menu

Znowu zabrakło goli przy Reymonta. Wisła i Ruch podzieliły się punktami [RELACJA, ZDJĘCIA]

30 października 2015, 22:22 | Jakub Podsiadło

W piątkowym meczu 14. kolejki Ekstraklasy Wisła Kraków bezbramkowo zremisowała z Ruchem Chorzów. Dla obu zespołów było to trzecie kolejne spotkanie bez porażki.

Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
Wisła Kraków - Ruch Chorzów
fot. Andrzej Banaś/Polska Press
1 / 15

Na pytanie „jak gra Wisła” odpowiedź jest ciągle taka sama – składnie, kombinacyjnie, ładnie dla oka. Szkoda tylko, że piłkarze Kazimierza Moskala strzelają gole odświętnie. Przeciwko Termalice wiślacy marnowali sytuację na potęgę, zaś gdy do Krakowa przyjechał Ruch, czyli jedna z co bardziej dziurawych obron na wyjeździe, długo brakowało nawet dobrych okazji. Niechęć Wisły do ostrzeliwania bramki „Niebieskich” raczej nie wynikała z tego, że u gospodarzy wystąpiło dwóch byłych piłkarzy z Ruchu. Jak można było się spodziewać, w wyjściowej jedenastce chorzowian znalazło się trzech eks-wiślaków, a jeśli doliczyć do tego krakusa Rafała Grodzickiego, Ślązacy mieli pod Wawelem mały handicap.

Piątkowy mecz mógł być meczem liderów – tych wykreowanych niespodziewanie przez Ruch, czyli Patryka Lipskiego i Mariusza Stępińskiego. Zwycięstwo z Jagiellonią równie zaskakująco zrobiło przywódcę z Macieja Jankowskiego, który w Białymstoku przyćmił chyba wszystkich kolegów z zespołu. Prędko okazało się, że spotkanie rozstrzygnie się raczej w środku pola. Pierwsza połowa skończyła się z kilkoma mizernymi dośrodkowaniami na koncie Wisły i równie niemrawymi kontratakami po stronie Ruchu. Gospodarze finezyjnie próbowali przepchać piłkę pod bramkę „Niebieskich”, tymczasem byli najbliżej strzelenia gola… przypadkiem. W 22. minucie Rafał Boguski w wielkim chaosie w polu karnym Ruchu zagarnął piłkę i huknął nad bramką. Chwilę później Słowak wyszedł z bramki na spotkanie Wilde-Donaldowi Guerrierowi – na nieszczęście dla gospodarzy, Haitańczyk podjął złą decyzję i podanie łatwo przejął kapitan Rafał Grodzicki. Piłka raz jeszcze zatańczyła pod linią brakmową, gdy wzdłuż niej niecelnie lobował Paweł Brożek.

Piłkarze najpierw nie dostroili się do gorącej atmosfery na trybunach, dlatego dopiero druga połowa była naładowana emocjami. Zaraz po zmianie stron sędzia Tomasz Kwiatkowski nie podyktował rzutu karnego na korzyść „Niebieskich” w sytuacji, w której Arkadiusz Głowacki popychał bezradnego w starciach z wiślackim kapitanem Stępińskiego. Trener Kazimierz Moskal robił kółka wokół ławki rezerwowej w czasie, gdy wiślacka ofensywa nadal zawodziła. Najwięcej pracy Putnocky miał po odważnej próbie Krzysztofa Mączyńskiego z dystansu, co tylko poprzedziło pudło Rafała Boguskiego obok słupka. Napór Wisły prawdopodobnie trwałby nadal, gdyby nie wybryki kibiców z Chorzowa. Ślązacy odpalili kilkanaście rac tylko po to, żeby wrzucić je na boisko, powodując kilkuminutowe opóźnienie w meczu. Przy okazji jednego nielicznych wypadów Ruchu na połowę rywali blisko zdobycia bramki był Stępiński, ale bramkarz Wisły końcami palców odbił jego płaskie uderzenie.

Stępiński mógł zmężnieć, Guerrier wrócić do wyjściowej jedenastki „Białej Gwiazdy”, a Jankowski zacząć strzelać, ale gościnna Wisła oddała czwarty remis na własnym boisku, trzeci raz bez choćby jednego gola. Skoro przy Reymonta nie ma bramek, niech chociaż będzie tyle decybeli, ile dzisiaj na trybunach. Warto odnotować, że na mecz przyszło blisko czternaście tysięcy kibiców – trochę więcej, niż w sierpniu przyciągnął mistrz Polski Lech Poznań. Stadion nie zapełnił się nawet w połowie, jednak ci, którzy się na nim pojawili, zgotowali piłkarzom świetną atmosferę. Wyłamali się tylko pseudokibice Ruchu, którzy po obrzuceniu murawy racami i petardami hukowymi długo nie zagoszczą na żadnym ligowym obiekcie.


Polecamy