"Z piątki", czyli pięć pytań przed niedzielnymi meczami Ekstraklasy
Niedzielę w Ekstraklasie rozpoczynamy o godz. 15:30 w Gliwicach, a wcześniej zapraszamy do przeczytania tradycyjnych pięciu pytań.
fot. Jarosław Kamiński
1. Ktoś rozgromi rywala jak Lech?
Nie spodziewaliśmy się, że w tej kolejce ktoś zdoła zdemolować rywala. Stłamsić go całkowicie, aplikując mu kilka bramek. Tymczasem sztuka ta powiodła się Lechowi, który rozgromił Jagiellonię. Jeżeli mamy być szczerzy, to wątpimy, żeby którakolwiek z czterech grających dzisiaj drużyn potrafiła dokonać w tej kolejce czegoś podobnego.
2. Piast zdobędzie gola?
Trudne pytanie. Nawet bardzo trudne. U siebie gliwiczanie nie wygrali od czterech spotkań, a w 2014 roku zdołali zdobyć tylko jedną bramkę przy Okrzei, więc chyba najwyższa pora, aby strzelić po raz kolejny.
3. „Portowcy” nadal bez porażki w 2014?
Nie ma drugiej drużyny w Ekstraklasie, który w tym roku nie poniosłaby porażki. „Portowcy” albo wygrywają, albo dzielą się punktami, ale pobić się jak do tej pory nie dali. Teraz będą musieli powalczyć w Gliwicach z Piastem i jakoś wątpimy, żeby ich seria bez porażki miała się zakończyć właśnie przy Okrzei.
4. Kilka bramek na Pepsi Arenie?
Z jednej strony Legia, z drugiej Zawisza, czyli właściwie na każdej połowie boiska zameldują się dziś drużyny, które z graniem do przodu nie mają problemów. Na ilość ciekawych zagrań, finezyjnych podań czy dryblingów miejmy nadzieję narzekać nie będziemy. Zresztą tak samo, jak i na ilość bramek. Przeciętnie w meczu na Pepsi Arenie obserwujemy więcej niż trzy bramki i myślimy, że dziś średnia ta nie spadnie.
5. Ktoś się wykartkuje na ostatni mecz fazy zasadniczej?
Za tydzień decydująca kolejka fazy zasadniczej obecnego sezonu Ekstraklasy. W 30 serii spotkań wszystkie zespoły zagrają w jednym terminie, ale na murawie niekoniecznie zameldują się wszyscy zawodnicy. Za tydzień niektórzy z nich mogą nie zagrać, o ile dziś ujrzą żółty kartonik. Vrdoljak, Radović, Podgórski, Murawski i jeszcze kilku – oni muszą uważać, ale oczywiście sądzimy, że ktoś nie wytrzyma i przyszłotygodniowy mecz obejrzy z wysokości trybun.