Przemysław Bella: Wywindujemy „Zdzichy” w górę tabeli
- Zbyt mało otrzymałem szans. Uważam, że w nadchodzącej rundzie zagościłbym w składzie Okocimskiego na dłużej, niestety w klubie widziano to inaczej - mówi Przemysław Bella, który po półrocznej przerwie ponownie ubierze koszulkę Ruchu Zdzieszowice.
fot. Mirosław Szozda
Latem ubiegłego roku opuściłeś Zdzieszowice wybierając ofertę I ligowego Okocimskiego Brzesko. Po rundzie jesiennej klub „Piwoszy” wystawił Cię jednak na listę transferową. Jesteś rozczarowany?
Tak, jestem rozczarowany. W klubie zapewniali, że zawodnicy, którzy będą musieli odejść z Okocimskiego będą poinformowani o tym w grudniu ubiegłego roku. Dziś mamy luty, więc coś jest nie tak z ich kalendarzem. Uważam to za nieprofesjonalne.
W lidze zagrałeś niewiele, bo tylko cztery mecze. Myślisz, że mogłeś pokazać się w Brzesku z lepszej strony?
Z pewnością nie tak to sobie wyobrażałem. Jestem świadomy, że moja forma w pewnym okresie była daleka od zadowolenia, ale z drugiej strony klub też nie stwarzał dobrych warunków do rozwoju. Poza tym, zbyt mało otrzymałem szans. Uważam, że w nadchodzącej rundzie zagościłbym w składzie na dłużej, niestety w klubie widziano to inaczej.
Co masz na myśli mówiąc, że klub nie stwarzał Ci odpowiednich warunków do rozwoju?
Bazę, a właściwie jej brak. Brak sztabu szkoleniowego, bo w Okocimskim był tylko jeden trener. Organizacja też mogłaby być lepsza.
Szansę na pokazanie się w I lidze dał Ci Krzysztof Łętocha. Kilka dni temu ten sam trener podziękował Ci za grę. Jak uzasadniał decyzję o rozstaniu z Tobą?
Trener powiedział, że obok dwóch kolegów z zespołu, mnie również nie widzi w składzie Okocimskiego w walce o utrzymanie. Jednak nawet na ten temat nie zamienił z nami ani jednego słowa, bo o wszystkim poinformował nas dyrektor klubu. Wydaje mi się to co najmniej dziecinne. Od momentu spotkania z dyrektorem do czasu rozwiązania kontraktu, trener zachowywał się jakby nic się nie stało.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tego, co przeżyłeś w Brzesku. Najlepiej pokazałeś się chyba w meczach Pucharu Polski, bo dzięki Tobie odprawiliście z rozgrywek rzeszowską Resovię. W ostatniej minucie strzeliłeś najważniejszego gola w tym meczu?
Rzeczywiście, to była ważna bramka, bo dzięki niej doprowadziliśmy do remisu 2:2 i dogrywki. Wygraliśmy ostatecznie 3:2 i mogliśmy dalej walczyć w pucharze. To był jeden z niewielu radosnych momentów w Brzesku.
W rozgrywkach pucharowych zagrałeś potem cały mecz przeciwko Legii Warszawa?
Było to dla mnie ogromne doświadczenie, zmierzyć się z najlepszą drużyną w kraju. W mojej ocenie, Legia jako kolektyw nie ma sobie równych na dzień dzisiejszy w Polsce. Z zawodników najbardziej zapamiętałem Marka Saganowskiego. To wielki piłkarz. Niestety, nie zdobyłem żadnej koszulki od zawodnika Legii, ale na pamiątkę pozostały mi zdjęcia z meczu.
Czego nauczył cię pobyt w Brzesku?
Tego, że trzeba dobrze się zastanowić nad zmianami, dokładnie przeanalizować za i przeciw. Czasami lepiej poczekać, niż wpakować się w byle co.
Po rozwiązaniu kontraktu w Brzesku miałeś propozycje z innych klubów?
To były zapytania o mnie, głównie z drugiej ligi wschodniej. Interesowała się mną Resovia Rzeszów i Pogoń Siedlce, ale pytali także z Polonii Bytom, ostatniej drużyny zaplecza Ekstraklasy. Uznałem, że skoro mam grać w drugiej lidze, to będą to tylko „Zdzichy”.
Pół roku temu bardzo chciałeś opuścić „Zdzichy”, a dzisiaj z chęcią wracasz na stare śmieci. Pobyt w Brzesku spowodował, że trochę spokorniałeś i na pewne sprawy patrzysz inaczej?
Okazało się, że odchodząc ze Zdzieszowic nie dokonałem zmiany na lepsze, poza tym, że mam na koncie kilka występów w I lidze. Jako zawodnik nie czuję się jednak przez to lepszy. Nie miałem wtedy głowy w chmurach, żeby konieczne było sprowadzanie mnie na ziemię. A to, że chciałem odejść, spowodowane było zwykłą, sportową ambicją. To chyba nie jest złe?
Odchodząc z Ruchu, zostawiałeś „Zdzichy” na piątym miejscu w drugoligowej tabeli. Dziś przychodzisz do przedostatniej drużyny, poważnie zagrożonej spadkiem. Nie obawiasz się, że powrót może być chybionym krokiem, a za kilka miesięcy możesz być zawodnikiem trzecioligowego zespołu?
Nie, nie ma takiej opcji. Utrzymamy się na pewno. Wszyscy sobie zdają sprawę, że to już nie jest ta ekipa co dawniej, ale przyszło kilku ciekawych zawodników i wspólnie wywindujemy „Zdzichy” w górę tabeli. Jestem o tym całkowicie przekonany.
Jak oceniasz zmiany kadrowe w „Zdzichach”? Poza Bellą, kto będzie jeszcze strzałem w dziesiątkę?
Wszyscy w klubie liczą na doświadczenie „Lachy” i myślę, że to jest największe wzmocnienie. Reszty chłopaków tak naprawdę nie zdążyłem jeszcze poznać, bo mamy za sobą niewiele wspólnych treningów.
Początek rundy wiosennej macie chyba najtrudniejszy z wszystkich zespołów, bo już na starcie czekają was wyjazdowe pojedynki z walczącymi o utrzymanie Calisią i Chrobrym. Potem derby z Kluczborkiem i mecze u siebie z Bytovią i ROW-em, czyli liderem i wiceliderem tabeli. Pierwsze wiosenne kolejki mogą więc zadecydować o wszystkim?
I właśnie to mnie cieszy, że od razu ruszamy „z grubej rury". Zawsze mieliśmy zespół, który potrafił grać z zespołami z góry tabeli, więc nic tylko zakasać rękawy i solidnie przepracować zimę. W lidze musimy dać z siebie sto procent, by sprawić radość sobie i kibicom.
Myślisz jeszcze, by wkrótce znów zaryzykować i poszukać piłkarskiego szczęścia w innym klubie?
Będę próbował dalej, ale chciałbym trafić na profesjonalny klub, z kompetentnym trenerem. Jak otrzymam szansę, to ją wykorzystam. Mam nadzieję, że przyjdzie to możliwie szybko.
Rozmawiał Mirosław Szozda