menu

Dragoljub Srnić, piłkarz ŁKS: Ten styl zwykle nie wybacza błędów [wywiad]

29 listopada 2019, 12:39 | R. Piotrowski

Rok temu jego brat pokonał w Belgradzie wielki Liverpool, rywalizował w Lidze Mistrzów z Napoli, a dziś występuje w hiszpańskim Las Palmas. On natomiast walczy z ŁKS o utrzymanie w ekstraklasie. – Jesteśmy w stanie to zrobić – zapewnia Dargoljub Srnić w rozmowie z „Dziennikiem Łódzkim” tuż przed niedzielnym meczem z Cracovią.


fot. Dragoljub Srnić w przeszłości występował m.in. w FK Čukarički i Śląsku Wrocław. Teraz jest w ŁKS [Fot. Krzysztof Szymczak]

Wychowanek serbskiego FK Mačva w 2010 roku trafił do szkółki piłkarskiej FK Crvenej zvezdy, potem z sukcesami występował w FK Čukarički, wreszcie przeniósł się do Śląska Wrocław, raz jeszcze wrócił do ojczyzny, a w końcu, przed rozpoczęciem tego sezonu związał się z ŁKS. Kazimierz Moskal postawił na niego w październiku i wydaje się, że Dragoljub Srnić szansę wykorzystał. W niedzielę Serb wraz z kolegami spróbuje pokrzyżować plany wiceliderowi.

- Mówi ci coś nazwisko Kašćelan?
- Słyszałem...

- To były reprezentant Czarnogóry, który kilka lat temu skradł serca kibicom ŁKS. Wirtuozem piłkarski nigdy nie był, ale zaangażowania na boisku nikt nie mógł mu odmówić. Ponoć odrobinę go przypominasz.
- Walka jest na tej pozycji bardzo ważna, tak jak to, by zawodnik na niej występujący potrafił uderzyć z dystansu. Obie te rzeczy przemawiają na korzyść piłkarza, ale najważniejsze jest zadanie. A tym zadaniem jest tu zabezpieczenie środka pola tuż przed linią obrony, odbiór i zbieranie drugich piłek. Słowem - defensywa.

- Z tymi defensywnymi pomocnikami zawsze jest problem. Ich pracę dostrzec kibicom jest zazwyczaj trudno.
- Niby tak, ale chyba teraz częściej docenia się grę defensywnych pomocników i dziś nietrudno już znaleźć pozytywne komentarze na temat gry zawodników występujących na tej pozycji. To prawda, że kibice najczęściej zauważają napastnika, bo on zdobywa gole lub na przykład bramkarza, który rzuca się w oczy, ale kto choć odrobinę rozumie piłkę nożną jest w stanie dostrzec i właściwie docenić także innych piłkarzy.

- A najlepszym zawodnikiem grającym na tej pozycji jest…
- Podoba mi się Marco Verratti. Prawda, on rzadko uderza na bramkę, ale to jest drugorzędna sprawa, bo najważniejsza jest jego praca w środku pola. To jak czyta grę, jak przewiduje posunięcia rywali. Taki piłkarz gwarantuje ci opcję korekty, gdy coś nie idzie po twojej myśli. On trzyma w garści środek boiska.

- Piłkarskiego rzemiosła uczyłeś się m.in. w FK Crvena zvezda Belgrad, jednej z najbardziej utytułowanych drużyn z tej części Europy. Dlaczego nie wyszło?
- Ciężko powiedzieć. Być może właśnie dlatego, że jest to największy klub na Bałkanach. Moim zdaniem, jeśli za twoimi plecami nie stoi dobry menadżer, to szansę na przebicie się do pierwszej drużyny masz tam mniejszą od tych, którzy z takim agentem współpracują. A drugą sprawą jest ogromna konkurencja. Tam wielkim problemem jest nie tylko utrzymać się w szerokiej kadrze pierwszego zespołu, ale i otrzymać choćby szansę, aby do tej kadry na chwilę wskoczyć. Ja wraz z moim bratem próbowaliśmy, ale się nie udało. W przypadku Slavoljuba [brat bliźniak – przyp. red.] skończyło się wtedy na jednym występie.

- To co nie udało się w Belgradzie, powiodło się w FK Čukarički. Puchar Serbii, przygoda w europejskich pucharach, status ulubieńca kibiców.
- Co do kibiców, to bym z tym nie przesadzał, zresztą FK Čukarički nie ma znowu tak wielu sympatyków. Reszta się zgadza. Udany dla mnie i drużyny czas. Zdobycie Pucharu Serbii było dla klubu dokonaniem historycznym. Trafiłem do niego z moim bratem na zasadzie wypożyczenia, choć koniec końców zostałem tam w sumie na pięć sezonów. Slavoljub wrócił natomiast do Belgradu zaraz po tym, jak sięgnęliśmy z FK Čukarički po puchar. Dużo wtedy za niego zapłacili.

- Kilka miesięcy temu rywalizował z Liverpoolem na Anfield i w Belgradzie, gdzie nawet z przyszłym triumfatorem Ligi Mistrzyń twoim kolegom udało się wygrać 2:0. Zagrał też z Napoli. Gdy zaczynaliście przygodę z piłką, który z braci Srniciów był lepszy?
- Nie potrafię nas porównać. Jego zawsze ciągnęło do przodu, chciał zdobywać gole, więc grał i gra nadal na pozycji napastnika, z kolei ja trzymam się bliżej własnej bramki. Slavo przeniósł się do występującego w hiszpańskiej Segunda División Las Palmas i dziś mocno trzymam za niego kciuki. Jesteśmy bardzo blisko, wspieramy się, codziennie rozmawiamy przez telefon przynajmniej trzy razy.

- To może zachęciłbyś go do przenosin do Łodzi? W ŁKS jest trzech napastników, ale od przybytku głowa nie boli.
- Ciężko powiedzieć [śmiech – przyp. red.]. Myślę, że jeśli będzie planował przeprowadzkę, to w pierwszej kolejności pomyśli o jakimś klubie w Hiszpanii, bo poziom sportowy, klimat i aspekt finansowy odgrywają tutaj kluczowe role. Z tego co wiem, kiedyś kontaktowały się z nim Pogoń Szczecin i Zagłębie Lubin, ale nic z tego nie wyszło. Wydaje mi się, że akurat jego mógłby tutaj zainteresować tylko ktoś z ligowego topu – Legia Warszawa lub Lech Poznań.

- A wracając do drugiego z braci – jak traktujesz swoją przygodę w ŁKS? W kategoriach szansy, czegoś co potencjalnie pozwoli ci kiedyś podążyć śladem brata, czy też może ważne jest to co tu i teraz?
- To drugie. Skupiam się wyłącznie na najbliższym treningu i meczu, skupiam się na naszej drużynie. Dla mnie zawsze to ona będzie najważniejsza, bez względu na to, czy wybiegam na murawę w wyjściowej jedenastce, czy też siadam na ławce rezerwowych lub ląduję na trybunach. Najważniejszy zawsze musi być klub. I jego wynik.

- I tego wyniku dziś bardzo brakuje.
- Obecna sytuacja nie jest dla nas komfortowa. Wszyscy przecież wiedzą, ile meczów przegraliśmy i które miejsce zajmujemy w tabeli ekstraklasy. Nie możemy się poddawać i zapewniam, dalej będziemy walczyć o każdy punkt. Każdy jeden jest w naszej sytuacji bezcenny. W tym roku rozegramy w lidze jeszcze cztery mecze i musimy zrobić wszystko, by tych punktów zgarnąć jak najwięcej.

- Zdaniem części piłkarskich ekspertów ŁKS padł ofiarą swojego pierwszoligowego sukcesu i zarazem stał się zakładnikiem futbolowej filozofii, która, choć widowiskowa, nie przekłada się teraz na zdobycz punktową.
- Lubię nasz styl. Dobrze się w nim czuję. Każdy, kto gra w piłkę zazwyczaj nie chce się jej pozbywać. Oczywiście w tej lidze grać w ten sposób to nie jest prosta sprawa. Jeśli chcesz coś osiągnąć, nie możesz preferując ten styl gry popełniać tylu błędów, bo on nie wybacza pomyłek. Musisz grać idealnie lub być bliski perfekcji. Zobacz jak to wyglądało w Gdańsku. Zaczęliśmy świetnie, zdobyliśmy gola, mieliśmy wszystko mniej więcej pod kontrolą. Wystarczył jeden błąd, strata gola i role na boisku niestety w w mgnieniu oka się odwróciły.

- Zachodzę w głowę: dlaczego? Indywidualne błędy? Błędy zespołowe? A może problem leży w głowie?
- Nie wiem… Przypuszczam, że zabrakło nam wszystkiego po trochu. Po odprawie, już po meczu z Lechią, pierwsze co pomyślałem to to, że największym naszym problemem są te łatwo tracone bramki czyli błędy, które do nich prowadzą. Tracisz piłkę w sektorze boiska, gdzie tracisz jej nigdy nie powinieneś, potem to siedzi w twojej głowie i za chwilę masz problem, żeby dostatecznie skoncentrować się na kolejnym zagraniu. Nie ma co kryć, bramki w meczu z Lechią traciliśmy jak dzieci. Nie rozumiem tego, tym bardziej że sposób gry gdańszczan był czytelny. Oni po prostu na nas czekali, jakby wiedzieli że za chwilę i tak stracimy piłkę, a kiedy tak się faktycznie działo, zaraz po tym pojawiały się kłopoty. Taka jest ta liga. Nasi rywale, wyjąwszy z tego Lecha Poznań, który w meczu z nami grał otwarty futbol i może jeszcze Jagiellonię Białystok, stosują proste środki.

- W niedzielę zmierzycie się z Cracovią, a tam w środku pola rządzi Janusz Gol. Kojarzysz zapewne dżentelmena. Dużo potrafi.
- Zarówno w Serbii, jak i w Polsce, podchodzę do takich wyzwań w podobny sposób. Oczywiście analizujemy grę przeciwnika. Musimy wiedzieć jak reagują w konkretnych sytuacjach, co jest ich silną stroną, gdzie mają problemy, w przypadku Cracovii warto chociażby zwrócić uwagę na stałe fragmenty gry, ale najważniejsze będzie to, co my potrafimy i na ile zdołamy te umiejętności potwierdzić na boisku. Należy zawsze skoncentrować się przede wszystkim na sobie.

- Waszym sponsorem są zakłady bukmacherskie więc tak z ciekawości, czysto hipotetycznie: postawiłbyś dziś na utrzymanie ŁKS w ekstraklasie…
- Zdecydowanie tak. Jesteśmy w stanie to zrobić. To nasz priorytet.

KAZIMIERZ MOSKAL PRZED MECZEM Z CRACOVIĄ;nf

ŁKS LICZY NA LEGIĘ;nf


Polecamy