chojnice - GKS Bełchatów, przy stanie 0:0, na murawę padł Mateusz Mak. Długo się z niej nie podnosił, choć z perspektywy trybun faul nie był na tyle niebezpieczny, by pomocnik potrzebował pomocy. Mak, kiedy dobiegli do niego masażyści, szybko się otrząsnął i na moment opuścił linię boczną tak, jak wymaga tego regulamin rozgrywek.

Cyrk zaczął się od tamtego momentu. Kibice zaczęli buczeć i gwizdać na Maka, bo ich zdaniem udawał, perfidnie kradnąc czas. Z trybuny krytej poleciał stek wyzwisk w jego kierunku. Na opanowanych piłkarzy takie obraźliwe słowa z reguły nie działają. Mak jednak podjął rękawicę i zniżył się do poziomu fanów Chojniczanki. Dwa razy wskazał ręką na swojego... członka, dając jasno do zrozumienia, co o nich sądzi.

Jak łatwo się domyśleć, kontrowersyjne zachowanie pomocnika GKS-u jedynie rozsierdziło miejscowych kibiców. Ich gniew spotęgowała jednak kolejna gestykulacja, jaką z premedytacją wykonał Mak. Po strzelonym golu przez Pawła Baranowskiego ponownie podbiegł do trybuny i trzymając palec na ustach próbował ich uciszyć. Sędzia główny tej, ani poprzedniej prowokacji nie zauważył. Lepiej widział je jeden z sędziów bocznych, ale nie zareagował. Mak opuścił boisko w 82. minucie przy potężnej porcji gwizdów. Zanim z niego zszedł, specjalnie zmienił stronę, tak by jeszcze dać się publiczności we znaki.

Po ostatnim gwizdku spróbowaliśmy porozmawiać z bohaterem całego zamieszania. Mateusz Mak nie chciał nam jednak udzielić komentarza, a kiedy jeden z chojnickich fotografów powiedział, że opublikuje zdjęcie, jak prowokuje kibiców, Mak tylko się uśmiechnął, po czym zniknął w budynku klubowym.


Polecamy