Moim piłkarzom mówię: to jest wasz czas [rozmowa z Piotrem Nowakiem]
Był liderem Zawiszy, kapitanem reprezentacji Polski, grał w Europie i za Oceanem, trenował reprezentację USA, teraz prowadzi Lechię Gdańsk.
fot. Paweł Skraba
Z 52-letnim Piotrem Nowakiem rozmawialiśmy w sobotnie popołudnie. Potem były zawodnik Zawiszy obejrzał zwycięski mecz z Chojniczanką (1:0). To z Zawiszy wypłynął w świat...
Ciągnie Pana do Bydgoszczy, często Pan tu bywa?
Zawsze jak mam czas i jestem w Polsce, to odwiedzam znajomych, przyjaciół. A ponieważ teraz jestem trenerem Lechii, więc bywam tu co jakiś czas. Wcześniej wpadłem po meczu z Jagiellonią, ale to było takie kameralne spotkanie. Teraz spotkamy się w większym gronie. Ale może o tym nie pisać, bo zaraz wszyscy pomyślą: no tak, spotkała się stara gwardia i za kołnierz nie wylewali. Ale przyznam się uczciwie, z nałogów zostały mi tylko papierosy, walczę z tym, ale na razie z małym skutkiem. Alkohol już symbolicznie, nawet znajomi się dziwią, gdy jest okazja, a ja tylko drinka, góra dwa. To chyba już ten wiek (śmiech), organizm jest mądry i wie czego potrzebuje, a czego nie. A poza tym chyba spokorniałem, teraz na pewne rzeczy patrzę inaczej. Myślę już zadaniowo, to trzeba zrobić, tamto trzeba zrobić. A jak już coś robię, to chcę to robić jak najlepiej, bylejakość mnie nie zadowala.
Ale się Pan otworzył, a ja myślałem, że zajmie mi to więcej czasu? (śmiech) No to jak wypadło to wcześniejsze spotkanie po latach wśród dawnych zawiszaków?
Miałem kilka dni wolnego, przyjechał i Paweł (Straszewski - przyp. Fa), i Darek (Pasieka - przyp. Fa), i Franek (Jarosz - przyp. Fa). To był akurat nietrafiony dzień, bo to była niedziela, następnego dnia wszyscy szli do pracy, więc było skromnie, pogadaliśmy sobie, powspominaliśmy. A jest o czym, bo wtedy, gdy graliśmy, to drużyną byliśmy nie tylko na boisku, ale także poza nim. Tworzyliśmy takie muszkieterskie „wszyscy za jednego, jeden za wszystkich”. Aniołkami nie byliśmy, ale wiedzieliśmy, kiedy możemy sobie pozwolić na więcej, a kiedy trzeba trzymać się krótko. Szefem był trener (Władysław Stachurski - przyp. Fa), ale nie musiał nas pilnować. Tak samo patrzę teraz z tej drugiej strony, jako trener. Piłkarz, jeśli jest profesjonalistą, jeśli się za takiego uważa, to wie na co może sobie pozwolić. Jeśli nie stosuje się do pewnych reguł, wypada ze składu, nawet wtedy, jeśli wielu uważa go za nr 1 w drużynie. Ale wtedy tym bardziej powinien trzymać poziom.
[zaj_kat]
Z tego co Pan mówi wynika, że najważniejsza w drużynie jest atmosfera i - że tak powiem górnolotnie - patrzenie w tym samym kierunku...
Kiedy przyszedłem do Lechii od razu zrobiłem kapitanem Seba Milę. Drużyna musi mieć jednego przywódcę, a nie poruszać się w podgrupach. Szybko też zorientowałem się, że gdy ekipa spotyka się na wspólnych posiłkach, to w jednym kącie siedzą obcokrajowcy, co w naszym wypadku znaczy Bałkany, w drugim Polacy, ale ci starsi, a w innym młodzież. No to zarządziłem, że wicekapitanem będzie Milos Krasić i że na każdym następnym posiłku chcę widzieć inne konfiguracje przy stolikach. Nie musiałem dwa razy powtarzać. Tak samo jak naszemu młodemu bramkarzowi. Vanja Milinković-Savić (interesuje się nim interesuje się Manchester Utd - przyp. Fa), kiedyś szedł na rozgrzewkę z luźnymi sznurówkami. Mówię mu: co ty chłopaku wyprawiasz, to nie trening, zaraz mecz grasz. I mimo że był w protokole, nie zagrał. Potem już nie miał problemów ze sznurówkami.
Czego Pan wymaga od siebie, a czego od współpracowników, piłkarzy?
Gdy miałem zostać trenerem Lechii kwestią było, czy dostanę licencję na prowadzenie zespołu. Dostałem ją warunkowo, nie ma sprawy. Jestem na kursie, do końca sezonu zrobię papiery, zdam egzaminy, bo tak trzeba. Podobnie jest w klubie. Każdy pracownik, zawodnik, który przychodzi do pracy, tak długo jak jest w klubie musi interesować się tylko sprawami klubu, drużyny. Jest podział zadań, mamy wspólny cel i wspólnie go realizujemy. Moim piłkarzom mówię: to jest wasz czas, to jest wasze pięć minut, nie zmarnujcie tego głupio.
Po informacjach z USA, gdzie młodzi piłkarze z Philadelphii Union oskarżyli Pana o jakieś wyniszczające metody treningu, można by powiedzieć, że Hubert „Kat” Wagner, to przy Panu cienki Bolek...
Tak, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Po pracy z reprezentacjami USA, a potem w Major League Soccer, był Pan doradcą prezesa federacji CONCACAF. Ale skąd się wzięła ta Antigua i Barbuda, gdzie to w ogóle jest?
Ha, malutki kraj, na Morzu Karaibskim, chyba nie ma nawet stu tysięcy mieszkańców. Dostałem telefon z propozycją, czy nie zająłbym się stworzeniem struktur piłkarskich, bo tam to nie było nawet przedszkole, tylko jakieś plażowe kopanie dla relaksu i ruchu. A ponieważ byłem wolny, to się zgodziłem, pomyślałem sobie, dlaczego nie? Fajna przygoda, fajne miejsce do życia, chociaż różnie tam się żyje. Z jednej strony bieda, z drugiej można spotkać hacjendy za 20 milionów dolarów. Zakładałem, że nie potrwa to długo, ale spędziłem tam prawie półtora roku. Zostałem dyrektorem technicznym, co w tamtych okolicznościach znaczyło, że byłem i menadżerem, i trenerem, i facetem, który pisał biznesplan, pilnując jego realizacji. Zajmowałem się szkoleniem, także dzieci. Na początku było ich 20, potem 50, gdy wzrosło zainteresowanie do 70, a potem nawet 120, to już było za wiele, trudno to było samemu ogarnąć. Zatrudniłem więc innych trenerów. Jako reprezentacja, która dopiero była w budowie, o jakiekolwiek sukcesy było trudno, ale pamiętam, jak wygraliśmy 1:0 z Gwatemalą. Żyli tym wszyscy mieszkańcy, od zwykłych obywateli do polityków. Na trybunach zasiedli gubernator generalny, który reprezentuje królowę brytyjską, był szef rządu. To było święto narodowe.
Czy to prawda, że każdy trener - tak jak każdy żołnierz, który nosi w plecaku buławę marszałkowską - marzy o tym, by zostać kiedyś selekcjonerem reprezentacji?
Pewnie tak, marzenia są potrzebne. Ja już posmakowałem pracy z reprezentacją, jako asystent i jako pierwszy, ale to było za granicą. A wiadomo: najbliższa sercu jest rodzima kadra. Po to się szkoli, bierze udział w stażach w renomowanych klubach i federacjach, po to się nabiera doświadczenia, żeby być gotowym, kiedy ojczyzna wezwie. Nie każdemu to będzie dane, ale próbować trzeba.
Pan już był kandydatem na selekcjonera biało-czerwonych, to było przed Euro 2012...
Pamiętam, „Super Express”, „Fakt” i te rzeczy? (śmiech). Można tworzyć różne fakty prasowe, choćby tylko na podstawie tego, że akurat pojawiłem się w Warszawie. Ale wtedy byłem krótko po podpisaniu umowy z Philadelphia Union. W Stanach też czytają zagraniczne newsy, jakieś przedruki się trafiają. Już sobie wyobrażam, co oni mogliby tam pomyśleć, że Nowak coś kombinuje, że łapie drugą robotę. Szybko przebukowałem bilet i wróciłem za Ocean, żeby uciąć w ogóle te spekulacje.
20 maja w Sofii szykuje się ciekawy mecz, w którym zagra wielu znanych piłkarzy sprzed lat. Pan podobno też?
Christo Stoiczkow, z którym znam się z gry w Chicago Fire, organizuje z okazji swoich 50 urodzin mecz Christo Team - Reszta Świata. Zespół miał prowadzić Johann Cruyff, ale wiadomo, że już go nie ma między nami. Ale mają być dawni piłkarze z Barcelony i z innych znanych klubów w Europie. Na boisku nie zagram, ale na pewno skorzystam z zaproszenia i będę w Sofii w tym szczególnym dla Christo dniu.
W sobotę Lechia gra z Ruchem. Jak za Pana kadencji zmienił się zespół i o co gra jeszcze w tym sezonie?
O jak najwyższe miejsce, o europejskie puchary. Ja nie powiem jak inni, że nie jesteśmy jeszcze na to przygotowani. To po co w ogóle grać? A moja Lechia gra nie tylko na dwa kontakty, jak dawniej. I przede wszystkim do przodu.
[podobne]
Sylwetka piłkarza i trenera
Piotr Nowak w Zawiszy jako rozgrywający występował w dwóch turach: 1984-1985 (39 meczów, 8 goli) i 1987-1990 (83/18).
W Polsce grał jeszcze w takich klubach jak: Włókniarz Pabianice, GKS Bełchatów Motor Lublin i Widzew Łódź.
Za graniczne kluby: Bakırkoyspor, Young Boys Berno, Dynamo Drezno, TSV 1860 Monachium, Chicago Fire.
W reprezentacji Polski debiutował w 1990 roku, był jej kapitanem. Pożegnał się z nią w meczu z Anglią 31 maja 1997 w eliminacjach MŚ 98. Bilans: 19 meczów i 3 gole.
Jako trener prowadził olimpijską reprezentacje USA (do lat 23), był asystentem w seniorskiej reprezentacji USA; drużyny klubowe: DC United, Philadelphia Union (tworzył od podstaw).