menu

Wokół meczu Lechia – Lech: Nowe stadiony, stare zasady

30 września 2012, 21:54 | Jacek Czaplewski

Gdańsk dziś nie śpi, Gdańsk świętuje. Niech żałują, albo marzą o cofnięciu czasu wszyscy ci, którzy chcieli, a z jakichś powodów nie pojawili się na PGE Arenie. Bo dla takich meczów jak z Lechem Poznań warto wydać kilka złotych i zedrzeć gardło. Warto, bo tak piękny wieczór może się długo nie powtórzyć.

Cudowne dwa gole. Zawrotne tempo, szybkie akcje. Krew, pot i zły. Ckliwa i poruszająca serce minuta ciszy, wspaniały doping, obustronne bluzgi, petardy hukowe, oprawy, a nawet racowisko. Rzadko na tym pięknym, bursztynowym obiekcie udaje się zebrać do kupy wszystkie te elementy, które składają się na widowisko. Dzisiaj się udało. Nikt, poza przyjezdnymi, nie mógł narzekać. Wszyscy wyszli ze stadionu syci, jak po dobrym, półtoragodzinnym seansie filmowym. Bo w ten niedzielny wieczór było wszystko. Trochę brawury i polotu jak w przypadku nożyc Razacka, brutalności rodem z kina akcji jak z kontuzją Wołąkiewicza, czy efektów specjalnych jak z choreografią gości. Kibice Lechii mają prawo być dumni. Mogą teraz wydukać - jak ten Indianin z reklamy - że „to dobry dzień by umrzeć”. Ale zacznijmy od początku.

W powietrzu, na długo przed pierwszym gwizdkiem, dało się wyczuć aurę podobną do tej, jaka miała miejsce w maju, gdy Lechia mierzyła się z Legią Warszawa. Co prawda wówczas sektor gości świecił pustkami, ale ranga i mobilizacja była podobna, zarówno u fanów, jak i bohaterów boiskowych wydarzeń. Analogii zresztą należy dostrzec więcej. Lechia znowu zagrała z zębem, zawodnicy dali coś od siebie z wątroby, a projekt „zagrajmy mecz sezonu” wypalił. I to w jakim stylu. Zanim jednak o tym co działo się na murawie, opowiedzmy o wydarzeniach na trybunach. A tam było jeszcze cieplej, niż na boisku.

„Naszej pasji nie dacie rady!”

Kibice Lecha wykupili wszystkie wejściówki i po raz drugi od otwarcia PGE Areny potwierdzili, że są jedyną ekipą w Polsce, która potrafi wypełnić ten sektor (nie było na nim co prawda Legii Warszawa, ale - jak zwykło się mawiać - „czas pokaże”). Z Poznania przyjechało blisko dwa tysiące widzów, w jednym, wagonowym składzie. Resztę uzupełnili bracia po szalu z Arki Gdynia, dla których była to trzecia wizyta na nowym stadionie Lechii. A przecież nie odbyły się na nim ani jedne derby Trójmiasta!

Poznaniacy świetnie oflagowali swój sektor. Doping zaczęli już podczas rozgrzewki piłkarzy. Najpierw „pozdrowili” Lechię, a dopiero potem zaczęli wspierać swoją drużynę. Wydaje nam się, że Lech zaprezentował się dwa razy lepiej, niż rok temu. Nie tylko dlatego, ze przygotował oprawę, ale również ze względu na wspomniany doping, który trwał do końca spotkania i który był równy i głośny. Już początek drugiej połowy zwiastował, że w sektorze przyjezdnych zacznie się „coś dziać”. Najpierw odpalono kilka petard hukowych, potem rzucono pojedyncze serpentyny. Na apogeum trzeba było jednak poczekać aż 80 minuty. To wówczas wjechała sektorówka z wizerunkiem PGE Areny i znamiennym dopiskiem „Nowe stadiony, stare zasady". Całość uzupełniała fioletowa kartoniada i wiele znacząca emotikona w koronie. Po tym jak płótno zjechało na dół, sektor rozświetliło kilkadziesiąt rac. Lech jako pierwsza ekipa gości wniósł i odpalił środki pirotechniczne na PGE Arenie. Wkrótce pokazano jeszcze jedną sektorówkę z hasłem: „Naszej pasji nie dacie rady!”, na której widniał ultras z racą, a nad nim m.in. milicjant i urzędnik państwowy.

Przejmująca minuta ciszy

Lechia co prawda nie użyła pirotechniki, ani nie przygotowała sektorówek, ale za to przedstawiła okazałe flagowisko, w skład którego weszło aż kilkaset biało-zielonych flag na kijach. Tę prezentację, podobnie jak choreografię Lecha, oglądaliśmy dopiero w drugiej części meczu. Doping ze strony gospodarzy stał na wysokim poziomie. Repertuar przyśpiewek był jak zawsze bogaty. Najdłużej ciągnięto te, które najlepiej wychodzą, np. „Niech patrzy świat, jesteśmy tu (…)”. Punktów zaczepnych było kilka. Generalnie po niewybrednej wymianie uprzejmości naszedł moment na ripostowanie. Zaczęła Lechia, odpowiadał Lech i tak w kółko. Pierwsi czepiali się drugich, że słabo dopingują, drudzy dopowiadali, że „na was to starczy”. Festiwal bluzg przerwała piękna, wymowna cisza. Stadion zamilkł w 14. minucie, by oddać hołd najwierniejszemu fanowi Lechii, Dawidowi Zapiskowi, który odszedł kilka dni temu. Dawid był chyba dumny spoglądając z góry na grę, doping i race na PGE Arenie...

Lechia Gdańsk

LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net