Wisła Płock ponownie nie przegrywa w osłabieniu. Remis z liderem w Gdańsku
Remisem 1:1 zakończył się ostatni mecz 25. kolejki Lotto Ekstraklasy, w którym liderująca Lechia Gdańsk podejmowała plasującą się w strefie spadkowej Wisłę Płock. Goście nie mogą być jednak szczęśliwi - prowadzili, a jedyny gol dla ekipy Piotra Stokowca padł po kontrowersyjnym rzucie karnym.
fot. Karolina Misztal
Jeden mecz w Lotto Ekstraklasie miał dotychczas w Lotto Ekstraklasie Bartłomiej Żynel. W zastępstwie kontuzjowanego Thomasa Daehne wystąpił w domowym meczu z Lechią Gdańsk, który Wisła Płock zwyciężyła 1:0. Na swój kolejny występ w najwyższej klasie rozgrywkowej urodzony w 1998 roku zawodnik musiał czekać praktycznie całą rundę. Niemiecki golkiper, choć popełniał kosztowne dla Nafciarzy błędy, nie tracił zaufania Kibu Vicuny. W poniedziałek, na zakończenie 25. kolejki ligowych zmagań wyeliminowała go kontuzja.
Choć bóle w kolanie odczuwał jeszcze przed rozpoczęciem spotkania przed wciąż liderująca Lechią Gdańsk, to zdecydował się zagrać od pierwszej minuty. Wraz z upływem czasu uraz pogłębiał się i po przerwie Niemiec pozostał w szatni. W jego miejsce na murawę wybiegł właśnie Żynel, który do ekipy z Płocka dołączył latem. Wcześniej występował w juniorskich drużynach RB Salzburg.
Mógł być w naprawdę dobrym humorze, bo jego zespół był na dobrej drodze, by ponownie sprawić niespodziankę w starciu z drużyną Piotra Stokowca. Skazywany na porażkę, po pierwszej połowie remisował 0:0, a na boisku nie sprawiał gorszego wrażenia od wyżej ocenianego rywala. Choć znacznie krócej utrzymywał się przy piłce, dzięki kolejnym kontratakom straszył stojącego w bramce gdańszczan Dusana Kuciaka.
Słowacki golkiper, uznawany za jednego z najlepszych w ekstraklasie, nie mógł mieć jednak problemu z interwencjami po próbach Giorgi Merebashviliego. Gruzin jak zwykle był wyróżniającą się postacią w swoim zespole, nie mógł jednak wykreować sobie stuprocentowych sytuacji przy wpadkach jakie zdarzały się Nico Vareli czy Grzegorzowi Kuświkowi. Dla tego ostatniego był to z pewnością szczególny mecz. Do lata był przecież zawodnikiem Lechii, dla której rozegrał 79 spotkań. Tak jak przeciwko Cracovii był dla Nafciarzy wartością dodaną, tak teraz wpędził ich w spore kłopoty, gdy w 61. minucie obejrzał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.
Wraz z faulem niespełna 32-letniego zawodnika na praktycznie bezbłędnym w tej rundzie Filipie Mladenoviciu, sytuacja Wisły mocno się skomplikowała. Wcześniej wiele układało się po jej myśli: mimo kolejnych ataków Lechia nie potrafiła pokonać ani Daehne, ani Żynela, natomiast piłkę do siatki wpakował Alan Uryga. Defensor strzałem głową wykończył podanie z rzutu wolnego od Vareli zdobywając tym samym swoje trzecie trafienie w tym sezonie.
Grając w przewadze Piotr Stokowiec zdecydował się zwiększyć siłę w ofensywie. Praktycznie niewidoczny dotąd Artur Sobiech otrzymał pomocną dłoń ze strony Jakuba Araka, który zastąpił bardziej defensywnie nastawionego Daniela Łukasika. Zgromadzeni na trybunach w liczbie xxx kibice liczyli też na większą skuteczność ze strony Flavio Paixao. Portugalczyk zdążył wcześniej zmarnować kilka optymalnych sytuacji. Naprzeciwko siebie miał tego dnia debiutującego w Europie Jake'a McGinga. Posiadający irlandzki paszport lewy obrońca, który dotąd grał jedynie w Australii podpisał kontrakt zaledwie kilkanaście dni temu. Vicuna, wobec nieobecności Cezarego Stefańczyka, wolał postawić na niego niż na Patryka Stępińskiego.
25-letni debiutant był blisko Artura Sobiecha gdy ten upadł w polu karnym. Prowadzący to spotkanie Wojciech Myć podjął mocno kontrowersyjną decyzję o podyktowaniu rzutu karnego. Do piłki podszedł Flavio i gra właściwie rozpoczęła się od nowa.
Właściwie, bo Wisła grała przecież w osłabieniu. Przed tygodniem w dziewiątkę zdołała pokonać Cracovię 3:2 (czerwone kartki dla Dźwigały oraz Stefańczyka), teraz w równie dobrym stylu chciała zakończyć mecz z Lechią Gdańsk. Cały czas parła więc do przodu, a swoje ataki konstruowała głównie skrzydłami. Duży w tym udział miał także Ricardinho. Wpuszczony w drugiej płowie sprawiał kłopoty defensorom rywali. Na nudę nie narzekał również Żynel. Urodzony w Białymstoku piłkarz największe kłopoty miał z Arakiem oraz Lukasem Haraslinem. Powracający po kontuzji Słowak zastąpił Konrada Michalaka jeszcze nim minęła godzina gry.
Emocji, głównie tych negatywnych, nie brakowało do końca. Najpierw pomocy medyków potrzebował rezerwowy bramkarz Wisły, w doliczonym czasie gry głowami zderzył się Uryga z Błażejem Augustynem. Sędzia Myć mocno przedłużył więc spotkanie, nie przyniosło to kolejnych goli.
Przedłużyła się także seria Lechii bez wygranej, a Wisły Płock bez porażki. Podopiecznych Vicuny nie może to jednak cieszyć. Kolejny tydzień spędzą bowiem w strefie spadkowej.