"Zza kulis mundialu", Maciej Iwański komentuje dla nas prosto z Kataru: Reprezentacja Kamerunu, czyli kompletny chaos
Historia skandali i afer, większych lub mniejszych, związanych z drużynami z Afryki na mundialach zasługuje na osobną uwagę. Od kiedy Kamerun w 1990 roku dokonał sportowego przełomu, a świat patrzył w zachwycie nad popisami Rogera Milli, nie ma mistrzostw, na których wokół tego zespołu byłoby spokojnie. Choć tak właściwie nie chodzi o atmosferę z zewnątrz, a wydarzenia w środku. Także w Katarze Kameruńczycy nie zawiedli.
fot. epa/pap
Oto najpierw, po porażce ze Szwajcarią 0:1 głos zabrała matka strzelca, Breece’a Embolo. W odpowiedzi na gromy kibiców oburzonych faktem, że urodzony w Kamerunie piłkarz zdobywa bramkę dla europejskiego rywala zdecydowanie odpowiedziała, że Szwajcaria dała jej synowi dom i piłkarskie wykształcenie. I że gdyby Breece chciał występować w ojczyźnie, zamiast przybierać barwy nowego kraju, to musiałby najpierw podpisać umowę z firmą, która ma prawa do wizerunku Samuela Eto’o. Tak się składa, że była gwiazda jest prezesem federacji, więc ten sformułowany zarzut wygląda na historię prawdopodobną. Tym bardziej, że jej słowom nikt nie zaprzeczył.
Kameruński chaos
Historia może też wydawać się realna, gdy zwróci się uwagę na fakt, że kilka miesięcy przed Mundialem kadrę nagle przejął Rigobert Song. Zawodnikiem był świetnym, pojechał na cztery mistrzostwa Świata, grał w dobrych klubach. Doświadczenia w pracy selekcjonera, czy wcześniej trenera, nie ma jednak wielkiego. Zdumienie wzbudził fakt, że przy oficjalnej kadry na katarski turniej mylił piłkarzy i ich nazwiska. Natychmiast starano się wytłumaczyć, że to skutek udaru, jaki trener przeszedł kilka lat wcześniej. Trudno z tym polemizować, ale naturalna wątpliwość, czy zatem będący w takim stanie zdrowia człowiek powinien prowadzić reprezentację i być poddanym stresowi, który jest zdecydowanie powyżej wszystkich skal wytrzymałości rekomendowanych przez psychologów i lekarzy, pozostało bez odpowiedzi.
Przyleciały Nieposkromione Lwy do Doha i pierwszy mecz był niezły, ale przegrany. Niedługo po nim gruchnęła wieść, że podstawowy bramkarz, Andre Onana, został odsunięty od zespołu. Przy okazji ich drugiego meczu, przeciwko Serbom, odszukałem na stadionie Al Janoub komentatora ich telewizji. Oficjalnie powodem drastycznej decyzji wobec bramkarza Interu była różnica zdań z trenerem w szatni. Prawda może być nieco inna, według tego co przekazał mi kolega z Kamerunu. Otóż do szatni miał wtargnąć jeden z członków tamtejszej federacji piłkarskiej i w niewybrednych słowach zażądać zmiany taktyki. Miało być to połączone z wieloma pretensjami indywidualnymi. Onana zażądał wyproszenia gościa z szatni, wyciągnął telefon i zadzwonił do Eto’o. Prezes kameruńskiego związku usłyszawszy, że albo zabroni temu człowiekowi wstępu do szatni, albo usłyszy od Onany, że ten nie wystąpi przeciwko Serbom, wyrzucił bramkarza z drużyny.
Los Kamerunu w Katarze
Kameruńczycy zagrali szalony mecz i z wyniku 1:3 doszli do remisu przeciwko Serbom. Ponieważ w trzecim spotkaniu mierzą się z Brazylią, to mimo, iż Canarinhos mają już awans, uzasadnione jest przekonanie, że Kamerun na tym zakończy swój udział w katarskich mistrzostwach. Pozostawią jednak po sobie niezapomniane wrażenia. Pal licho, że mniej piłkarskie, a bardziej obyczajowe. Od dawna wydaje się, że afrykańskie reprezentacje są gotowe na wejście do najlepszej czwórki Mundialu, ale najpierw musi się znaleźć taka, która nie będzie swoim największym przeciwnikiem.
Doha, Maciej Iwański
komentator TVP Sport