menu

Zagłębie - Legia 2:3. Piorunująca końcówka w Lubinie!

9 lutego 2018, 22:41 | Piotr Janas

KGHM Zagłębie Lubin przegrało z Legią Warszawa 2:3 w pierwszym wiosennym meczu LOTTO Ekstraklasy. Dwie bramki dla gości strzelił Jarosław Niezgoda, a jedną Eduardo da Silva. Dla "Miedziowych" dwukrotnie trafiał debiutant - Jakub Mares.


fot. FOT. Tomasz Hołod

W składach obu drużyn pojawili się debiutanci. Po stronie gospodarzy kibice pierwszy raz zobaczyli bramkarza Piotra Leciejewskiego oraz czeskiego napastnika Jakuba Maresa. Obaj dołączyli do Zagłębia w zimowym oknie transferowym.

Z kolei szkoleniowiec mistrzów Polski od pierwszych minut wystawił francuskiego stopera Williama Remy'ego, reprezentanta Luksemburga Chrisa Philippsa oraz Domagoja Antolicia.

Początek meczu należał do legionistów. To oni dłużej utrzymywali się przy piłce i mieli więcej z gry. Nie przekładało się to jednak na klarowne sytuacje pod bramką Leciejewskiego. Gorąco robiło się tylko przy stałych fragmentach gry, ale na nieszczęście dla gospodarzy, warszawianie wykorzystali drugi z nich. W 16 minucie centrę z Sebastiana Szymańskiego z rzutu rożnego na gola zamienił Jarosław Niezgoda.

Po tej sytuacji Zagłębie przejęło inicjatywę, ale nie miało pomysłu na sforsowanie szczelnej defensywy przyjezdnych. Do przerwy "Miedziowi" nie oddali ani jednego celnego strzału, a zadowolona z prowadzenia Legia nie forsowała tempa i na przerwę zeszła z jednobramkowym prowadzeniem.

W przerwie zareagować postanowił trener Mariusz Lewandowski. Ściągnął Łukasza Janoszkę, a do boju posłał Krzysztofa Janusa. W rzeczywistości wyglądało to jednak tak, jakby na drugą połowę wystawił 11 nowych piłkarzy, bo lubinianie rzucili się na rywali z podwojonym animuszem i na efekty nie trzeba było czekać nawet minuty!

W 46 min Bartłomiej Pawłowski okiwał na skrzydle dwóch rywali, zacentrował na krótki słupek, a tam Mares wyprzedził Michała Pazdana i Arkadiusza Malarza, zdobywając swoją pierwszą bramkę w oficjalnym meczu Zagłębia Lubin (wcześniej zdobył gola w sparingu - przyp. PJ).

Niewiele brakowało, by od 51 min "Miedziowi" prowadzili 2:1. Po składnym kontrataku mocny strzał oddał Alan Czerwiński, Malarz odbił piłkę do boku, a tam dopadł do niej Filip Jagiełło. Wychowanek Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębie nie zastanawiając się uderzył z pierwszej piłki, ale Malarz fenomenalną paradą zatrzymał i tę próbę.

Zagłębie szło za ciosem i za wszelką cenę chciało wyjść na prowadzenie. Legioniści oddali im inicjatywę i cofnęli się na własną połowę, czekając na okazję do wyprowadzenia kontrataku. Z upływem minut odzyskiwali jednak kontrolę nad wydarzeniami na boisku, a w 68 min odzyskali prowadzenie.

Jarosław Niezgoda zabrał się z piłką ze skrzydła, ściął do środka i strzałem przy bliższym słupku drugi raz w tym meczu pokonał Leciejewskiego. Przy tej sytuacji nie popisali się defensorzy Zagłębia, którzy powinni zablokować to uderzenie.

Nauczeni doświadczeniem z pierwszej połowy goście tym razem nie cofnęli się po bramce, lecz dążyli do podwyższenia prowadzenia. Raz bliski szczęścia był Krzysztof Mączyński, a chwilę później wprowadzony kilka minut wcześniej Eduardo da Silva. Za każdym razem na posterunku był jednak nowy golkiper Zagłębia.

Im bliżej było do końcowego gwizdka tym śmielej atakowali miejscowi. W 89 min lubinianie reklamowali zagranie piłki ręką przez jednego z zawodników gości, ale początkowo prowadzący te zawody arbiter Mariusz Złotek puścił grę. Dopiero po około minucie zdecydował się przerwać grę i skorzystać z wideoweryfikacji, a po obejrzeniu powtórki wskazał na "wapno"!

Do piłki ustawionej na 11 metrze podszedł Mares i pewnym strzałem w środek bramki pokonał Malarza. Prawie dziesięciotysięczna publiczność świętowała już wyszarpanie jednego punktu mistrzom Polski, kiedy to decydującą dla losów całego spotkania akcję przeprowadzili legioniści.

Eduardo Da Silva stanął oko w oko z Leciejewskim, przerzucił nad min futbolówkę, po czym został przez niego powalony. Sędzia Złotek nie miał wątpliwości - karny dla Legii! Jako że była to już 98 minuta, wiadomo było, że po wykonaniu tej jedenastki arbiter zakończy mecz. Ciężar odpowiedzialności wziął na siebie rezerwowy Miroslav Radović i nie zastanawiając się długo kopnął prawy dolny róg bramki, nie dając szans bramkarzowi. W tej sposób zapewnił swojej drużynie komplet punktów.


Polecamy