Wyścig Legii z Lechem trwa - podsumowanie 22. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Wiele emocji dostarczył nam ostatni ligowy weekend. Po ogromnych kontrowersjach Legia wygrała z Wisłą i utrzymała przewagę nad Lechem, który bez żadnych problemów rozprawił się z Piastem. Nie mniej ciekawie było na dole tabeli. Co jeszcze działo się na polskich boiskach? Zapraszamy na podsumowanie 22. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.
fot. RYSZARD KOTOWSKI
Pogoń Szczecin 1:1 Widzew Łódź – Portowcy wciąż bez wygranej
Kolejka rozpoczęła się w Szczecinie, gdzie fatalnie spisujący się ostatnio gospodarze grali z Widzewem. Cel był jeden – pierwsze wiosenne zwycięstwo i oddalenie się od strefy spadkowej. Widać było, że trener Wdowczyk solidnie zmotywował zespół, bo ten od początku ruszył do ataków i przez dużą część meczu to właśnie szczecinianie byli stroną bardziej aktywną. I choć to oni jako pierwsi zdobyli bramkę i długo prowadzili, ostatecznie musieli się zadowolić tylko jednym punktem. Biorąc pod uwagę zwycięstwa Ruchu i Podbeskidzia, sytuacja portowców staje się coraz mniej wesoła. Co więcej, za tydzień czeka ich mecz z Legią, w którym szalenie trudno będzie choćby o jedno oczko. O wiele łatwiejsze zadanie czeka Górali, którzy zagrają z ostatnim Bełchatowem. Bardzo prawdopodobne jest zatem, że po następnej kolejce różnica między Pogonią a Podbeskidziem będzie wynosiła zaledwie dwa punkty.
Widzew również spisuje się na wiosnę kiepsko, ale w przeciwieństwie do swych ostatnich rywali odniósł już w tym roku zwycięstwo, które jak na razie daje mu spokój. Choć łodzianie wciąż są wymieniani jako jeden z kandydatów do opuszczenia ligi, paradoksalnie ich strata do podium jest tak samo duża, jak przewaga nad strefą spadkową. Zwycięstwo nad Pogonią dałoby Widzewowi realną szansę na to, by gonić jeszcze czołówkę, bo byłby on zaledwie sześć punktów za Śląskiem Wrocław. Inna sprawa, że walka o czołowe lokaty nie jest w tym sezonie priorytetem łodzian i trener Radosław Mroczkowski na pewno byłby zadowolony, gdyby jego młody zespół możliwie szybko zapewnił sobie utrzymanie. W piątek kolejną bramkę strzelił Mariusz Stępiński, w którym ogromne nadzieje wiąże nie tylko szkoleniowiec, ale również działacze łódzkiego klubu. Nie ma co ukrywać, przy pierwszej okazji Stępiński zostanie sprzedany, a biorąc pod uwagę skalę jego talentu, zarobione pieniądze mogą na dłużej rozwiązać finansowe problemy Widzewa.
Zagłębie Lubin 2:1 Korona Kielce – Kapitalne gole ujarzmiły buldogi
Drugie piątkowe spotkanie nie zachwyciło ani kibiców oczekujących pięknej gry, ani tych, którzy byli żądni walki i trzeszczenia kości. Mecz był dość przeciętny, choć mierzyły się drużyny aspirujące do włączenia się do walki o górną połowę tabeli. Szczególną motywację do wygrania tego meczu miała Korona, bo nie odniosła jeszcze wyjazdowego zwycięstwa w tym sezonie. Nie udało się tego dokonać również w Lubinie, a biorąc pod uwagę pozostałe spotkania, jakie kielczanie rozegrają w delegacji, o przełamanie tej fatalnej statystyki może być bardzo ciężko - czekają ich wyjazdy do Szczecina, Krakowa, Gliwic i Poznania i w żadnym z tych meczów nie będą faworytem. Na szczęście dla Leszka Ojrzyńskiego i jego drużyny, jest to w tej chwili najpoważniejsze zmartwienie kielczan, bo walka o utrzymanie już ich w tym sezonie nie czeka.
Choć Zagłębie nie zagrało wybitnego meczu, udało mu się zwyciężyć i zachować kontakt z czołówką. Trener Hapal miał spore obawy, bo w meczu z Koroną nadal nie mógł skorzystać z liderów defensywy (Adama Banasia) i ofensywy (Szymona Pawłowskiego). Miedziowym udało się jednak zwyciężyć za sprawą dwóch Adrianów, którzy wychowali się w Lubinie – Rakowskiego i Błąda. Dwa kapitalne strzały z dystansu z automatu stały się głównymi kandydatami do miana gola kolejki. Szkoleniowiec lubinian może się też na pewno cieszyć z tego, że jego zespół potrafił zwyciężyć bez Pawłowskiego, choć trzeba powiedzieć, że bez tego zawodnika jakość gry zespołu wyraźnie spada. Tak czy inaczej, Zagłębie w dobrych nastrojach będzie podchodziło do potyczki z Lechem, w którym ma niewiele do stracenia, za to całkiem sporo do zyskania.
GKS Bełchatów 0:3 Ruch Chorzów – Niebiescy odjeżdżają, fatalna seria Brunatnych
Nieco podłamani porażką z Podbeskidziem Niebiescy musieli szybko zebrać się do kupy, bo zaledwie tydzień później czekał ich kolejny mecz o życie. Znów stawką było „sześć punktów”, bo obie drużyny walczą o utrzymanie i każde oczko jest na wagę złota. W sobotę pełną pulę zgarnęli podopieczni Jacka Zielińskiego, a biorąc pod uwagę niewielkie odległości w tabeli między tymi zespołami trzeba przyznać, że chorzowianie zwyciężyli zaskakująco gładko. Dwie bramki zdobył Maciej Jankowski, który w klasyfikacji strzelców zrównał się z… Arkadiuszem Piechem, byłym snajperem Ruchu, który w przerwie zimowej odszedł do Turcji. Choć Jankowskiemu sporo jeszcze brakuje do strzeleckich umiejętności Piecha, w niebieskiej koszulce poczyna sobie coraz lepiej. To w dużej mierze dzięki niemu Ruch odskoczył nieco w tabeli i ma nieco więcej spokoju przed następnym meczem, który rozegra u siebie z Polonią.
Wydaje się, że ostatni mecz pogrzebał szanse Bełchatowa na pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Oczywiście, patrząc z matematycznego punktu widzenia, GKS może jeszcze nie tylko utrzymać się w Ekstraklasie, ale też zająć miejsce na podium, jednak statystyki są dla Brunatnych bezlitosne: w ostatnich trzech sezonach do utrzymania było potrzebne mniej więcej 30 punktów, a żeby tyle zdobyć, musieliby wygrać prawie wszystkie pozostałe mecze. Może i byłoby to możliwe, gdyby na wiosnę prezentowali się tak, jak choćby ich główny rywal w walce o utrzymanie, czyli Podbeskidzie. Tymczasem podopieczni Kamila Kieresia grają co prawda całkiem nieźle, ale nie strzelają bramek. W dotychczasowych siedmiu meczach rozgrywanych na wiosnę trafili do siatki rywala tylko raz, i to z rzutu karnego. Nie zdobywając goli, ciężko jest myśleć o gromadzeniu punktów, tak potrzebnych do gonienia rywali. Za tydzień Bełchatów zmierzy się z Góralami z Bielska-Białej i nie ma wątpliwości, że porażka w tym meczu będzie właściwie podpisaniem wyroku.
Polonia Warszawa 2:2 Śląsk Wrocław – Gdzie dwóch się bije… tam nikt nie korzysta
W drugim sobotnim meczu również spotkały się dwie drużyny, które łączy jeden cel, choć ich aspiracje sięgają znacznie wyżej niż Bałchatowa i Podbeskidzia. Polonia i Śląsk miały stoczyć walkę o trzecią lokatę, ale podzieliły się punktami i zmarnowały szansę na poprawienie swojej sytuacji. Wrocławianie co prawda utrzymali się na podium, ale nie odskoczyli rywalom, a Polonii nie udał się pościg za sobotnim rywalem. Na szczęście dla podopiecznych Stanislava Levego, punkty zgubił też Górnik i Piast, dlatego wciąż zajmują trzecie miejsce. W tej chwili wydają się najpoważniejszym kandydatem do wywalczenia możliwości gry w europejskich pucharach, bo grupa pościgowa wyraźnie zwolniła tempo. Dla kibiców Śląska dobrą wiadomością jest też bez wątpienia powrót do formy Sebastiana Mili, który popisał się świetną bramką i znów pokazał, że przynajmniej do końca tego sezonu będzie liderem Wojskowych.
Bardzo różne emocje przeżywali kibice Czarnych Koszul, którzy przybyli na stadion przy ulicy Konwiktorskiej. Najpierw była radość po golu Kiełba, potem szok po dwóch błyskawicznych ciosach od Śląska, a następnie znowu radość z wyrównującego trafienia. Remis z wciąż aktualnym mistrzem to na pewno duży sukces drużyny Piotra Stokowca, której z tygodnia na tydzień przybywa problemów. Grający za darmo piłkarze wciąż nie znają swojej przyszłości, ale nie przeszkadza im to w osiąganiu przyzwoitych wyników. Patrząc realnie, walka o europejskie puchary jest celem ponad siły tej drużyny, która i tak spisuje się zaskakująco dobrze. Duża w tym zasługa ofensywnej trójki Wszołek-Przybecki-Kiełb, potrafiącej rozmontować każdą obronę w lidze. Problemem Piotra Stokowca jest to, że to trio może opuścić klub już w następnym okienku transferowym, a wtedy poskładanie zespołu godnego gry w Ekstraklasie może być zadaniem niemożliwym do wykonania.
Wisła Kraków 1:2 Legia Warszawa – Piłkarze na 5, sędziowie na 1
To był szlagier jak za dawnych, dobrych lat – mnóstwo emocji, piękne akcje, dramaturgia i naprawdę wysoki poziom. To wszystko zobaczyli kibice w Krakowie, ale i tak bohaterami, a właściwie antybohaterami spotkania, zostali sędziowie. Pierwszą bramkę dla Legii widział już chyba każdy kibic w kraju i żaden nie ma wątpliwości, że gol nie powinien zostać uznany. Legioniści mogą mówić też o masie szczęścia w drugiej kontrowersyjnej sytuacji, w której Jodłowiec dotknął piłki ręką w polu karnym. Nie jeden arbiter podyktowałby za takie zagranie jedenastkę, jednak Hubert Siejewicz postanowił oszczędzić warszawiaków. Piłkarze Jana Urbana nie dali żadnych argumentów tym, którzy chcieliby ich bronić. Nie ma wątpliwości co do tego, że Legia była w sobotę słabsza i tak naprawdę nie zasłużyła nawet na remis. Na wyróżnienie zapracował jedynie Artur Jędrzejczyk, autor gola i asysty, który swoim występem dał Waldemarowi Fornalikowi kolejny powód do rozpatrzenia jego kandydatury do gry w reprezentacji.
Choć Wisła w ciągu sześciu dni przegrała trzy mecze, paradoksalnie ze swojej formy w ostatnich tygodniach może być zadowolona. Z Piastem przegrała na własne życzenie, ze Śląskiem w Pucharze była bliska wywiezienia korzystnego rezultatu, zaś w sobotnim pojedynku z Legią zagrała świetne zawody. Mimo braku Ivicy Ilieva, Wiślacy rozegrali mnóstwo kombinacyjnych akcji, za którymi nie byli w stanie nadążyć defensorzy z Warszawy. Momentami przypominała się ta Biała Gwiazda, która zachwycała kibiców jeszcze kilka sezonów temu. Jednak w tym momencie o wywalczeniu miejsca w europejskich pucharach przez ligę Wisła może już zapomnieć, bo straty zamiast maleć - rosną. Trener Kulawik rzuci więc wszystkie siły do walki w Pucharze, który jest jedyną szansą na uratowanie sezonu. Trzy ostatnie mecze, mimo braku zdobyczy punktowej, mogły wlać w serca krakowskich kibiców sporo optymizmu. Może Wisła jeszcze nie zginęła…
Górnik Zabrze 0:1 Podbeskidzie Bielsko-Biała – Fatalni zabrzanie, Demjan daje nadzieję
Zabrzanie podchodzili do niedzielnego spotkania ze świadomością, że wygrana da im awans na trzecie miejsce i nadzieję na dogonienie Lecha. Szansa była tym większa, że Górnicy mierzyli siły z przedostatnim w tabeli Podbeskidziem. Mecz wyglądał jednak tak, jakby podopieczni trenera Nawałki za wszelką cenę chcieli uniknąć awansu na podium. Grali niedokładnie i bez polotu, wyglądali słabo nawet na tle drużyny ze strefy spadkowej. Długo w tym spotkaniu zanosiło się na remis, ale ostatecznie Górnicy nie zdobyli nawet jednego oczka i okazja na wskoczenie na podium została zmarnowana. Szansą zabrzan na utrzymanie się w czołówce jest korzystny terminarz – zmierzą się teraz z Koroną, Ruchem i Bełchatowem, choć z tak koszmarną grą może być ciężko o zdobywanie punktów nawet z tymi drużynami.
To, co w ostatnich tygodniach wyprawia Robert Demjan, nie mieści się ani w głowie, ani w ramach wszelkiej logiki. Słowacki snajper, występujący przecież w jednej z najgorszych drużyn ligi, strzela bramkę za bramką i w klasyfikacji strzelców ustępuje tylko Danijelowi Ljuboi. Na pochwałę zasługuje też reszta drużyny, bo przecież Demjan nie strzelałby goli, gdyby nie dogrania kolegów. Górale, którzy po rundzie jesiennej byli już jedną nogą w I lidze, niespodziewanie podjęli walkę i jak na razie wychodzą z niej zwycięsko. Systematycznie zmniejszają swoją stratę do bezpiecznej lokaty, która w tej chwili wynosi już tylko 5 punktów. Żadna z drużyn, które walczą o utrzymanie, nie dysponuje takim zawodnikiem, jak Robert Demjan, który może być najważniejszą postacią w bitwie o pozostanie w elicie.
Lechia Gdańsk 2:3 Jagiellonia Białystok – Jaga z charakterem, Lechia wypada z „ósemki”
Na PGE Arenie spotkały się drużyny, które w tym sezonie nie walczą już właściwie o nic. Można się więc było spodziewać widowiska umiarkowanej jakości, ale ci, którzy pofatygowali się na stadion, na pewno nie żałowali, choć Lechia została pozbawiona wszystkich punktów. Mecz był całkiem niezły, obfitował w zwroty akcji i, co najważniejsze, bramki. Jagiellonia pokazała niesamowity charakter, bo przegrywała dwa razy, a mimo to potrafiła nie tylko dwukrotnie wyrównać, ale też strzelić zwycięską bramkę. Zdobył ją zapomniany już nieco Euzebiusz Smolarek, który w Białymstoku jest tylko zmiennikiem Tomasza Frankowskiego, jednak w obliczu rychłego zakończenia kariery przez legendę Jagiellonii wydaje się, że Ebi wkrótce wyjdzie z cienia. Kto wie, czy były reprezentant Polski nie przypomni jeszcze o sobie szerszemu gronu kibiców polskiej ligi.
Po meczu trener Bogusław Kaczmarek nie krył rozczarowania i stwierdził, że Lechia powinna wygrać 6:3. Nie sposób nie zauważyć tu pretensji w stronę Adama Dudy, który spokojnie mógł skompletować hat-tricka. Młody snajper gdańszczan zaliczył koszmarne pudło, kiedy po dograniu Deleu nie trafił do pustej bramki, również w drugiej połowie nie popisał się, kiedy w dobrej sytuacji nie potrafił zmieścić piłki w siatce. Patrząc na tabelę i widząc Lechię na 9 lokacie można dojść do wniosku, że z drużyną nie jest jeszcze najgorzej. Jednak jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach, a konkretnie w statystyce meczów bez Abdou Razacka Traore. Bez swojej największej gwiazdy w składzie, gdańszczanie na wiosnę zdobyli tylko 6 punktów na 21 możliwych i wygrali tylko jeden raz. O ile ten sezon uda się zakończyć bezboleśnie, o tyle następny może być dla Lechii bardzo ciężki.
Piast Gliwice 0:3 Lech Poznań – Spacerek „Polskiego Juventusu”, rewelacja bezradna
Na zakończenie tej całkiem ciekawej kolejki odbyło się spotkanie w Gliwicach, gdzie znakomicie spisujący się beniaminek podejmował rozpędzonego Kolejorza. Wydawało się, że Piast będzie dla Lecha trudniejszym rywalem, ale okazało się, że w tej chwili podopieczni Marcina Brosza nie są jeszcze w stanie rywalizować z czołówką. W poniedziałkowym meczu byli zupełnie bezradni, nie byli w stanie stworzyć praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką, a wymiana kilku podań na połowie udała im się dosłownie parę razy. Mimo tego słabszego występu, gliwiczanom za dotychczasowe mecze należy się mnóstwo ciepłych słów. Za niewielkie pieniądze stworzono ciekawy klub, który bez żadnych problemów utrzymał się w lidze i niejednemu faworytowi zalazł za skórę. Nie jest wykluczone, że w przyszłym sezonie odpowiednio wzmocniona drużyna z Gliwic (mówi się o planowanym transferze z… Borussii Dortmund) będzie w stanie powalczyć o wyższe cele niż tylko pozostanie w elicie.
Niedawno trener Mariusz Rumak udzielił wywiadu, w którym powiedział, że Lech ma być jak Juventus – gole ma strzelać wielu piłkarzy. Patrząc na rundę wiosenną trzeba przyznać, że plan ten jest realizowany nadzwyczaj skutecznie. Do bramki rywali trafiało już siedmiu zawodników, trzech różnych graczy punktowało też w poniedziałek. W spotkaniu z Piastem Lech dał popis skutecznej, ofensywnej gry i pokazał, że ma bardzo wiele wariantów na zaskoczenie rywala. To już nie jest drużyna, która zamyka oczy i wykopuje piłkę do Rudniewa, licząc tylko na swojego najlepszego snajpera. Lechici udowadniają, że po odejściu Łotysza też istnieje życie. Rywale poznaniaków nigdy nie wiedzą, z której strony nadejdzie zagrożenie – w pole karne potrafi wbiec zarówno stoper Kamiński, jak i defensywny pomocnik Murawski. Dzięki tej nieprzewidywalności Kolejorz jest niezwykle groźny i na pewno jeszcze długo będzie zmorą Legii.
Statystyki 22. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
- Liczba goli – 24
- Średnia goli na mecz – 3
- Zwycięstwa gospodarzy – 1
- Remisy – 2
- Zwycięstwa gości – 5
- Żółte kartki – 30
- Czerwone kartki – 0
- Liczba widzów – ok. 62 tys.
- Średnia frekwencja – ok. 7700
Zapowiedź 23. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Za tydzień zobaczymy kolejny mecz „o sześć punktów” na dole tabeli – Podbeskidzie zmierzy się z Bełchatowem. W sobotę Legia podejmie u siebie przyjaciół ze Szczecina, a Jagiellonia – krakowską Wisłę. Dzień później wytrwale goniący Legię Lech zmierzy się przy Bułgarskiej z Zagłębiem Lubin.