Wokół meczu Arka – Zagłębie Sosnowiec. Wielkie święto w Gdyni. Frekwencja i atmosfera godne Ekstraklasy [ZDJĘCIA]
1 liga też potrafi pozytywnie zaskoczyć. Na piątkowy mecz Arki Gdynia z Zagłębiem Sosnowiec (2:2) przyszło aż 8602 widzów. Takiej frekwencji nie ma na wielu stadionach Ekstraklasy.
W całej pierwszej lidze nie udało się w tym sezonie zebrać podobnej publiczności. Oczywiście notowano w niej już niezłe wyniki. Było przeszło 6 tys. na meczu GKS Katowice, czy samej Arki, ale ani razu ponad 7 tys., ani tym bardziej 8 tys. – nie w tym sezonie.
A spójrzmy jeszcze wyżej – do Ekstraklasy. Okazuje się, że nawet spotkania lidera Piasta Gliwice nie przyciągają takiej widowni! Ledwie jeden jego i to na dodatek derbowy z Ruchem Chorzów był pod tym względem lepszy (8909 osób). Arka dokonała zatem czegoś absolutnie spektakularnego i to bez udziału kibiców gości (mają zakaz). Po raz ostatni więcej kibiców przyciągnęła w 2011 roku. Wtedy na Derbach Trójmiasta z Lechią Gdańsk było nieco ponad 10 tys. (precyzyjnie 10 170).
Co ciekawe, Arka mogła się w piątek do tego wyniku nawet zbliżyć. Wiele osób, które zwlekały z zakupieniem biletu do ostatniego momentu, odchodziło spod stadionu z kwitkiem. Bo chociaż trybuny pomieszczą nawet i 15 tys., to klub do rozgrywek zgłosił nieco mniej niż 9 tys. miejsc. Z dwóch względów: po pierwsze, w ten sposób zaoszczędził trochę grosza przy organizacji, po drugie, nie spodziewał się, że jakikolwiek mecz będzie cieszył się aż takim zainteresowaniem jak piątkowy z Zagłębiem.
Od początku tygodnia gdynianie nakręcali się na piątek. Każdego kolejnego dnia klub zaś informował, jak bardzo uszczuplała się pula wejściówek. W czwartek były już wyprzedane „Górka” i „Tory”. Parę godzin przed pierwszym gwizdkiem poszły i bilety na pozostałe trybuny. Kto nie zdążył na czas, ten musiał obejść się smakiem. A było sporo takich przypadków. Do punktów gdzie odbywała się dystrybucja co rusz podchodzili fani z zapytaniem o bilety.
Mecz był interesujący. Arka może i długimi fragmentami nie grała najlepiej, za to z wielkim zaangażowaniem. Dwa razy skutecznie goniła wynik. Najpierw Paweł Abbott odpowiedział na samobójcze trafienie Krzysztofa Sobieraja, potem zaś – już w samej końcówce – Dariusz Formella na bramkę Michała Fidziukiewicza.
Atmosfera na trybunach również była godna podziwu. Śpiewy zaczęły się jeszcze na długo przed pierwszym gwizdkiem. Część rac również odpalono przed nim – pod stadionem. Najwyraźniej kibice bardzo byli spragnieni wrażeń. Ostatni raz dane było im wspierać zespół na własnym stadionie w listopadzie zeszłego roku – podczas spotkania z liderem, Wisłą Płock (4:2, przeszło 6 tys. osób na trybunach).
Ultrasi Arki przygotowali dwie oprawy. Najpierw wjechała znana wszystkim sektorówka „Śledzie”. Po niej zaś herb Miasta Gdyni i kilkaset żółtych oraz niebieskich flag na kijach. Oprawę dopełniły race i transparent: Nasze miasto, kochana Gdynia, tu wszystko się kończy i tu zaczyna…
Doping był bardzo głośny i regularny. Do śpiewów płynących z „Górki” chętnie włączały się pozostałe trybuny. Pod koniec wszyscy krzyczeli razem i na stojąco. Arka naprawdę była bliska wygrania meczu.