menu

Zagłębie dogania Termalicę, Arka nie zwalnia tempa, Widzew w końcu gra - 21. kolejka I ligi w pigułce

18 marca 2015, 00:26 | Konrad Kryczka

Sporo zwrotów akcji, ciekawych spotkań, a czasami również rzadko spotykanych zagrań. Najważniejszym wydarzeniem kolejki było jednak dogonienie lidera z Niecieczy przez Zagłębie Lubin. Nie mniej istotny był powrót do gry łódzkiego Widzewa, któremu odwieszono licencję.

Arka Gdynia rozbiła Stomil Olsztyna 4:1
Arka Gdynia rozbiła Stomil Olsztyna 4:1
fot. Piotr Kwiatkowski

Termalica była liderem od początku rozgrywek – od pierwszej kolejki udowadniała, że zależy jej na awansie i nie zamierza odpuścić nawet na chwilę. Wystarczyło jednak drobne potknięcie, a już znalazła się drużyna, która zrównała się z niecieczanami punktami w tabeli. Zagłębie, bo o nim mowa, cały czas deptało po piętach drużynie Piotra Mandrysza i w końcu dopięło swego. Lubinianie od samego początku wiosennej części sezonu udowadniają, że ich celem jest jak najszybszy powrót do elity. Zespół Piotra Stokowca dzięki zimowym transferom uszczelnił defensywę i teraz ma w linii obrony zawodników, którzy spokojnie poradziliby sobie w Ekstraklasie. Potwierdziło się to w meczu z Wigrami, który „Miedziowi” zagrali na zero z tyłu. Z przodu również zaszaleli, bo rywalom z Suwałk wpakowali trzy bramki.

Natomiast wspomniana wcześniej Termalica rozczarowała, przegrywając na wyjeździe z Dolcanem. Dla zespołu z Ząbek był to podwójny powód do radości – po pierwsze wygrana z liderem, a po drugie pierwsza wygrana na własnym obiekcie od… - Nie pamiętam. Ja tego tak nie analizuję. Zresztą, nie mam zbyt dobrej pamięci, może jem za mało orzechów – mówił zaraz po meczu strzelec pierwszej bramki, Rafał Grzelak. I mógł nie pamiętać, bo wtedy był jeszcze zawodnikiem Podbeskidzia. Był to 16 sierpnia ubiegłego roku – od tamtej pory u siebie Dolcan tylko remisował. Przełamał się dopiero pod wodzą Dariusza Dźwigały – za jego kadencji ząbkowanie zdobyli w dwóch meczach komplet punktów i strzelili sześć bramek. W każdym ze spotkań pierwsze trafienie padało po stałym fragmencie tuż przed przerwą.

Ścigająca prowadzącą dwójkę, mająca ekstraklasowe aspiracje Wisła Płock wygrała dreszczowiec w Głogowie. Mecz, którego dramaturgia musiała przypaść do gustu kibicom, był pełen wymiany ciosów, żółtych kartek oraz rzutów karnych. Widzowie uwielbiają zwroty akcji, gorzej jednak z trenerami obu drużyn, którym nadmierne emocje pewnie nie było niezbędne do życia. Ireneusz Mamrot był niby zadowolony z gry, ale za aspekty wizualne punktów nie przyznają, a Chrobry cały czas broni się przed spadkiem. Marcinowi Kaczmarkowi natomiast nie podobał się styl prezentowany przez prowadzony przez niego zespół, a raczej gra zrywami. - Jeżeli chcemy liczyć się w walce o awans, nie możemy grać fazami. Akcji rodem z Barcelony nie możemy przeplatać tymi z podwórka. Jeżeli tak będziemy robili, to się zemści prędzej czy później – ujął obrazowo szkoleniowiec.

Przebudziła się zeszłotygodniowa ofiara Dolcanu – Miedź Legnica. Tym razem Janusz Kudyba może stwierdzić, że poznaje swój zespół. Miedź po zeszłotygodniowym laniu otrzymanym od ząbkowian przebudziła się na wyjeździe, rozbijając Sandecję Nowy Sącz 4:0. Pierwszą bramkę po powrocie do Polski zdobył Litwin Tadas Labukas, który ma być jedną z głównych broni legniczan w ofensywie. Po pierwsze wiosenne zwycięstwo sięgnął również GKS Katowice. GieKSa przy pustych trybunach pokonała Flotę Świnoujście, a kolejną bramkę w rozgrywkach zdobył lider klasyfikacji strzelców – Grzegorz Goncerz.

Zupełnie nie zwalnia natomiast Arka Gdynia, która wyrasta na rewelację i najgroźniejszą drużynę wiosny. Zawodnicy Grzegorza Nicińskiego w drugim spotkaniu z rzędu gromią rywali i nie ma w tym nawet odrobiony przypadku. W gwiazdorskiej formie jest Marcus Vinicius, ale i inni zawodnicy Arki dokładają swoje – teraz byli to Michałowie Nalepa oraz Renusz. Z dotkniętego problemami organizacyjnymi Stomilu nie było właściwie czego zbierać. Olsztynianom na pocieszenie zostało honorowe trafienia Romana Maczułenko. W Gdyni mogą tylko żałować, że jesienią nie rozpoczęli rozgrywek z podobnym impetem.

Do gry wrócił Widzew. Łodzianie, którym odwieszono licencję, pojechali do Jaworzna i, co nie jest niczym nowym w tym sezonie, wrócili bez punktów. Niczym nowym nie jest dla nas również to, że nie rozumiemy wypowiedzi Wojciecha Stawowego. - Dalej wierzę, że Widzew będzie w tej rundzie regularnie punktował. Dzisiejsze spotkanie, mimo że przegrane, uważam za optymistyczne. Szykujemy się już do zaległego meczu z Dolcanem Ząbki, który według mnie będzie bardziej istotny dla układu tabeli, niż ten z GKS Tychy – ok., czasami można uważać przegrane mecze za drobny prognostyk. Zdarza się, choć nie powinno drużynie, która non stop dostaje w cymbał. Zastanawiamy się jednak, dlaczego mecz z Dolcanem ma być ważniejszy, jeżeli chodzi o układ tabeli. Łodzianie walczą o utrzymanie z ząbkowianami, czy może raczej z GKS-em Tychy? GKS-em, który zdobył pierwszy komplet punktów pod wodzą Tomasza Hajty. Do skromnej wygranej drużyna potrzebowała dośrodkowania Marcina Radzewicza z rzutu wolnego i przytomnego zachowania Macieja Kowalczyka w polu karnym. Jak zresztą przyznawał Hajto, stałe fragmenty to coś, co w Tychach mają opanowane.

Ligowcy nie rozpieszczali nas jedynie w niedzielę. Wtedy jak na złość, jakby się umówili, postanowili solidarnie nie trafiać do siatki. Olimpia Grudziądz ponoć goni czołową trójkę, ale jeżeli to prawda, to zawodnicy tej drużyny robią to w żółwim tempie. Tym razem podzielili się u siebie punktami z Chojniczanką. O ucieczkę z dolnych rejonów tabeli nie walczą zbytnio piłkarze Pogoni Siedlce. Drużynie, pomimo zmiany szkoleniowca, nie wiedzie się zbyt dobrze, czego dowodem jest bezbramkowy remis u siebie z Bytovią. Sytuacja drużyny prowadzonej przez Pawła Janasa jest trochę lepsza, ale i tak bytowianie cały czas muszą drżeć o utrzymanie. Obecnie są tuż nad strefą spadkową.


Polecamy