Michał Paluch - od głębokiej rezerwy do najlepszego strzelca Motoru Lublin
Michał Paluch spisuje się coraz lepiej w trakcie obecnego sezonu w barwach Motoru Lublin. 25-latek ma już na swoim koncie sześć goli.
fot. fot. Ł. Kaczanowski
Dwie bramki przeciwko Wiśle Puławy w minioną sobotę, dwie w starciu z Podlasiem Biała Podlaska, a także trafienie z Wisłą Sandomierz oraz zwycięski gol z Podhalem Nowy Targ. Tak wygląda dorobek strzelecki Palucha w ostatnich tygodniach. To dobry wynik, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zawodnik ten nie zagrał ani minuty w pierwszych dwóch spotkaniach aktualnej ligowej kampanii. Nie mieścił się wówczas w składzie wedle koncepcji trenera Mirosława Hajdy.
Napastnik Motoru przeszedł zatem drogę od gracza nie mającego miejsca w kadrze meczowej do najlepszego snajpera żółto-biało-niebieskich. I po jedenastu kolejkach ma na swoim koncie tylko dwa gole mniej niż w całym poprzednim sezonie. Paluch nie spoczywa jednak na laurach i liczy na kolejne trafienia. Zwłaszcza, że coraz więcej korzyści przynosi lubelskiej drużynie jego współpraca w ataku ze Słowakiem, Dominikiem Kuncą.
- Jest między nami jakaś chemia - uważa Paluch. - Co prawda, nie graliśmy w okresie przygotowawczym razem, ale na treningach wygląda to coraz lepiej. Mam nadzieję, że dzięki temu skończy się gadanie o braku napastników w Motorze. Pokazujemy serducho, walczymy. Z trybun może wydaje się, że to jest łatwe, ale wcale tak nie jest. Z Wisłą strzeliłem dwie bramki, Dominik jedną i miejmy nadzieję, że ta seria będzie jak najdłuższa - dodaje.
A jak czołowy snajper Motoru ocenia ostatnie derbowe spotkanie z "Dumą Powiśla", której był zawodnikiem w rundzie wiosennej sezonu 2013/14 na poziomie II ligi? - Pierwszych 20-25 minut w naszym wykonaniu wyglądało tak, jakbyśmy zostali w szatni. Weszliśmy sennie w mecz. Straciliśmy bramkę, ale na szczęście szybko udało się odrobić straty. Później gra wyglądała już lepiej i mieliśmy wszystko pod kontrolą. Goście mieli sytuacje na 2:1, ale później to my byliśmy już groźniejsi. W drugiej połowie Wisła chyba opadła z sił, a my jak widać jesteśmy dobrze przygotowani i wynik 4:1 to najniższy wymiar kary - uważa 25-latek.
Pomimo dwóch goli na koncie, Paluch nie mógł być w pełni zadowolony ze swojej skuteczności, ponieważ w potyczce z puławianami miał dużo sytuacji bramkowych i nie każdą z nich wykorzystał. - Śmieje się, że zawsze na Arenie strzelam dwie bramki, a trzeciej mi się nie udaje. Mam sytuacje, ale obijam słupki, czy poprzeczki. Jakaś taka mini klątwa ciąży nade mną i nad tym trzecim golem. Ale spokojnie, najważniejsza jest wygrana. 4:1 z Wisłą to dobry wynik, bo rywal był trudny i na pewno odbierze jeszcze niejednej drużynie punkty. Może to dobrze, że nie wykorzystujemy jeszcze wszystkich sytuacji. Zostawmy jeszcze coś na resztę sezonu. Zacznijmy po prostu wygrywać na wyjeździe, zróbmy jakąś małą serię, a doskoczenie do czołówki nie będzie już problemem - podkreśla piłkarz.
W następnym ligowym spotkaniu Motor zmierzy się na wyjeździe z Siarką Tarnobrzeg. Żółto-biało-niebiescy potrzebują w tym starciu zwycięstwa, by zrównać się punktowo z najbliższym rywalem. – Najważniejsze, żebyśmy w każdym meczu pokazywali serce i ambicje. Robimy to na Arenie. Pokazaliśmy też to w Sieniawie, ale boisko zupełnie nie nadawało się do gry. Wywieźliśmy stamtąd remis, a żadna drużyna jeszcze tam nie wygrała. Mam nadzieję, że Siarka dysponuje lepszym boiskiem oraz że pokażemy serce i że kibice pójdą za nami. Na pewno damy z siebie sto procent i będziemy chcieli tam wygrać. Nie mamy już teraz nic do stracenia - mówi Paluch.
W ostatnich dwóch domowych spotkaniach lubelscy kibice nie prowadzili zorganizowanego dopingu na Arenie Lublin. Napastnik Motoru wierzy, że w najbliższym czasie fani drużyny znów będą wspierać ją od pierwszej do ostatniej minuty w każdym meczu. – Mi jako chłopakowi z Lublina jest naprawdę przykro, ale jednak nie robimy wyników. Można powiedzieć, że na początku sezonu graliśmy dobrze, lecz nie zdobywaliśmy punktów. Nie ma się co dziwić kibicom. Pokazujemy teraz na Arenie, że potrafimy. Wygraliśmy dwa mecze po 4:1. Zostawiamy na boisku zdrowie, serducho i mam nadzieję, że wrócą do kibicowania. To naprawdę pomaga w trudnych sytuacjach. Doping zawsze niesie za sobą to, że można z siebie wykrzesać więcej o dwadzieścia lub trzydzieści procent. Liczymy, że kibice docenią, że zostawiamy zdrowie na boisku - kończy popularny "Paluszek".