menu

Łukasz Nawotczyński: Nogi miałem jak z kamienia

31 stycznia 2012, 11:39 | Jacek Żukowski/Gazeta Krakowska

- Po dziewięciu dniach ciężkiej pracy nogi nam nie pozwalały na więcej. Gdy wychodziłem na rozgrzewkę, nogi już miałem jak z kamienia - tłumaczy wysoką porażkę w sparingowym meczu Łukasz Nawotczyński, piłkarz Cracovii.

Łukasz Nawotczyński
Łukasz Nawotczyński
fot. Andrzej Banaś/Polskapresse

Football Impact Cup: Cracovia - Dynamo Kijów 2:7

Gdyby nie sparing z Dynamem Kijów, można by uznać, że zgrupowanie w Hiszpanii udało się w stu procentach...
I tak było bardzo ciekawe, mieliśmy dobre warunki, niczego nam nie brakowało, a ze sparingów też jesteśmy zadowoleni. Ten ostatni mecz rzeczywiście nie bardzo nam wyszedł, ale po dziewięciu dniach ciężkiej pracy nogi nam nie pozwalały na więcej. Gdy wychodziłem na rozgrzewkę, nogi już miałem jak z kamienia. A poza tym nie takie zespoły jak nasz przegrywały z Dynamem.

Jednak przyzna Pan, że porażki 2:7 nie ponosi się codziennie...
Jesteśmy na innym etapie przygotowań niż rywal. Dynamo pokonało tu mistrza Węgier - Videoton 5:0. Jagiellonia przegrała z Karpatami Lwów 2:6, a to nie tak mocny rywal jak Dynamo. Zespół z Kijowa ma w swoim składzie świetnych zawodników, których jeden jest wart więcej niż cała nasza drużyna...

Ktoś szczególnie rzucił się Panu w oczy?
Tak, bardzo dobry jest prawy pomocnik - Jarmołenko. Z tego co nam wiadomo, biją się o niego kluby europejskie.

Zostaliście solidnie przeegzaminowani, czy taka porażka was nie załamie?
Absolutnie nas nie zdołuje, już o niej zapomnieliśmy! Gdyby zdarzyło się to przed samą ligą, to byłby spory problem, ale my mamy jeszcze trzy tygodnie przygotowań. Z pewnością może nas wiele nauczyć.

Co zapamięta Pan jeszcze z pobytu w Hiszpanii?
Dobry hotel, bardzo dobre boiska i treningi przy słonecznej pogodzie, temperatura dochodziła do 30 stopni C.

W sparingu z Dinamem Tbilisi zaprezentowaliście się dobrze, przynajmniej w jednej połowie.
Zagraliśmy przede wszystkim mądrze. Nie prowadziliśmy gry, ale szybko odzyskiwaliśmy piłkę, konstruowaliśmy kontrataki. Zespoły grały z nami na dwa składy, a my nie mieliśmy aż tylu piłkarzy, by trener mógł wystawić dwie jedenastki.

Konfrontacja z III-ligowym Realem też wiele dała?
Mieliśmy grać z Dnipro, ale trener pokłócił się z działaczami o transfery. Graliśmy więc z liderem III ligi hiszpańskiej. To była dobra drużyna, będąca w pełni sezonu.

Sparingi mają służyć zgraniu, ale na razie jest wiele zmian w formacjach.
Trener zapowiadał nam, że tak właśnie będzie robił. Jest nas trochę mało, ale trener każdemu daje szansę, choćby młody Sebastian Steblecki miał okazję się zaprezentować. Na razie tylko połowę meczu rozegrali Hesdey Suart i Arek Radomski. Potrzeba nam zgrania, myślę że na zgrupowaniu w Turcji, na które teraz jedziemy, będzie ku temu okazja. Myślę, że zejdziemy z obciążeń, nie będzie już treningów dwa razy dziennie.

Jak przyjęliście nowych kolegów - Marcina Budzińskiego i Sebastiana Szałachowskiego, był jakiś "chrzest"?
Bardzo dobrze zostali przyjęci, nie było jednak jakichś specjalnych zabaw z tego powodu. Nie było czasu, może znajdziemy na to chwilę w Turcji?