Wyjazdowa niemoc Lecha poraża. W Bełchatowie kolejna wstydliwa porażka czy przełamanie?
Kunktatorstwo i minimalizm, brak zaangażowania, słaba forma prawie wszystkich zawodników to obecny obraz Lecha. Aż dziwne, że tak fatalnie prezentująca się drużyna jest nadal kandydatem do zdobycia nie tylko Pucharu Polski, ale też mistrzostwa.
fot. Grzegorz Dembiński
Wynika to ze słabości naszej ekstraklasy. Zawisza, piłkarski "składak", który powstał kilkanaście tygodni temu jest najlepszym zespołem wiosny, drużyny z ligowej elity bezdyskusyjnie przegrywają z półamatorami, a lider rozgrywek po 25 meczach ma aż siedem porażek i trzy remisy. Oznacza to, że niemal co trzecia drużyna nie jest gorsza od aktualnego i prawdopodobnie kolejnego mistrza Polski.
Nikogo więc już nawet specjalnie nie dziwi tragiczny, wyjazdowy bilans Poznańskiej Lokomotywy. A drużyna, która generuje milionowe koszty, ma wielu reprezentantów wygrała zaledwie dwa z dwunastu meczów. Dochodzi do tego też tragiczna skuteczność Lech na boiskach rywali zdobył tylko 13 bramek. Połowę mniej niż Legia, zdecydowanie mniej niż Jagiellonia, Śląsk, Górnik Zabrze, a nawet Podbeskidzie.
Tymczasem w Wielką Sobotę poznański zespół czeka kolejny wyjazd tym razem do Bełchatowa. Rywali poprowadzi Marek Zub, trener który potrafił wyrzucić Lecha z Ligi Europy mając do dyspozycji walecznych, ale słabiutkich piłkarsko Litwinów z Żalgirisu. Nic więc dziwnego, że po ostatnich klęskach Kolejorza, przeciwnicy bez żadnego respektu wypowiadają się o naszej drużynie. - Mam nadzieję, że w Lechu jest paru zawodników, którzy to pamiętają. To się gdzieś w głowie kołacze. I niech tak będzie - powiedział Zub, tuż po przejęciu posady po Kamilu Kieresiu.
Te słowa pewnie jeszcze niedawno podziałałyby na Lecha jak "płachta na byka" i wywołały sportową złość, ale niestety wiosną na wyjazdach poznaniacy w ogóle nie podejmują walki, a szczytem pozorowania gry i braku zaangażowania był mecz w Stargardzie. Lechitom po szybkim zdobyciu gola nie chciało się przejąć inicjatywy, zaatakować, narzucić rywalowi ostrego tempa i pozbawić nadziei na korzystny wynik. Stało się tak dlatego, że już od dłuższego czasu toleruje się w poznańskim klubie minimalizm. Zarażeni są nim nawet rezerwowi. Kto widział rewanżowe starcie ze Zniczem, doskonale zdaje sobie sprawę, że tych piłkarzy, którzy zagrali na żenującym poziomie z Błękitnymi, nie ma kim zastąpić. Buric jest równie niepewny jak Gostomski, Wilusz nie jest lepszy czy zwrotniejszy od Kamińskiego czy Arajuuriego, Djoum jest tak samo słaby i nieodpowiedzialny jak Kadar, Holman potrafi zniknąć z pola widzenia na godzinę, podobnie jak to zdarza się Kownackiemu, a Ubiparip jest zdecydowanie bardziej nieporadny niż Sadajew i do tego mniej waleczny. Można by tak wyliczać jeszcze długo, ale jaki jest sens wymieniać , że Keita traci jeszcze więcej piłek niż Formella? Jeśli do tego dodamy kontuzje Hamalainena, Jevtica, Lovrencsicsa i Trałki, od którego Lech jest dziwnie uzależniony i bez którego nie potrafi wygrywać, mamy naprawdę smutny obraz zespołu nazywanego przecież Dumą Wielkopolski.
Czy zmieni to mecz w Bełchatowie? Ci zawodnicy tyle razy już się skompromitowali, że kolejna porażka nie będzie już żadnym zaskoczeniem.
Foto Olimpik/x-news