Wnioski po meczu Legia Warszawa Jagiellonia Białystok. Przyjemny przeciąg i tajemnica Sa Pinto
4 kwietnia 2019, 16:28 | red/bill
LOTTO EKSTRAKLASA LEGIA WARSZAWA JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 3:0. Po zmianie trenera Legia Warszawa w 28. kolejce Lotto Ekstraklasy wygrała u siebie z Jagiellonią Białystok 3:0 i do Lechii Gdańsk traci trzy punkty. Aleksandar Vuković dokonał kilku zmian, które okazały się strzałem w dziesiątkę. Przeczytaj nasze wnioski na gorąco po rywalizacji przy Łazienkowskiej.
LOTTO EKSTRAKLASA LEGIA WARSZAWA JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 3:0.
Po zmianie trenera Legia Warszawa w 28. kolejce Lotto Ekstraklasy wygrała u siebie z Jagiellonią Białystok 3:0 i do Lechii Gdańsk traci trzy punkty. Aleksandar Vuković dokonał kilku zmian, które okazały się strzałem w dziesiątkę. Przeczytaj nasze wnioski na gorąco po rywalizacji przy Łazienkowskiej.
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
Po odsunięciu od pierwszej drużyny Ricardo Sa Pinto jego następca, Aleksandar Vuković, miał tylko jeden trening, by popracować z drużyną. Z Legią związany jest jednak od wielu lat, więc nie kryje ona przed nim tajemnic. Dlatego choć czasu miał mało, to dokonał paru zmian względem portugalskiego szkoleniowca. Głównie w pomocy. Na lewe skrzydło wrócił Sebastian Szymański, na środku, za Carlosem Lopezem, wystąpił Kasper Hamalainen. Ponadto - z konieczności, bo piłkarza zawiesiła Komisja Ligi - za Cafu zagrał Domagoj Antolić. Dodajmy, że były to zmiany na lepsze. Na boisku pojawił się nawet niewidziany na boisku od grudnia Miroslav Radović. Doświadczony legionista nie próżnował i kilka razy zwiódł przeciwników.
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
Ricardo Sa Pinto opuszczając zespół zabrał ze sobą tajemnicę, dlaczego Kasper Hamalainen u niego nie grał albo grał mało. W większości jesiennych meczów Fina nie było nawet na ławce rezerwowych. Wiosną wchodził z konieczności albo na końcówkę. Tymczasem Vuković wystawił go w pierwszym składzie i... strzelił gola. Poza tym należy go zaliczyć do grupy wyróżniających się piłkarz. Często prostopadle zagrywał do atakujących kolegów. Choć parę razy mógł odważniej kopnąć w bramkę Mariana Kelemena.
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
Im dłużej trwał mecz, tym legioniści częściej dochodzili do sytuacji strzeleckich. Problemem było za to ich wykończenie. W ofensywie nie było gracza pazernego na gole. Carlitos, Hamalainen, Szymański czy Kucharczyk zamiast kopnąć w kierunku bramki będąc już w dogodnej sytuacji, szukali kolegi, by mu podać. Jeśli natomiast już się decydowali, to w sposób niemrawy. Oczywiście były wyjątki, dzięki którym gospodarze wygrali. Fajnie zrobił to natomiast Andre Martins, który gola na 3:0 strzelił zza pola karnego. Inna sprawa, że zespół Jagiellonii starał się szczelnie zabezpieczyć swoją bramkę, co im zwykle nieźle wychodziło.
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
Przy okazji zamknięcia za sobą drzwi przez Sa Pinto i otworzenia ich przez Vukovicia w szatni zrobił się przyjemny przeciąg, który odświeżył powietrze. Już nie trzeba było liczyć na jakiś udany stały fragment gry, bo bramki Legia zdobyła po akcjach. Mistrz Polski znów grał w piłkę, to jest kombinacyjnie, przetrzymywał ją, zmuszając rywali do biegania. Dużo rzeczy legionistom wychodziło. Nawet akcje, które początkowo wydawało się, że będą skazane na porażki. Nie codziennie na polskich boiskach zdarzają się celne podania niemal przez całą szerokość boiska. Już nie trzeba było liczyć akcji, w których nie dało się doliczyć trzech celnych zagrać, a odmierzać na palcach akcje, w których tych podań było nawet kilkanaście. Bardzo dobrze tempo dyktowali Sebastian Szymański i Andre Martins. Legionistom z taką formą pozostaje już tylko czekać na potknięcie się Lechii Gdańsk.
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
Arkadiusz Malarz za kadencji Sa Pinto nie miał łatwego życia. Został przesunięty do rezerw klubu. Bronił Radosław Majecki, a gdy ten doznał kontuzji, to do bramki wskoczył Radosław Cierzniak. Wprawdzie w wyniku urazu Majeckiego Malarz został przywrócony do pierwszego zespołu, ale u Portugalczyka pewnie szybciej zagrałaby jego ciocia, niż 38-letni bramkarz. Po zmianie trenera jego akcje wzrosły, nawet część ekspertów zastanawiała się, czy Malarz nie wystąpi przeciwko Jagiellonii. Zagrał Cierzaniak i oprócz dobrej i pewnej gry obronił jeszcze karnego Guilherme. Jednak przegrywanie rywalizacji w taki sposób nie boli, jak wcześniej.
fot. Bartek Syta/Polska Press
fot. Bartek Syta/Polska Press
1 / 6
Komentarze (0)
>