Złoty gol Colaka z Bełchatowem. Lechia wraca na zwycięską ścieżkę
Lechia Gdańsk wzięła przykład z Lecha Poznań i zagrała do końca. Wola walki przyniosła efekt, bo na dziesięć minut przed końcem wbiła bramkę, która zadecydowała o skromnej wygranej nad GKS-em Bełchatów.
Remisy z Zawiszą Bydgoszcz i z Ruchem Chorzów po dość przeciętnych meczach wymusiły zmiany w składzie Lechii. Trener Jerzy Brzęczek podjął trzy dość eksperymentalne decyzje. Na środku obrony wystawił np. Gersona, który dotąd zaliczył tylko trzyminutowy epizod z Wisłą Kraków. Szansę dostali także Stojan Vranjes (po raz pierwszy w tym roku) i Bruno Nazario. Wobec gry tego drugiego na ławce zasiadł Piotr Grzelczak, czyli jeden z niewielu piłkarzy, którzy wiosnę zaczęli solidnie.
Roszady nieszczególnie odmieniły Lechię. W pierwszej połowie rzucało się w oczy, to co przed tygodniem w spotkaniu z Ruchem Chorzów: niskie tempo gry, nieproduktywne podania z pominięciem drugiej linii i - co za tym idzie - niewielka ilość klarownych sytuacji. Przed przerwą gdańszczanie oddali tylko dwa celne strzały. Najciekawszą akcję wypracował krytykowany ostatnio Sebastian Mila. W 10 minucie kapitan biało-zielonych uruchomił Macieja Makuszewskiego. Piłka po jego próbie trafiła w poprzeczkę.
Bełchatów przed przerwą ograniczał się głównie do bronienia. W zasadzie tylko raz groźnie zaatakował. Było tak w 31 minucie, gdy po dośrodkowaniu z prawego skrzydła z lewej nogi kopnął Maciej Małkowski. Strzał był celny i mocny, ale prawidłowo ustawiony Mateusz Bąk nie miał problemów z interwencją.
Wzorem pierwszej połowy goście także jedną okazję stworzyli sobie po zmianie stron. To jednak w jaki sposób zmarnował ją Arkadiusz Piech budzi politowanie. Otóż w 67 minucie po podaniu od Kamila Wacławczyka, będąc w sytuacji sam na sam z bramkarzem, Piech uderzył dwa metry obok prawego słupka. Blisko 10 tys. publiczność wybuchła śmiechem, a nam nie pozostaje nic innego jak stwierdzić, że Michałowi Kucharczykowi przybył mocny konkurent w niechlubnej kategorii na pudło sezonu…
Piech będzie po tym meczu pluć sobie w brodę, bo sprawdziło się porzekadło, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Lechia, choć nie grała dzisiaj dobrze, powalczyła do końca i w 80. minucie dopięła swego. Po zamieszaniu w polu karnym gola na wagę zwycięstwa strzelił Antonio Colak.
W 88. minucie drugą żółtą kartkę, za próbę wymuszenia rzutu karnego, zobaczył Maciej Makuszewski i gospodarze przez końcowe fragmenty musieli grać w dziesiątkę. Udało im się jednak utrzymać korzystny wynik.
Dzięki zwycięstwu gdańszczanie przesunęli się w tabeli na dziesiąte miejsce i do czołowej ósemki tracą już tylko jeden punkt.