menu

Rafał Grodzicki (Motor Lublin): Wiosną presja będzie jeszcze większa

17 grudnia 2019, 09:00 | KK

Rozmawiamy z Rafałem Grodzickim, który w obecnym sezonie pełni funkcję grającego członka sztabu szkoleniowego trzecioligowego Motoru Lublin. Aktualnie, piłkarze żółto-biało-niebieskich mają przerwę od ligowych zmagań, która potrwa do marca przyszłego roku.


fot. fot. W. Szubartowski

Miniona piłkarska jesień była dla was wymagająca i trudna, ale chyba zakończyliście ją w dobrych nastrojach?
Zgadza się. W ostatnim meczu pokonaliśmy 1:0 Wisłę Puławy, a zwycięstwo na finiszu pierwszej części sezonu było mega istotne. Od początku była to niezmiernie ciężka runda, ponieważ szło nam jak po grudzie. Nie zaczęliśmy sezonu tak, jakby wszyscy tego oczekiwali i niestety nie zdobywaliśmy kompletu punktów w każdym meczu. Budowaliśmy tę drużynę, zgrywaliśmy się i pracowaliśmy nad swoim stylem. W wielu meczach potwierdziliśmy, że jesteśmy w stanie tę ligę zdominować, ale potrzebujemy na to czasu. Od połowy rundy zaczęliśmy wyglądać coraz lepiej, bo wykorzystywaliśmy sytuacje bramkowe oraz punktowaliśmy. Dopisywało nam też szczęście, ze względu na to, że pozostałe drużyny nie uciekały nam w tabeli i zaczęły gubić punkty. Dzięki temu mieliśmy kontakt z ligową czołówką do samego końca, a ostatecznie udało nam się zrównać punktowo z zespołami, które liderują. Poza tym awansowaliśmy do finału Pucharu Polski na szczeblu okręgowym. Myślę więc, że możemy czekać z optymizmem na przygotowania do drugiej części rozgrywek. Trzeba popracować tylko nad kosmetyką i Motor powinien być o wiele lepszą i silniejszą drużyną. Mam nadzieję, że będziemy dominować w każdym meczu.

Co było momentem zwrotnym w trakcie minionej rundy? Czy to była porażka z Jutrzenką Giebułtów, po której trener Mirosław Hajdo oddał się do dyspozycji zarządu?
Myślę, że tak. To była dla nas swego rodzaju terapia wstrząsowa, która podziałała. Było źle i wiedzieliśmy o tym, że ciśnienie jest tak mega wielkie, że musimy się zjednoczyć i mówić jednym głosem jako drużyna. To się udało i w kolejnych meczach pokazywaliśmy, że zaczyna być tutaj atmosfera i jeden za drugiego potrafi skoczyć w ogień. Wcześniej nam tego brakowało. Staliśmy się silniejsi, zostając drużyną przez duże “D”.

Czy krytyka ze strony wielu kibiców pomogła wam się "okopać” i stworzyć zespół?
Nie sądzę. Mamy w drużynie bardzo dużo młodych chłopaków. Taka krytyka nie oddziałuje na nich dobrze. Daliśmy jednak radę i to tylko dlatego, że dużo ze sobą przebywaliśmy, rozmawialiśmy i wspieraliśmy się wzajemnie. Mieliśmy za sobą prezesa, jak i cały sztab szkoleniowy, dzięki czemu czuliśmy, że wyniki przyjdą, gdy będziemy trzymać się razem. A dzięki zwycięstwom troszeczkę przyciągniemy do siebie kibiców. Zakończyliśmy rundę na pozycji dającej możliwość fajnego startu do kolejnej rundy. Wiemy jednak, że przed nami jeszcze bardzo dużo pracy, żeby fani w każdym meczu byli z nas dumni. Daleko nam jeszcze do tego, żeby dominować w każdym spotkaniu, tak byśmy zawsze podchodzili do meczu w roli dużego faworyta i pokazywali na boisku, że jesteśmy lepsi. Wiemy doskonale, że jeśli teraz była duża presja, to wiosną będzie ona jeszcze większa.

W naszej rozmowie sprzed sezonu mówił pan, że Motorowi przede wszystkim potrzeba cierpliwości.
I ta runda właśnie pokazała, że najbardziej istotna jest cierpliwość. Gdyby po wspomnianej już porażce z Jutrzenką nie było cierpliwości, to być może trener Hajdo by już w Motorze nie pracował i nie rozmawialibyśmy w taki sposób. A mamy uśmiechnięte twarze i patrzymy pozytywnie na to, co będzie się działo w kolejnej rundzie. Jednak cierpliwość będzie nam nadal potrzebna, bo awansu do II ligi na pewno nie zrobi się w pierwszych pięciu kolejkach, tylko trzeba będzie czekać do czerwca.

A jakie ma pan wnioski z pierwszej rundy z perspektywy grającego asystenta trenera?
Rozwijamy się. W każdym meczu staramy się wprowadzić nasze zasady gry i uważam, że to przynosi efekt. Być może, obecnie nie jesteśmy w stanie narzucać rywalom własnych warunków przez 90 minut, ale z meczu na mecz tych minut było coraz więcej. Gdy ze Stalą Kraśnik wskoczyliśmy na nasze maksymalne obroty, to w 20 minut potrafiliśmy strzelić dwie bramki, a z Hetmanem Zamość przez pół godziny optymalnej gry, trafiliśmy do siatki trzykrotnie. Naprawdę jesteśmy w stanie wygrać tę ligę, tylko trzeba dalej pracować nad różnymi aspektami, między innymi wspomnianą już cierpliwością. Trener ma bardzo dużo pomysłów, które cały czas wprowadza w życie, a to daje efekt. Dzięki temu dużo młodych graczy z naszego składu notuje progres. Mogę pochwalić Bartka Rymka, który wiele razy wszedł z ławki i pomógł drużynie. W ostatnich miesiącach bardzo się rozwinął i to dzięki zajęciom oraz wskazówkom trenera, które mu pomogły. Mógłbym tak wymieniać po kolei. Kamil Kumoch zagrał praktycznie całą rundę w podstawowym składzie, a to młody chłopak, na którego chyba nikt nie liczył. Okazało się jednak, że to może być naprawdę wartościowy zawodnik.

Ciężko pogodzić rolę w sztabie szkoleniowym z grą na boisku?
Bardzo ciężko. Szatnia rządzi się zupełnie innymi prawami i po pierwsze, trzeba sobie na tyle zaskarbić zaufanie chłopaków, żeby im to nie przeszkadzało. Wydaje mi się, że to zrobiłem i potrafiłem pogodzić jakoś obie moje funkcje, a wyszło z tego dużo dobrego.

Nie żałuje pan przeprowadzki do Lublina i przejścia z I. do III. ligi?
Oczywiście, że nie. Może bym żałował, gdybym trafił do innego klubu. Wiem od paru lat, że Motor chce być wyżej, a z takim stadionem i z tymi kibicami powinien, bo na to zasługuje. Nie żałuję tego transferu, bo mam już swoje lata, ale mimo wszystko przyszedłem się tu rozwijać, między innymi jako asystent trenera. Być może uda mi się poprzez część treningów sprzedać moje doświadczenie chłopakom. Oby kiedyś ktoś z nich wyciągnął z tego coś dobrego.

ZOBACZ TAKŻE:


Polecamy