menu

Żewłakow: Oswajam się z myślą, że to mój ostatni sezon

11 marca 2013, 17:13 | Tomasz Dębek/Polska The Times

- Ja swój czas miałem, wykorzystałem go tak, jak wykorzystałem. Skorzystałem z niektórych dobrodziejstw, niektóre pewnie schrzaniłem. Dla mnie kadra to już tylko temat do opowiadania - mówi Michał Żewłakow, obrońca Legii Warszawa.

Michał Żewłakow: Zespoły z dołu tabeli wziąły się mocno w garść
Michał Żewłakow: Zespoły z dołu tabeli wziąły się mocno w garść
fot. Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net

Po meczu Podbeskidzia z Legią Warszawa: Żewłakow (i Ljuboja) młodszy już nie będzie

W przyszłym sezonie zobaczymy jeszcze Pana w Legii?
Nie umiem dziś odpowiedzieć na sto procent na to pytanie. Ale zaczynam oswajać się z myślą, że to mój ostatni sezon.

Perspektywa gry w eliminacjach Ligi Mistrzów może mieć wpływ na Pana decyzję?
Nie. Oczywiście chciałbym zakończyć ten sezon mistrzostwem Polski. Raz, że nigdy nie zdobyłem tego trofeum, dwa, że Warszawa trochę już czeka na tytuł. To byłby ładny sposób podziękowania i pożegnania się z kibicami. Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, to jestem już w takim wieku, że mój poziom sportowy nie jest na te rozgrywki odpowiedni. Grałem tam kilka sezonów, wiem z czym to się je. Więc nawet jeśli nasz klub będzie walczył o Ligę Mistrzów, to powinni tam grać młodsi i lepsi.

Mówi się, że po zakończeniu kariery obejmie Pan stanowisko dyrektora sportowego, które na początku roku zwolnił Marek Jóźwiak.
Jest taka możliwość. Rozmawiałem z prezesem, który przedstawił mi swoje stanowisko w tej sprawie. Nie ukrywam, że to oferta, która pewnie wpłynie w jakiś sposób na decyzję o moim dalszym graniu w piłkę.

Nie ciągnie Pana do trenerki?
Chodziło mi to po głowie. Myślę, że piłkarz, szczególnie jeśli z trenerką nie miał dużego kontaktu, powinien się doszkolić. Chociaż dla mnie przejście od razu na drugą stronę byłoby pochop-ne. Jeśli już miałbym się na to decydować, to wolałbym pracować przy kimś. Poprzyglądać się, pouczyć, dojrzeć jako przyszły trener. Zobaczyć, czy chcę to robić i czy się do tego nadaję.

Pierwsze dwa wiosenne mecze ligowe były dla Legii fatalne. Co się działo z waszą drużyną?
Nikt nie oczekiwał takiego początku rundy. Może zabrzmi to trochę śmiesznie, ale prosiłbym o cierpliwość. Nie takie drużyny jak Legia miewają słabsze okresy. Spójrzmy, co się dzieje z naszpikowaną gwiazdami Barceloną. Podejrzewam, że wszystko wynika z naszych błędów, a nie ze złego przygotowania czy nietrafionej taktyki. Po dwóch ostatnich meczach my, piłkarze, możemy mieć pretensje tylko do siebie. Na razie nie jesteśmy w stanie wyjść naprzeciw oczekiwaniom. Ale jestem święcie przekonany, że to kwestia czasu [rozmawialiśmy przed meczem z Podbeskidziem - red.].

Nie wytrzymaliście presji, jaką wytworzyły media i kibice?
Coś w tym jest. Patrząc na obecną drużynę Legii, transfery dokonane zimą, każdy myślał, że spokojnie zdobędziemy mistrzostwo. Tytułu nigdy nie zdobywa się spokojnie. Zawsze są jakieś trudności. Mam nadzieję, że te, które napotkaliśmy do tej pory, były jedynymi, a na koniec sezonu będziemy zadowoleni ze swojej pozycji.

Nie tylko Legia słabo wystartowała. Drużyny z czołówki zgodnie gubiły punkty. Nasza liga jest aż tak wyrównana?
Myślę, że zespoły z dołu tabeli wziąły się mocno w garść. One już nie kalkulują, nie uważają, że mecz wyjazdowy z klubem bijącym się o mistrza trzeba spisać na straty. Dla mnie to pozytywne, że te zespoły się nie poddają. Jednak z perspektywy Legii porównując mecze z początku sezonu i początku rundy wiosennej, wesoło nie było.

Wyjechał Pan z Polski w 1998 roku, wrócił do ekstraklasy w 2011. Jak zmieniła się liga przez ten czas?
Drużyny owiane chwałą kandydatów do mistrzostwa nie są już tak mocne jak wcześniej. Legia, Wisła czy swego czasu Górnik Zabrze panowały bezapelacyjnie. Miały swój styl, grały swoją piłkę zarówno na własnym stadionie, jak i na wyjazdach. Teraz każdy potrafi się bronić, znaleźć słabsze punkty faworytów. Wydaje mi się, że zmieniła się też percepcja zawodników klubów z dołu tabeli. Nie ma już czegoś takiego jak wielki strach. Kiedyś przyjeżdżało się na Legię z drżącymi łydkami. Teraz tak nie ma. Każdy walczy jak równy z równym i w zasadzie forma dnia decyduje o zwycięstwie.

Młodzi piłkarze też się zmienili? Niektórych chyba bardziej interesują samochody, dziewczyny i konsole niż treningi?
Zawsze tak było. Sam za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem samochód. Ojciec pukał się w głowę, ale mówił, że się nauczę, życie mnie wyprostuje. Wydaje mi się, że właśnie życie jest najlepszym nauczycielem. W którymś momencie człowiek dojrzewa. Młody piłkarz przeżywa wielkie emocje, chce cieszyć się z tego, co osiągnął. Ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, ile się zrobiło. Jeśli komuś wydaje się, że dużo, to dużo więcej już nie zrobi. Jeśli założy sobie, że coś już osiągnął, ale 90 proc. jeszcze przed nim, wydaje mi się to jak najbardziej naturalne.

Jaki kontakt ma Pan z młodymi zawodnikami? Jako kapitan wprowadza Pan ich do szatni? Pytają o rady piłkarskie, pozasportowe?
Każdy z nich ma swój charakter, do każdego z nich trzeba trafić. Ale staram się zawsze coś wyjaśnić czy im w czymś poradzić. Wydaje mi się, że oni muszą przejść dwie szkoły. Nauczyć się grać na poziomie seniorskim, ale też nauczyć się grać w Legii. To nie jest łatwy klub. Tu potrzebują w zasadzie gotowego materiału. Ci piłkarze to diamenty, które zaczynają być szlifowane. W dużej mierze od nich zależy, czy staną się brylantami.

Widzi Pan w Kubie Koseckim, Danielu Łukasiku czy Dominiku Furmanie przyszłe filary reprezentacji Polski?
Powiem szczerze, patrząc na naszą obecną drużynę, widzę w Arturze Jędrzejczyku kogoś, kto wkrótce może być dla kadry ważną postacią. Jeśli chodzi o pozostałych, obstawiam 50 na 50. Na razie niektórzy zagrali dopiero jedną dobrą rundę. Można bardzo się oszukać, dając opinię już teraz. Każdy z nich ma potencjał i pretenduje do gry czy ocierania się o kadrę. Natomiast dla mnie piłkarz powinien pokazać równą formę przynajmniej przez sezon albo dwa, żeby można było wyciągnąć o nim jakieś daleko idące wnioski.

Dla Pana reprezentacja to już temat zamknięty?
Zdecydowanie tak. Szczerze mówiąc, nawet futbol zaczyna powolutku być dla mnie kwestią zamkniętą. Więc jeśli chodzi o reprezentację, to zostaje mi chyba telewizja, opowiadanie o meczu czy komentowanie.

Pytam, bo Dariusz Dziekanowski w rozmowie z nami powiedział, że powinien Pan znaleźć się w kadrze na mecz z Ukrainą.
Miło słyszeć takie rzeczy, tym bardziej, kiedy wypowiada je były piłkarz. Ale jeśli chodzi o kadrę, jedną rzeczą jest forma sportowa, inną przygotowanie mentalne. Ja już chyba jestem zbyt zmęczony tym wszystkim, żeby koncentrować się co trzy dni. Bo reprezentacja to naprawdę wyższy poziom niż gra w Legii czy europejskich pucharach. Ja swój czas miałem, wykorzystałem go tak, jak wykorzystałem. Skorzystałem z niektórych dobrodziejstw, niektóre pewnie schrzaniłem. Dla mnie kadra to już tylko temat do opowiadania.

W takim razie proszę powiedzieć, co Pan myśli o kadrze Waldemara Fornalika. Zmierza w dobrym kierunku?
Myślę, że dobrze się dzieje w reprezentacji. Trener Fornalik ma swoją filozofię, chociaż może nie jest ona jeszcze wyraźna dla wszystkich. Na pewno pomogłyby w tym wyniki meczów. Gdyby wszystko działo się tak jak do tej pory, a ostatnie mecze byłyby wygrane, to nawet gdyby nie zmieniać stylu gry, opinia o tej kadrze byłaby zgoła odmienna. Po ostatnich niefortunnych spotkaniach są jakieś znaki zapytania, zwątpienie. Ale uważam, że trener Fornalik robi dobrą pracę, jestem jego kibicem.

Co Pan myśli o jego decyzjach personalnych? Odważnie postawił na Kamila Glika i Grzegorza Krychowiaka, do kadry wchodzi Paweł Wszołek, ostatnio wrócił Artur Boruc...
Kamil był zauważany już przez wcześniejszych selekcjonerów. Nie miał może takiej pozycji jak teraz, ale jego sytuacja w klubie też była inna. Gra we Włoszech od dwóch i pół roku, już okrzepł. Widać po nim, że jest bardziej dojrzały. Chociaż z drugiej strony nie tak, żeby oczekiwać od niego cudów. Grzegorza pamiętam ze zgrupowania za kadencji Leo Beenhakkera. To był cichy chłopak, skoncentrowany w zasadzie tylko na treningach i pracy. Kiedy patrzę na niego teraz, widzę mężczyznę. Piłkarza dojrzałego, który dzięki doświadczeniu zebranemu w poważnej lidze jest dla mnie podstawowym zawodnikiem. Nawet w nieudanym meczu z Irlandią był według mnie najlepszy w naszej kadrze. Bardzo popieram jego obecność w reprezentacji Fornalika. Z kolei Paweł Wszołek już od trzech sezonów daje sygnały, że jest piłkarzem na odpowiednim poziomie. To kwestia czasu, kiedy zmieni klub na silniejszy. Wtedy będzie mu łatwiej pokazać swoje umiejętności. Jeśli chodzi o reprezentację, to na razie pieśń przyszłości. Na razie uczy się, patrzy jak wygląda życie w kadrze, próbuje się wkomponować. Wydaje mi się, że jak najbardziej należy mu wysyłać kolejne powołania.

Co Pan myśli o Bartoszu Salomonie, który trafił do Milanu?
Miałem przyjemność być z nim na zgrupowaniu, po którym zostałem wyrzucony z reprezentacji Polski. Nie dostał wtedy szansy na debiut. Ciężko powiedzieć, później nie widziałem go w akcji. Nie wiem, jak wygląda teraz. Ale w takim klubie jak Milan nie pracują ludzie niewidomi czy nieznający się na piłce. Skoro Salamon tam trafił, to znaczy, że prezentuje sobą odpowiedni poziom. Myślę, że to kolejny z młodych piłkarzy, który będzie powoływany do reprezentacji.

Cały wywiad z Michałem Żewłakowem czytaj w Polska The Times >>

Polska The Times

Twitter


Polecamy