Zwycięstwo jest, ale niedosyt pozostał. Debiut Ancelottiego w roli szkoleniowca Realu
Real Madryt zwyciężył Real Betis 2:1. „Królewscy” jako pierwsi stracili bramkę, ale udało im się wyrównać, a w końcówce spotkania przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Wydaje się jednak, że nie tak swój debiut wyobrażał sobie nowy szkoleniowiec „Los Blancos” – Carlo Ancelotti.
Mecze inauguracyjne zawsze cieszą się dużym zainteresowaniem. Nie ma się co dziwić. A jeżeli mecz inauguruje nie tylko sezon, ale także pracę nowego trenera, to jest jeszcze ciekawiej. Dokładnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w Madrycie, gdzie na debiut w roli trenera miejscowego Realu czekał Carlo Ancelotti. Włoch doskonale zdaje sobie sprawę, czego się od niego oczekuje. Mistrzostwo Hiszpanii czy upragniona Liga Mistrzów same się nie wygrają. Ancelottiemu nie zależy jednak na samych zwycięstwach, on chce wygrywać, grając przyjemnie dla oka, tak żeby kibice nie żałowali, że przychodzą na stadion. Real nie miał więc być już tylko zabójczy w kontratakach, lecz miał także udowodnić, że równie dobrze radzi sobie w ataku pozycyjnym.
La Liga ruszyła! Podsumowanie 1. kolejki
Kibice musieli być z pewnością zadowoleni z wyników, jakie osiągała, i stylu, jaki prezentowała drużyna z Madrytu podczas pretemporady. „Królewscy” zremisowali tylko raz, a sześć sparingów wygrali (m.in. gładko pokonali Inter Mediolan 3:0). Jeżeli dodamy do tego informację, że Carlo Ancelotti nigdy jako trener nie przegrał w swoim ligowym debiucie, to przed inauguracją nowego sezonu wszyscy w Madrycie musieli być w dobrych humorach. Oczywiście remis w takim spotkaniu fanów „Los Blancos” na pewno by nie satysfakcjonował, liczyło się tylko zwycięstwo. I to wysokie. Zwłaszcza, że w niedzielny wieczór swój mecz grała także FC Barcelona. „Duma Katalonii” rozbiła u siebie Levante 7:0, a Carlo Ancelotti nie miał pewnie nic przeciwko temu, żeby jego podopieczni takim wynikiem rozgromili Betis.
Były szkoleniowiec PSG miał prawdziwy ból głowy, zestawiając jedenastkę na mecz z klubem z Sewilli. W bramce postawić na Ikera Casillasa, który jest podstawowym bramkarzem reprezentacji i przez wielu jest uznawany za najlepszego golkipera świata, czy jednak na Diego Lopeza, który swoimi meczami w poprzednim sezonie nie dał powodów, by sadzać go na ławce? Ostatecznie Ancelotti wybrał Galisyjczyka i swojej decyzji nie powinien żałować. Lopez puścił co prawda bramkę, ale generalnie zagrał bardzo przyzwoicie. Włoski trener miał także zagwozdkę związaną z obsadzeniem pozycji prawego obrońcy. Miał do dyspozycji Alvaro Arbeloę, który w Madrycie był dotąd podstawowym zawodnikiem na tej pozycji, ale w ubiegłym sezonie nie mógł być zadowolony ze swojej formy, a także Daniela Carvajala, który sezon 2012/2013 spędził w Bundeslidze, gdzie był uważany za jednego z najlepszych prawych defensorów. Ostatecznie szansę dostał młodszy z tej dwójki, ale swojego debiutu w barwach „Los Blancos” nie będzie miło wspominał. Co prawda, w ataku dawał o wiele więcej niż „Spartanin”, ale w obronie nie był w stanie zatrzymać rywali, co rusz popełniając proste błędy. Nie popisał się również jego bardziej doświadczony kolega z defensywy – Sergio Ramos. Reprezentant Hiszpanii, którego włosy świeciły do niedawna, niczym latarnia morska wskazująca drogę zbłąkanym statkom, znów zmienił fryzurę, ale i tak idealnie wskazał drogę do bramki Diego Lopeza nowemu piłkarzowi Betisu – Cedricowi. Kongijczyk minął Andaluzyjczyka i nie zostało mu nic innego, jak wystawić piłkę Molinie, który tylko dopełnił formalności. 14 minuta spotkania i Real traci swoją pierwszą bramkę w sezonie. Na tle Ramosa solidnie zaprezentował się Pepe, który może nie jest jeszcze w najwyższej formie, ale do jego gry trudno mieć większe pretensje. Najlepiej z całej linii defensywnej wyglądał Marcelo. Brazylijczyk w obronie grał przeciętnie, ale w ataku dawał drużynie więcej niż większość graczy odpowiedzialnych za ofensywę.
Oczywiście za słabą grę zespołu odpowiedzialności nie ponosi jedynie obrona. Defensorów można obwiniać o utratę gola czy dopuszczanie do zagrożenia pod własną bramką, jednak jeżeli linie pomocy i ataku grałyby dobrze, to o błędach obrony pewnie tyle by się nie mówiło. Luka Modrić, który ma być mózgiem drużyny, miał nie najlepszą pierwszą połowę spotkania, w drugiej się już ogarnął, a mecz w jego wykonaniu był ogólnie przyzwoity. Nie radził sobie natomiast Khedira, który swój udział w meczu zakończył w 55 minucie z powodu kontuzji. Trochę lepiej wyglądał wprowadzony za Niemca Casemiro. Brazylijczyk udowodnił, że oprócz dobrej gry w odbiorze nie najgorzej radzi sobie także z grą do przodu. Swoją drogą, dla Casemiro był to drugi oficjalny mecz w barwach Realu, debiut zaliczył w kwietniu bieżącego roku przeciwko … Betisowi. Niewiele do gry zespołu wnosił także Mesut Özil, którego w pewnym momencie na boisku zastąpił Angel di Maria. Argentyńczyk dał słabą zmianę i pewnie sam już nie pamięta, kiedy po raz ostatni był w dobrej formie. Wiele oczekiwano po Cristiano Ronaldo. Liczono, że Portugalczyk pokona w tym meczu bramkarza Betisu, i to najlepiej nie raz, odpowiadając tym samym na występ Leo Messiego przeciwko Levante. CR7 jednak ani razu nie trafił do siatki zespołu z Sewilli, a do tego zagrał dość słabo, podejmując na boisku błędne decyzje. Na szpicy człapał Karim Benzema, u którego ciężko było dostrzec chęć do gry. Ani nie walczył, ani jakoś wyjątkowo nie zagrażał bramce strzeżonej przez Stephana Andersena. W trakcie meczu można się było natomiast zastanawiać, czy Francuz wie, czym jest spalony, czy po prostu uważa, że linią spalonego nie musi się przejmować on, tylko koledzy z drużyny, którzy akurat podają mu piłkę. Kiedy Benzema był zmieniany przez Moratę, kibice postanowili „podziękować” reprezentantowi Francji za występ gwizdami. I w sumie trudno im się dziwić, choć trzeba jednak oddać Francuzowi, że zdołał pokonać Andersena. I to dwukrotnie. Druga z bramek nie została jednak zaliczona, ponieważ Benzema był, a jakże, na spalonym. Natomiast prawidłowe trafienie, wyrównujące wynik spotkania, padło po podaniu Isco.
Nowemu nabytkowi „Królewskich” należy się oddzielny akapit. Pomocnik był najjaśniejszą postacią w drużynie z Madrytu, a także koszmarem dla zawodników Betisu. I nawet nie chodzi o to, że strzelił bramkę i zaliczył asystę. Spośród wszystkich zawodników Realu Madryt na boisku u niego było po prostu widać największą chęć do gry. Był najczęściej faulowany, nie bał się wchodzić w pojedynki z zawodnikami Betisu, a do tego zaprezentował parę naprawdę ciekawych zagrań. Technika, drybling, przegląd pola, boiskowa inteligencja i jeszcze długo można byłoby wymieniać zalety młodego Hiszpana. Można powiedzieć, że ma wszystko, by zostać kluczowym zawodnikiem Realu Madryt.
Real wygrał mecz, ale kibice z pewnością nie byli usatysfakcjonowani stylem, jaki zaprezentował ich ukochany zespół. „Królewscy” utrzymywali się przy piłce, jednak niewiele z tego mieli, a im bliżej bramki Andersena się znajdowali, tym ich gra wyglądała gorzej. Nadal widoczne były błędy w grze defensywnej, a zwłaszcza zachowanie w obronie przy stałych fragmentach gry. Betis udało się pokonać dzięki Isco, który rozegrał świetne zawody, ale na innych rywali fenomenalna gra tylko jednego zawodnika to może być zdecydowanie za mało. Carlo Ancelotti sam zdaje sobie sprawę z tego, że jego zespół w niedzielnym spotkaniu nie zagrał tak, jak od niego oczekiwano. Włoski trener widzi, jakie błędy popełniają na boisku jego podopieczni. Wydaje się więc, że nowy trener „Królewskich” wyciągnie wnioski z pierwszego ligowego meczu i w następnych spotkaniach Real będzie w stanie grać tak, aby zadowolić nawet najbardziej wybrednych fanów futbolu.