menu

Wokół meczu Lechia – Górnik: Bez rac i bez gości, ale z imponującą frekwencją (ZDJĘCIA, WIDEO)

31 sierpnia 2013, 17:41 | jac

Ponad 24 tys. widzów na meczu Lechii Gdańsk z Górnikiem Zabrze to drugi wynik tego sezonu. Do pobicia rekordu ze spotkania Lecha Poznań z Koroną Kielce zabrakło tylko 538 osób. Trzeba jednak pamiętać, że na PGE Arenie nie było biletów za złotówkę, jak na Bułgarskiej - i że na trybunach nie zasiedli przyjezdni.

Druga frekwencja sezonu, trzecia w historii występów na PGE Arenie
Wyniki Lechii (trzy zwycięstwa i dwa remisy) oraz atrakcyjny rywal (współlider tabeli) zrobiły swoje. W długich kolejkach po bilety trzeba było ustawić się już w poniedziałek. W ogóle, we wtorek klub odnotował największą sprzedaż w dniu niemeczowym od września 2011 roku. Aby jeszcze lepiej uwypuklić sukces Lechii wystarczy przyrównać piątkową frekwencję do tej z inauguracyjnego meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Wówczas bilety wykupiło 11 645 kibiców, a na spotkanie z Górnikiem dokładnie 24 276. Lechii wystarczył więc miesiąc na to, by podwoić liczbę fanów zasiadających na stadionie i znacznie zwiększyć przychody z wejściówek.

Tak licznej publiki na meczach Lechii nie było od sezonu 2011/2012, w którym Lechia debiutowała na PGE Arenie. Wtedy barierę 20 tys. widzów na jednym meczu udało się przekroczyć czterokrotnie (dla porównania w ostatnim sezonie ani razu), ale tylko mecz otwarcia z Cracovią (34 444) i mecz z Lechem Poznań (24 997) cieszył się większym zainteresowaniem niż wczorajszy.

Najlepsze frekwencje Lechii na PGE Arenie:
34 444 – 14 sierpnia 2011: mecz z Cracovią
24 997 – 22 października 2011: mecz z Lechem Poznań
24 276 – 30 sierpnia 2013: mecz z Górnikiem Zabrze
22 624 – 22 sierpnia 2012: mecz z ŁKS-em Łódź
21 359 – 3 maja 2012: mecz z Legią Warszawa

Polityka na trybunach
Spektakularna była w piątek nie tylko frekwencja, ale i poziom decybeli, jaki udało się osiągnąć lechistom. Zaryzykujemy tezę, że doping niemal równał się temu, jaki był podczas pamiętnego meczu z Legią Warszawa w maju zeszłego roku, kiedy Lechia nie tylko zapewniła sobie utrzymanie, ale i pozbawiła przeciwnika szans na zdobycie mistrzostwa.

Piątkowe śpiewy zaczęły się wraz z pierwszym gwizdkiem. Młyn wypełnił się do ostatniego miejsca, podobnie jak trybuna prosta, której sektory były dostępne – z racji dużego zainteresowania biletami - także na piętrze. I właśnie tą część widowni gniazdowy biało-zielonych próbował włączać do wspólnej zabawy (na dwa głosy pozdrawiano choćby zgody). Repertuar przyśpiewek był jak zawsze bogaty, ale najdłużej ciągnięto te, które wychodzą najlepiej (np. „BKS, BKS, BKS, każdy wie, co to jest”).

Pojedynku na doping nie było, bo zabrakło przyjezdnych, którzy pokutują za ekscesy z Bełchatowa z meczu z GKS-em w ramach 1/16 Pucharu Polski. W drugiej połowie lechiści zaprezentowali oprawę, znaną już z wcześniejszych spotkań. Złożyły się bowiem na nią flagi na kijach oraz sektorówka „dwunasty zawodnik” w kształcie koszulki meczowej. W pewnym momencie młynowy zaczął odliczać wraz z fanami do dziesięciu, sugerując, że chwilę potem zostanie odpalona pirotechnika. Wbrew przypuszczeniom, świecidełka się nie pojawiły (odpalono tylko petardę hukową), a z młyna zaintonowano dość niewybredne hasło świadczące mniej więcej tyle, że tym razem trzeba będzie się obejść smakiem.

Kolejny raz ostrze krytyki ze strony fanów zostało skierowane w rząd i w policję. Śpiewano m.in. „Donald matole (…)” oraz o tym, jaką „miłością” i „sympatią” darzeni są mundurowi. Na ogrodzeniu zawisł za to transparent skierowany w stronę szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, na którym napisano: „Sienkiewicz (MSW): «Państwo ma monopol na przemoc» … Bo przemoc to żyć za minimalną krajową!!!”. Fani rozwiesili płótno najpierw w narożniku młyna, a potem w jego centralnym miejscu, i mimo apeli spikera nie zdjęli go do końca spotkania. Na trybunach przedstawiono jeszcze jeden okolicznościowy transparent, nawiązujący do 67 rocznicy egzekucji Żołnierzy Wyklętych przez komunistycznych oprawców („Inka i Zagończyk – niech żyje wolna Polska! Gdańsk 26 VIII 1946 godzina 6:15").

Nawałka ochrzanił Szeweluchina i kamerzystę
Na boisku padł remis 1:1. Oba gole padły po przerwie. Najpierw dla Górnika strzelił Mariusz Przybylski, a potem z karnego wyrównał Marcin Pietrowski. Już po spotkaniu schodzący do szatni opiekun Górnika przeprowadził rozmowę wychowawczą ze swoim podopiecznym, Ołeksandrem Szeweluchinem, który zawinił przy stracie bramki. Nawałka wygarnął mu w kilku mocnych słowach to, co przyszło mu do głowy, po czym podszedł do nagrywającego całe wydarzenie kamerzysty i nazwał go „pier… sępem”. Emocje szkoleniowiec Górnika opanował dopiero na konferencji prasowej, na której pochwalił Lechię i jej trenera Michała Probierza za świetną organizację gry. Z kolei pod wrażeniem publiczności był lewy obrońca zabrzan Seweryn Gancarczyk, który określił ją mianem „wspaniałej”.

Lechia Gdańsk

LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net


Polecamy