menu

Wojciech Robaszek z ŁKS Łódź: Przy lepszej skuteczności powinniśmy to dzisiaj wygrać

30 marca 2014, 21:54 | Monika W.

Wojciech Robaszek, szkoleniowiec Łódzkiego Klubu Sportowego, nie krył niezadowolenia po zakończeniu spotkania z KS-em Paradyż. W starciu na szczycie czwartej ligi prowadzony przez niego lider tabeli, Łódzki Klub Sportowy, tylko zremisował z wiceliderem, co nie odpowiada ani jemu, ani zawodnikom.

Wojciech Robaszek, szkoleniowiec Łódzkiego Klubu Sportowego.
Wojciech Robaszek, szkoleniowiec Łódzkiego Klubu Sportowego.
fot. Pilot08

Trener Łódzkiego Klubu Sportowego, Wojciech Robaszek: Mecz z wiceliderem rozpoczął się bardzo dobrze, od prowadzenia. Po chwili mieliśmy bardzo dogodną sytuację Olafa Okońskiego, chyba nawet na drugim czy trzecim metrze - już widziałem piłkę w bramce. Rywalowi udaje się strzelić gola na 1:1 i z takim wynikiem, nie zadowalającym nas w żaden sposób, schodzimy na przerwę. W drugiej części spotkania już zdecydowanie przejęliśmy inicjatywę i mieliśmy kilka okazji na ponowne zdobycie prowadzenia. Przeciwnik, mając stałe fragmenty gry typu rzuty wolne, rzuty rożne, nam nie zagraża. Przy lepszej skuteczności powinniśmy to dzisiaj wygrać. Remis mnie nie zadowala, myślę że moich zawodników również, ale tak wyszło.

Pojawiały się kłopoty z przebiciem się przez czasami nawet dziesięcioosobową obronę Paradyża...
To charakteryzuje wszystkie zespoły, które grają na ŁKS-ie. Mówiąc z perspektywy przyjeżdżających tu rywali: próbujemy się obronić i jak się uda to coś skontrować. W drugiej połowie próbowałem wycofania się, żeby przeciwnik zaczął z nami grac bardziej otwartą piłkę, ale nie był do tego skory. No ale mimo to i tak mieliśmy swoje sytuacje. Dwie idealne okazje Olafa Okońskiego na strzelenie gola, przy odrobince szczęścia w końcówce meczu Adam Patora, gdyby użył mniej siły będąc na środku bramki, mógł dać zwycięstwo. To pokazuje jedną rzecz, że po wyjściu na prowadzenie musimy je powiększyć, by mieć bezpieczny mecz i osiągnąć jak najlepszy wynik.

Były takie momenty, gdzie jednego Koćminę pilnowało pięciu czy sześciu obrońców ŁKS. Takie było założenie, czy brakowało sił w końcówce? Dużo piłkarzy zostawało z tyłu.
Czy ja piłkarzom mówiłem żeby w pięciu pilnowali jednego napastnika, w ogóle była taka sytuacja? Może wynikało to z ustawienia na boisku, a być może trzeba było sięgnąć dalej, pomyśleć o tym, że może chcieliśmy, żeby z tego pola karnego wyszło więcej zawodników, dając nam więcej swobody. Nie musimy o wszystkim opowiadać, ale szukaliśmy rozwiązań pod siebie.

Panie trenerze, a jak pan skomentuje to, że jest już kolejny mecz, gdzie przeciwnicy w drugiej połowie często leżą na murawie. Przecież nie gracie chyba tak agresywnie...
Powiem tak, że rozmawiam z arbitrami zawsze przed meczem namawiając ich, żeby pozwalali grać. Każdy kontakt, styk, przeciwnik leży, trzeba czekać, a co za tym idzie zawodnicy zaczynają wracać, ustawiać się... Nie widziałem momentów, kiedy graliśmy brutalnie, nie wiadomo jak agresywnie. Chodzi o to, że jeżeli jesteśmy przygotowani fizycznie, to w tych kontaktach stykowych stoimy na nogach a rywal się przewraca. Wydaje mi się, że powinno się pozwolić kontynuować grę dla ofensywy. Wymieniłem dzisiaj kilka uwag z arbitrem głównym, uważam że w dwóch-trzech przypadkach miałem rację. Później po spotkaniu przyznał mi rację co do jednej z nich. Jeżeli sędzia pozwoli na bardziej otwartą kontaktową grę, to jest korzystniej, jeśli nie, to tak to właśnie wygląda jak w pierwszym meczu, gdzie słyszeliśmy gwizdek za każdym razem, kiedy przeciwnik się przewracał. Można było kilka razy odpuścić.

Zobacz także:


Polecamy