Portowcy w kolorze srebra. Pogoni zabrakło jednej bramki [zdjęcia]
Pogoń pokonała Legię Warszawa 2:1 w rewanżowym spotkaniu finału Centralnej Ligi Juniorów, ale strat z pierwszego meczu nie odrobiła
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
fot. Wolosz Sebastian
Przedmeczowych wypowiedzi – pełnych wiary i optymizmu – młodzi Portowcy nie „sprzedawali” tylko na potrzeby promocji, ale faktycznie ufali w swoje umiejętności i od 1. minuty przystąpili do odrabiania strat. W Ząbkach Pogoń przegrała aż 1:4, ale trener Paweł Cretti wbijał do głów swoim zawodnikom, że jeszcze nie wszystko stracone. W meczach juniorów „niemożliwe” nie istnieje. Wystarczy wspomnieć ubiegłoroczny finał. Legia u siebie przegrała ze szczecinianami 0:2, ale w rewanżu wygrała 5:2. Wydatnie im w tym pomogła czerwona kartka dla Gracjana Jarocha. Napastnik z powodu kontuzji w środę nie mógł pomóc na boisku, więc oglądał spotkanie na trybunach.
Pogoń już do przerwy prowadziła 2:0. Grała spokojnie w tyłach i odważnie z przodu. Prezentowała się przynajmniej o dwie klasy lepiej niż w pierwszym spotkaniu finałowym. A goście z Warszawy odwrotnie. Byli jedynie tłem dla samych siebie. Trener Piotr Kobierecki i jego zawodnicy jakby za szybko uwierzyli, że rywalizacja jest rozstrzygnięta i zdecydowali się na zbyt zachowawczą grę. Zostali skarceni. Rafał Maćkowski dobił strzał Mateusz Bochnaka, a Aron Stasiak szczupakiem wykorzystał centrę Gracjana Kuśmierka.
W przerwie Pogoni brakowało już tylko jednego trafienia, by zdobyć tytuł mistrza Polski. Trzy tysiące fanów też wierzyło, że Portowcom uda się sfinalizować roczne starania. Goście zareagowali i drugą połowę rozpoczęli z dwoma zmianami i odważniejszym usposobieniem.
To gospodarze jednak cały czas mieli inicjatywę. Grali mądrze taktycznie, bo nie pchali akcji jednym sektorem, ale próbowali zarówno skrzydłami oraz środkiem. Warszawski zespół coraz bardziej był spychany, Pogoń potrafiła nawet przez dłuższą chwilę wprowadzić wszystkich piłkarzy na połowę rywala w czasie ataku pozycyjnego i utrzymać się przy piłce. Brakowało tylko celnych strzałów.
Legia zaczęła się budzić ok. 65. minuty. Coraz szybciej atakowała, a Portowców zaczęły łapać skurcze. Cretti zagrał logicznie – dokonał trzech zmian, by raz jeszcze rozbujać drużynę. Nim to jednak nastąpiło – zespół dwukrotnie uratował Daniel Kusztan: raz broniąc główkę z bliska, raz strzał z 14 m. W 84. minucie Stasiak spudłował główką i to był znak do finiszu. Mimo naporu Pogoń złotego gola nie strzeliła, a w 93. minucie straciła gola z karnego.
Publiczność wygwizdała schodzących do szatni sędziów (za podyktowanie karnego), choć jeszcze parę minut wcześniej bili mu brawa za to, że doliczył 6 minut do regulaminowego czasu gry. Gdy jednak rozpoczęła się dekoracja - atmosfera między drużynami i na trybunach była bardzo dobra. Legioniści utworzyli szpaler Portowcom, gdy ci odbierali medale i puchar, szczecinianie zrewanżowali się tym samym. I choć gospodarze po ostatnim gwizdku padli na murawę źli, rozgoryczeni, smutni, a przede wszystkim bardzo zmęczeni, to wkrótce docenią swój tegoroczny sukces.
Pogoń Szczecin – Legia Warszawa 2:1 (2:0)
Bramki: Maćkowski (18.), Stasiak (44.) - Handzlik (93. - karny)
Pogoń: Kusztan – Kuśmierek, Nagel, Kujawa, Paprzycki, Żurawski, Wawrzynowicz, Maćkowski, Bochnak, Boniecki, Stasiak CZ (92.).
Legia: Kochalski – Cichocki (46. Szwed), Olszewski, Pietrzyk, Bondarenko, Waniek, Leleno, Czarnowski, Praszelik (80. Handzlik), Aftyka (46. Orlik), Góral (56. Wełniak).
[przycisk_galeria]
Zobacz także: Magazyn Sportowy GS24