Śląsk rozniósł Podbeskidzie w drugiej połowie. Cztery gole w 20 minut!
Śląsk po słabej pierwszej połowie zdemolował Podbeskidzie w ciągu kwadransa. Dwie bramki zdobył Sylwester Patejuk, po jednej dorzucili Sebino Plaku i niezawodny Marco Paixao. Górale dobrze grali przez pierwszą połowę, w drugiej się odkryli i zapłacili za to wysoką cenę.
Zgodnie z tym, co zapowiedział w środę trener Levy, w wyjściowym składzie nastąpiły zmiany w porównaniu do niedzielnej potyczki z Zawiszą. Na bramce Gikiewicza zastąpił Kelemen, w obronie na środku wyszedł Grodzicki, a na prawą stronę powędrował Pawelec, który zresztą otrzymał kapitańską opaskę. Parę defensywnych pomocników utworzyli Stevanović z Hołotą, a na dziesiątce zameldował się Cetnarski. Na bokach pomocy Levy wystawił Patejuka z Plaku. Na ławce wylądowali uznani za winnych ostatnich porażek, czyli Kaźmierczak, Ostrowski i Gikiewicz. Trener Ojrzyński nie kombinował, bo za bardzo nie miał pola manewru. Na bramce postawił na Zajaca, w ataku na rekonwalescenta Pawelę.
Ostrzał bramki gości rozpoczął w 3. minucie Patejuk. Dudu popędził lewym skrzydłem, wrzucił do środka, gdzie Pietrasiak wyprzedził Paixao, a były skrzydłowy Górali uderzył bezpańską piłkę zza pola karnego. Chwilę później wyjątkowo głupio zachował się Sloboda, który wyszedł sam na sam z Kelemenem i padł bez kontaktu jak rażony gromem. Dostał za ten popis aktorski żółtą kartkę. W kolejnej akcji w idealnej sytuacji znalazł się Paixao po dośrodkowaniu Patejuka. Nie potrafił jednak przyjąć piłki i w rezultacie jego strzał... piętą obronił Zajac.
W 8. minucie ładnie zza pola karnego uderzył Bartlewski, ale piłka minimalnie minęła okienko bramki Kelemena. W rewanżu mocno, celnie uderzył Plaku, ale jego strzał ładnie obronił Zajac. W 11. minucie Pawelec sprawdził refleks Kelemena. Uderzył głową w kierunku własnej bramki i Słowak popisał się dużym refleksem wybijając piłkę na rzut rożny. Dwie minuty później na prowadzenie powinno wyjść Podbeskidzie, ale Pawela fatalnie przyjął piłkę po zgraniu Koniecznego. A stał pięć metrów od bramki Śląska.
W pierwszym kwadransie swoje okazje miały obie drużyny, ale lepsze wrażenie robili goście, grający agresywniej i z większym pressingiem. Śląsk oczywiście technicznie był lepszy, ale grał na stojąco. Po piętnastu minutach wrocławianie opanowali nieco grę. W 21. minucie potężnie lewą nogą z woleja uderzał Hołota, ale jego strzał poszybował nad bramką. Dwie minuty później ten sam zawodnik uderzał prawą nogą i Zajac musiał się natrudzić, by wybronić ten silny strzał. Po chwili bramkarz gości kapitalnie wybił na rzut rożny atomowe uderzenie Patejuka. Kolejne minuty, to "popisy" Telichowskiego, który najpierw od tyłu wyciął Plaku, a chwilę później Grodzickiego. Dostał jednak tylko jedną żółtą kartkę, choć na takowe kwalifikowały się oba faule.
W 33. minucie okazję miało Podbeskidzie. Adu zagrał po ziemi do Bartlewskiego, ale ten za długo składał się w polu karnym do strzału. Później na boisku niewiele się działo. Atakował Śląsk, ale nie dochodził do sytuacji strzeleckich. Dopiero w ostatniej akcji pierwszej połowie Hołota znalazł się w dobrej sytuacji, ale nie trafił w bramkę z ostrego kąta. Po pierwszej połowie na tablicy świetlnej widniał wynik 0:0 i w zasadzie był on sprawiedliwy, bo wrocławianie może częściej atakowali, a biegał głównie zawodnik z piłką. Górale natomiast imponowali walecznością, ale prezentowali się miernie pod względem technicznym.
W przerwie trener Ojrzyński dokonał jednej zmiany. Niezłego Bartlewskiego zastąpił Wodecki, co wskazywało, że Górale chcą powalczyć o zwycięstwo. Pierwszą okazję miał jednak Śląsk. W 50. minucie Cetnarski dwukrotnie uderzał zza pola karnego i za drugim razem odbita od obrońców piłka trafiła do stojącego pod bramką Paixao. Ten miał przed sobą tylko Zajaca i oczywiście przegrał ten pojedynek. Minutę później Dudu idealnie wrzucił na głowę Plaku, ale ten strzelił lekko i niecelnie. W 54. minucie najsłabszy do tej chwili na boisku Plaku zdobył jednak bramkę. Dudu popędził lewym skrzydłem i wrzucił na piąty metr, gdzie Plaku wepchnął piłkę do siatki. 1:0 dla gospodarzy, którzy nie stracili rezonu i chwilę później Plaku oddał kolejny celny strzał, tym razem obroniony przez Zajaca.
W 62. minucie Śląsk podwyższył prowadzenie, a strzelcem był niezawodny Marco Paixao. Błąd popełniła defensywa Podbeskidzia, ponieważ stoperzy zastawili nieudaną pułapkę ofsajdową. Paixao po podaniu Dudu znalazł się oko w oko z Zajacem i posłał piłkę do siatki. Minutę później było już 3:0. Paixao zagrał piątą do grającego naprawdę dobry mecz Patejuka i ten wykorzystał kolejną sytuację sam na sam z Zajacem. W dziesięć minut Śląsk rozbił walecznych Górali. Kibice zresztą jeszcze nie zajęli swoich miejsc po trzeciej bramce, a mogła paść czwarta. Dudu objechał po lewej flance obrońców i zagrał wzdłuż bramki. Paixao nie sięgnął piłki.
Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. W 72. minucie wrocławianie po raz kolejny rozklepali obronę Górali. Patejuk znalazł się po raz kolejny raz sam przed Zajacem po podaniu Cetnarskiego i spokojnie umieścił piłkę w siatce. W 80. minucie Górale mieli szansę na honorowe trafienie. Wodecki strzelał z trzech metrów, ale Kelemen obronił jak za najlepszych czasów, popisując się widowiskową i skuteczną obroną. W 89. minucie z wolnego z 40 metrów uderzy Kołodziej, a Kelemen wydawać by się mogło prostą piłkę sparował na poprzeczkę. Jeszcze w doliczonym czasie gry główkował Telichowski, ale nad poprzeczką bramki gospodarzy i wynik nie uległ zmianie. Śląsk pewnie pokonał Podbeskidzie 4:0.
Na koniec trzeba podkreślić, że prawie dokładnie dwa lata po otwarciu Stadionu Miejskiego i dwukrotnym komplecie na meczach z Lechią i Wisłą, wrocławski kolos doczekał się niechlubnego rekordu. Przykro patrzyło się na "łyse" trybuny. Można oczywiście zrzucać winę na godzinę, termin i pogodę, ale największa "zasługa" w tej niskiej frekwencji leży na barkach piłkarzy. Dziś częściowo odkupili swoje winy.