menu

Zajac dla Ekstraklasa.net: Stracone bramki? Nasz największy problem to skuteczność

1 listopada 2013, 04:35 | Przemysław Drewniak

- Do przerwy jeszcze się jakoś trzymaliśmy, ale potem wszystko się posypało. Musimy skończyć z żałowaniem straconych bramek i sami wykorzystywać swoje sytuacje - mówił po meczu ze Śląskiem Wrocław (0:4) bramkarz Podbeskidzia Bielsko-Biała, Richard Zajac.

Richard Zajac wpuścił we Wrocławiu cztery bramki
Richard Zajac wpuścił we Wrocławiu cztery bramki
fot. sylwester wojtas

Śląsk rozniósł Podbeskidzie w drugiej połowie. Cztery gole w 20 minut!

W czwartkowym spotkaniu obrońcy Podbeskidzia nie ułatwiali pracy swojemu bramkarzowi. Ich błędy powodowały, że w drugiej połowie gospodarze z łatwością dochodzili do sytuacji, w których Zajac nie miał szans na skuteczną interwencję. Mimo to, przyczynę porażki Słowak upatrywał nie w błędach defensorów, a w słabej skuteczności pod bramką rywali. - Musimy skończyć z żałowaniem straconych goli i sami wykorzystywać swoje sytuacje. W pierwszej połowie mieliśmy kilka okazji i powinniśmy byli strzelić z nich co najmniej jedną bramkę. Wówczas mecz potoczyłby się zupełnie inaczej – zapewnia Zajac. - Podobnie było w Krakowie, gdy niewykorzystane sytuacje się na nas zemściły. Bez poprawy skuteczności nie mamy szans na wygrywanie i to jest na dziś nasz największy problem.

Bramkarz „Górali” przyznał, że ciężko zachować w defensywie pełną koncentrację, jeżeli drużyna przez całą drugą połowę wyłącznie się broni i oddaje inicjatywę rywalowi. Podbeskidzie tylko przez 30% czasu czwartkowego meczu utrzymywało się przy piłce, podczas gdy Śląsk z łatwością dochodził do kolejnych stuprocentowych okazji. - Na pewno można było zrobić dużo więcej, by zapobiec utracie tych goli. Musimy te sytuacje przeanalizować i zobaczyć, dlaczego wyglądało to tak, a nie inaczej – mówi 37-letni zawodnik.

Podobnie jak trener Leszek Ojrzyński i pozostali piłkarze Podbeskidzia, Zajac miał po meczu duże pretensje do sędziego Daniela Stefańskiego. Arbiter z Bydgoszczy nie zauważył faulu Mariana Kelemena na Antonie Slobodzie, który wyprzedzając bramkarza Śląska miałby doskonałą szansę na zdobycie bramki. - Oglądaliśmy w szatni tę sytuację. Śląsk od piątej minuty powinien był grać w dziesiątkę. I jak tu po takim czymś nie mieć pretensji do sędziego? – pyta retorycznie bramkarz bielszczan. Co ciekawe, Stefański będzie rozjemcą także poniedziałkowego meczu Podbeskidzia z Wisłą Kraków. Może być zatem pewien, że znajdzie się pod dodatkową presją piłkarzy i trenera „Górali”.

Dla Zajaca był to dopiero drugi oficjalny mecz w tym sezonie w Ekstraklasie. Wcześniej leczył kontuzję, a gdy już wrócił do zdrowia, ze składu wygryzł go jego rodak, Ladislav Rybansky. Od momentu, gdy drużynę objął Ojrzyński, "Rysiek" znów jest w Bielsku numerem jeden między słupkami i dziwi się, że część obserwatorów skrytykowała go za występ przeciwko Ruchowi Chorzów (0:0). - Mówiłem, że z każdym meczem będzie lepiej. Śmieszne jest to, że byłem krytykowany po meczu z Ruchem, gdy zachowałem czyste konto. Wytykano mi jakieś złe wybicia piłki, ale nikt nie zwrócił uwagi, że piłka podskakiwała mi na nierównym terenie. Teraz jestem chwalony po meczu, w którym straciliśmy cztery bramki… Sam już nie wiem, kiedy mam być z siebie zadowolony – kręci głową Zajac.

Po porażce ze Śląskiem Podbeskidzie nadal ma w swoim dorobku tylko dziewięć punktów i zamyka ligową tabelę. W najbliższej kolejce bielszczanie zmierzą się na własnym boisku z Wisłą Kraków.


Polecamy