menu

Kamil Stachyra: Brakuje mi futbolu, ale muszę być silny

20 kwietnia 2018, 17:22 | KK

- Było dużo przypadków osób, które nie potrafiły się odnaleźć po odwieszeniu butów na kołek. Skutkowało to depresjami i innego rodzaju przykrymi sprawami. Dlatego staram się z tym wszystkim uporać, choć nie ukrywam, że brakuje mi futbolu. Jednak muszę być silny - mówi w rozmowie z nami Kamil Stachyra, były piłkarz m.in. Motoru Lublin i Górnika Łęczna.

Stachyra ma na koncie 9 meczów Ekstraklasie, 53 występy na poziomie pierwszoligowym oraz 29 spotkań w II lidze i 121 na szczeblu trzecioligowym.
Stachyra ma na koncie 9 meczów Ekstraklasie, 53 występy na poziomie pierwszoligowym oraz 29 spotkań w II lidze i 121 na szczeblu trzecioligowym.
fot. fot. Łukasz Kaczanowski

Latem zeszłego roku odszedłeś z Motoru Lublin. Jesienią byłeś zawodnikiem JKS 1909 Jarosław, ale w rundzie wiosennej trwającego sezonu nie jesteś związany kontraktem z żadną drużyną? Czym się więc obecnie zajmujesz?
Przygotowuję się do otwarcia własnej działalności w branży motoryzacyjnej. W tym celu przechodzę różne szkolenia i załatwiam wiele formalności. Praktycznie całe dotychczasowe życie poświęciłem piłce nożnej, a teraz poświęcam dużo czasu na "papierologię", dotacje i wszelkie potrzebne procedury. Chce się przebranżowić, zawrzeć nowe kontakty, zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Nie chcę zdradzać wielu szczegółów, żeby nie zapeszać.

Branża motoryzacyjna to popularny kierunek dla byłych piłkarzy? Podobno twój kolega z szatni Motoru Damian Falisiewicz jeździ na TIR-ach.
Też obiło mi się to o uszy. Jeżeli to będzie mu sprawiać frajdę i może z tego dobrze zarabiać, to fajna sprawa.

Byli piłkarze wybierają różne drogi. Są też takie przypadki jak Sebastian Szałachowski, którego znasz chociażby z Górnika Łęczna. On po zakończeniu kariery został pomocnikiem egzorcysty.
Słyszałem o tym. Jeśli czuje się spełniony i wie, że pomaga ludziom oraz sobie, to czemu nie? Jestem za tym, żeby każdy robił to, co lubi. Choć muszę przyznać, że nie tylko dla mnie nowa działalność Sebastiana była lekkim zaskoczeniem.

Ty już definitywnie rozstałeś się z futbolem?
Na razie raczej tak. Mam 30 lat, ruszam się cały czas, codziennie ćwicze i prowadzę aktywny tryb życia. Biegam, chodzę na siłownie oraz na squasha. Regularnie ćwiczę także z zespołem futsalowym AZS UMCS Lublin u trenera Artura Gadzickiego. Nie gram meczów w barwach drużyny "Dzików", ale trenuje z chłopakami. Natomiast mecze Motoru oglądam z wysokości trybun. Byłem na kilku spotkaniach w tej rundzie i patrzyłem jak koledzy grają. Staram się być w miarę na bieżąco także z Ligą Mistrzów i innymi rozgrywkami, które śledzę w telewizji.

Po pobycie w JKS 1909 Jarosław miałeś już dość swojej przygody z piłką?
Tak. Zderzenie z tamtejszą rzeczywistością było trudne. W Motorze jest zupełnie inaczej. Co prawda, w Jarosławiu też mają klub na poziomie trzecioligowym, ale różnice pomiędzy JKS a Motorem, to jak niebo a ziemia. Zwłaszcza jeżeli chodzi o kibiców, infrastrukturę, same treningi czy frekwencję na zajęciach. Często zdarzało się, że przyszło nas na trening tylko jedenastu i nie można nawet było zrobić normalnej gierki, więc o czym tu rozmawiać? W niższych ligach mógłbym spróbować swoich sił tylko w drużynie która o coś aspiruje. Na zespoły podobne do mojego ostatniego klubu to "szkoda prądu", jak to się mówi.

Zimą odszedłeś z JKS. Miałeś zapytania i oferty od innych klubów?
Owszem, były pewne tematy. Myślałem, m.in o tym, żeby pojechać na testy do jednego z klubów pierwszoligowych. Jednak po prostu zdecydowałem, że teraz muszę budować swoją przyszłość i podjąć decyzję, co chcę w życiu robić. Choć nie ukrywam, że chciałbym działać przy piłce teraz lub później. Całe moje życie kręciło się wokół meczów, treningów, obozów i szkoleń. Dużo osób z mojej rodziny też było zaangażowanych w to wszystko. Właściwie nie miałem typowego dzieciństwa, tylko wszystkie moje zajęcia były podporządkowane pod futbol. Po szkole czasami obiadu się nie jadło, tylko jechało się prosto na trening. Trochę żal opuszczać to środowisko, ale najważniejsze to dać sobie radę z życiem po piłce nożnej. Było przecież dużo przypadków osób, które nie potrafiły się odnaleźć po odwieszeniu butów na kołek. Skutkowało to depresjami i innego rodzaju przykrymi sprawami. Dlatego staram się z tym wszystkim uporać, choć nie ukrywam, że brakuje mi futbolu. Jednak muszę być silny.

W przyszłości widziałbyś się w roli agenta, menadżera, trenera?
Czemu nie? Jak najbardziej. Zarówno jako agent czy trener, na pewno rozmawiałbym z młodymi zawodnikami inaczej niż ze mną rozmawiano. Trzeba myśleć trochę o tych chłopakach, a nie tylko o sobie. To bardzo ważne, by młodym piłkarzom nie zrobić krzywdy, wskazać odpowiednią drogę i pokazywać, żeby się nie załamywali i byli pewni swoich umiejętności. To jest bardzo ważne w dzisiejszym świecie, nie tylko w piłce. Cieszymy się, że kilku polskich zawodników gra w Lidze Mistrzów, ale powinno być nas na tym poziomie więcej. Uważam, że mamy zdolną młodzież, ale w pewnym wieku gdzieś to wszystko się zaciera i ci, którzy się wyróżniali nagle przepadają. Nie wiadomo co się z nimi dzieje. I to jest właśnie problem. Mam licencję UEFA B, więc może kiedyś mi się przyda? A może jeszcze wrócę do grania? Nie wiadomo. Parę osób pokazuje, że można mieć więcej lat ode mnie i dobrze prezentować się na boisku.

Latem zeszłego roku byłeś na testach w Górniku Łęczna. Nie żałujesz, że nie podpisałeś kontraktu z tym klubem?
Żałuję, ale pytanie dlaczego tak się stało należy skierować do prezesa Nikitovicia. Ja byłem jak najbardziej chętny, trener Tomasz Kafarski również. Reszta była zależna od prezesa. Cóż, szkoda. Wiem, że na pewno dałbym z siebie 120 procent, by Górnik utrzymał się w lidze. Przypomnę, że jestem jeszcze gotowy do grania, mogę w każdej chwili wskoczyć w buty i pomóc jakby trzeba było, ale ciekawe czy mógłbym to pogodzić z pracą, z którą ruszam od początku maja. Może być ciężko (śmiech).

Jakie masz wrażenia z oglądania Motoru w rundzie wiosennej? O awans na pewno nie będzie lublinianom łatwo.
Zgadza się, choć uważam, że Motor ma najsilniejszą kadrę w tej lidze. Nikt nie ma takiej drużyny jaka jest w Lublinie. Jeśli chłopaki nie awansują, to będzie zaskoczenie. Mają równorzędnych bodajże 24 zawodników, po dwóch na każdą pozycję. Nic, tylko wygrywać. Nadal mam paru kolegów w zespole, więc na mecze na Arenie Lublin staram się przychodzić i ich dopingować. Trzymam kciuki, lecz wiadomo, że nikt przed Motorem się nie położy, niezależnie od tego gdzie są rozgrywane mecze. Większość rywali Motoru już grało na Arenie, wiedzą jak wygląda ta meczowa otoczka i chcą się przeciwstawić gospodarzom. Mieliśmy już tego przykłady w rundzie wiosennej. Liga jest dość wyrównana i uważam, że nawet sześć zespołów będzie się liczyć w walce o awans. Ale koniec końców, myślę, że to Motor będzie się cieszył z promocji do II ligi.

Czy twoim zdaniem Wólczanka Wólka Pełkińska będzie w grze o awans do samego końca?
Mogą złapać jakąś "zadyszkę", ale powinni walczyć do końca. Mam nadzieję, że przegrają na Arenie Lublin i wtedy będzie im ciężej.


Polecamy