Wokół meczu Borussia - Bayern: Uczmy się od Niemców stadionowego wychowania (ZDJĘCIA, WIDEO)
W Polsce to nie do pomyślenia, żeby kibic jednej drużyny pił piwo stojąc obok kibica drugiej. A w Niemczech to powszechne zjawisko. Pokazał to sobotni mecz Borussii Dortmund z Bayernem Monachium, a więc klubów, które rywalizują ze sobą na każdej płaszczyźnie.
Niemcy najwyraźniej wiedzą, gdzie leży cienka granica między nielubieniem przeciwnika a jego nienawidzeniem. Edukowanie fanów to proces długi i złożony. Oni już są na etapie końcowym. Wystarczy sobie wyobrazić, że w Dortmundzie 80 tysięcy pilnowało raptem kilkudziesięciu policjantów. Ich rola ograniczała się do stania gdzieś na drugim planie, z dala od tłumu. Kibiców Bayernu pod stadion nie eskortowali. Ci więc spacerowali sobie na obcym terenie wymieszani pomiędzy kibicami Borussii. Obok jedli i pili. Nikt ich nie zaczepiał, nie wyzywał. Sami także nie dawali powodów do spięć. Na dobrą sprawę podczas samego spotkania więcej od sympatyków Borussii nasłuchał się… jeden z sympatyków Borussii właśnie, który tak się zdenerwował, że cisnął piwem dziesięć rzędów niżej, serwując tym samym niechciany deszcz złocistego trunku.
W Dortmundzie, jaki i pewnie w całych Niemczech szanuje się przyjezdnych. Jeżeli jest zapotrzebowanie na bilety, to w sprzedaży nie ma takiego kryterium jak miejsce zameldowania. Wczoraj na trybunach Signal Iduna Park zasiadło wielu kibiców Bayernu i to nie tylko w wyszczególnionym sektorze gości, na którym - co ciekawe - zamontowane jest nawet tzw. „gniazdo’, ułatwiające prowadzenie dopingu. Z kolei przed samym stadionem, w budkach z pamiątkami Borussii, sprzedawano również szaliki i koszulki Bayernu.
Jak kibicuje się w Niemczech? Podobnie jak u nas, czyli bardzo solidnie. Są decybele i jest regularność. Jak ryknęła słynna Südtribüne, to włos się na głowie zjeżył. Więcej niż przyzwoicie śpiewali też fani Bayernu, którym w krew weszły przyśpiewki z asystą bębna. Zdaje się jednak, że ani jedna z nich nie traktowała o wątpliwej cnocie matek gospodarzy. Z drugiej strony nie wypada nam zapominać o okrzykach: „Judas, Judas!”, które pod adresem Mario Goetze zaintonował młyn Borussii. Ale to i tak jakiś kompletnie niewielki i nieznaczący ułamek niekulturalnego dopingu. W Dortmundzie energię spala się po to, by wspomóc swoich piłkarzy, a nie żeby przez 90 minut uwłaczać rywalom (drobny wyjątek: derby z Schalke).
Oprawę przygotowali jedynie dortmundczycy. Trzy sektorówki w jednym momencie zjechały na linach z dachu Südtribüne. Przedstawiały różne ujęcia obiektu: jedna widok z zewnątrz, druga z środka, trzecia z lotu ptaka. Być może i te płótna były wykonane estetycznie, ale sam pomysł jakoś nie porwał. Większe wrażenie zrobiło na nas flagowisko, na które złożyło się kilkanaście tysięcy flag na kijach. To stały element na meczach czarno-żółtych.
Wczoraj Borussia przegrała, więc 80 tys. szybko wyparowało ze stadionu do swoich domów. Niektórzy w drodze powrotnej zahaczyli jeszcze o puby po to, by w tradycyjny niemiecki sposób, czyli przy piwie, omówić niuanse spotkania.