menu

GieKSa bez pomysłu na ogranie lidera. Łęczna zdobyła punkt przy Bukowej

5 kwietnia 2014, 19:17 | Piotr Szymański

Miało być pierwsze zwycięstwo katowiczan na wiosnę, ale skończyło się, już niemal tradycyjnie, na ambitnych planach. GieKSa zagrała bez pomysłu i niczym nie była w stanie zaskoczyć lidera z Łęcznej.

GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
GKS Katowice - Górnik Łęczna 1:1
fot. Piotr Szymański
1 / 10

Ostatnia wtopa w Legnicy (porażka 0:3) mocno ostudziła apetyty w Katowicach. GKS nie wygrał żadnego meczu na wiosnę, spadł na 5. miejsce w tabeli i do lidera tracił 10 punktów, czyli tyle, co do... strefy spadkowej. Sobotni pojedynek z Górnikiem Łęczna był więc tym przysłowiowym meczem ostatniej szansy.

Po przesunięciu do rezerw Janusza Gancarczyka, do pierwszego składu GieKSy „wrócili” Łukasz Budziłek i Adrian Jurkowski. Z kolei w ekipie Jurija Szatałowa doszło do jednej zmiany w porównaniu do ostatniego spotkania - na ławce usiadł Veljko Nikitović, a od początku zagrał Maciej Szmatiuk.

Od pierwszych minut pozytywnie chcieli pokazać się gospodarze. Katowiczanie długo utrzymywali się przy piłce, ale kompletnie nie mieli pomysłu na wykończenie akcji w polu karnym. Pierwszy celny strzał na bramkę obejrzeliśmy w 14. minucie i od razu zakończył się golem. Ze stojącej piłki dośrodkował Patrik Mraz, ta trafiła niefortunnie Jurkowskiego, który wystawił ją jak na tacy Łukaszowi Zwolińskiego. Górnicy objęli prowadzenie, a przy takim wyniku, GKS mógł definitywnie zapomnieć o awansie.

Po kolejnych 10 minutach plac gry musiał opuścić strzelec bramki dla łęcznian; w jego miejsce wszedł... Julien Tadrowski, a na szpicę powędrował Paweł Zawistowski. Ta roszada ewidentnie zaskoczyła obronę katowiczan, którzy źle zastawili pułapkę ofsajdową, a piłkarz wypożyczony z Korony Kielce przegrał pojedynek oko w oko z Budziłkiem.

Zawodnicy Kazimierza Moskala posiadali sporą przewagę w posiadaniu piłki, którą udało im się udokumentować w 32. minucie. Przemysław Pitry wyśmienitym zagraniem obsłużył wbiegającego w szesnastkę Rafała Pitrzaka, który po długim rogu wpakował ją do sieci.

Z pierwszej połowy warto odnotować jeszcze wrzutkę Bartłomieja Niedzieli z lewej strony i strzał Zawistowskiego z pierwszej piłki, który nieznacznie się pomylił. Warto podkreślić bierną postawę środkowych obrońców GKS-u, którzy byli spóźnieni niemal przy każdej kontrze Górnika. Budziłek miał słuszne pretensje do swoich kolegów.

Po zmianie stron spotkanie stało się bardzo szarpane, a sędzia co chwilę musiał używać gwizdka i wzywać masażystów. Niezbyt widoczny był Szymon Skrzypczak, który wybiegł na drugą połowę w miejsce kontuzjowanego Grzegorza Fonfary. Poziom piłkarski również nie mógł zachwycać. Łęcznianie od początku nastawili się na kontry, a potencjał ofensywny skrzętnie posadzili na ławce. GieKSa grała wolno, bez efektu zaskoczenia. Z najwyższym trudem zawodnicy Moskala przedostawali się w okolice pola karnego rywalu, nie mówiąc już o próbie uderzenia.

W 63. minucie serca mocniej zabiły wszystkim fanatykom gospodarzy. Kiks we własnej szesnastce zaliczył Jurkowski, a w ostatniej chwili Budziłek naprawił sytuację i uprzedził gracz Górnika. Po tej akcji z „Blaszoka” rozległo się gromkie: „GieKSa grać, k... mać!”. Natomiast w sektorze gości głośno bawiła się ok. 150-osobowa grupa kibiców z Łęcznej. Po przerwie to łęcznianie sprawiali lepsze wrażenie.

Kolejne minuty upływały wraz z narastającym zniecierpliwieniem trybun. Okazji podbramkowych z obu stron było jak na lekarstwo, a żadna ze stron nie kwapiła się do podjęcia choćby odrobiny ryzyka. Oblicza tego spotkania nie potrafili odmienić też nowi zawodnicy, którym szansę dawali trenerzy.

Jak na mecz ostatniej szansy, to katowiczanie pokazali niewiele ambicji, a jeszcze mniej czystej piłkarskiej jakości. Łęczna przyjechała z jasnym nastawieniem – by nie przegrać, i ta sztuka dość łatwo im się w Katowicach udała. Przewaga 10 punktów nad GieKSą, przynajmniej na razie, została zachowana.


Polecamy