Wisła - Lechia LIVE! Kurtuazja tylko na trybunach
Wisła Kraków reklamuje niedzielne spotkanie z Lechią Gdańsk jak każde, zachwalając przyjaźń między kibicami obu klubów. Prawda jest taka, że sami piłkarze mają powody, żeby... nie przepadać albo za sobą, albo za swoimi klubami. Ariel Borysiuk przerwał karierę Rafała Boguskiego, gdy wiślak występował w kadrze. Michał Mak nigdy nie zagrał w Wiśle przez nieprzychylnego trenera drużyny juniorów, a Adam Buksa wolał przenieść się do Włoch, niż czekać na kontrakt i szansę w dorosłej drużynie "Białej Gwiazdy".
fot. Karolina Misztal/Polska Press
– Szczerze? Dla mnie mecze przyjaźni to najgorsza możliwa rzecz. Zdecydowanie wolę, gdy atmosfera na trybunach jest taka, jak na murawie – stwierdził Kazimierz Moskal na konferencji prasowej przed spotkaniem z Lechią. Rzeczywiście, idea "meczu przyjaźni" nie ma prawa bytu poza trybunami, na których dzisiaj spotkają się zaprzyjaźnieni kibice z Krakowa i Gdańska. Może jeszcze w marketingu - tam frazes można łatwo przekuć w małą i sympatyczną kampanię, która macha do postronnego i nieuświadomionego potencjalnego kibica i mówi: "patrz, kibice się przyjaźnią, nie będzie wyzwisk ani burd!". Tak było i pod Wawelem, gdzie zawisły plakaty reklamujące nadchodzące spotkania z Lechią i Śląskiem. Może to i dobrze, bo od czasu zawieszenia bojkotu nawet fanatycy mają problem z wypełnieniem swojego sektora i do pełnego "odbojkotowania" spotkań przy Reymonta niezbędna jest też frekwencja na pozostałych.
Na boisku trudno spodziewać się przyjaźni. No bo jak oczekiwać boiskowej kurtuazji od Rafała Boguskiego, gdy spotka się z Arielem Borysiukiem - tym samym, który jeszcze jako piłkarz Legii brutalnie sfaulował wiślaka i skazał go na dwa lata dochodzenia do dyspozycji sprzed urazu. Kto jeszcze może dać Wiśle fory? Na pewno nie Michał Mak - gdy on i jego brat byli juniorami, podziękowano im w Wiśle z powodu niskiego wzrostu. Zerkamy na kadrę Lechii i widzimy tylko jednego zawodnika, który sentyment do "Białej Gwiazdy" może dzielić z kibicami z Gdańska. Wczoraj Adam Buksa przyznał się "Dziennikowi Polskiemu" do kibicowania Wiśle i brania autografów od Kazimierza Moskala - sam jednak został przy Reymonta pominięty jak większość młodych zawodników z potencjałem. Dość niespodziewanie spakował walizki i udał się do Włoch, a miękkie lądowanie po nieudanej przygodzie w Novarze zapewniła mu Lechia.
Tam Buksa musiał odczekać rok, zanim dostał prawdziwą szansę. Teraz w kadrze, którą do dyspozycji ma Jerzy Brzęczek zrobiło się na tyle luźno, że to rosły krakus może stanowić o sile ataku Lechii w tym sezonie. Szkoda tylko, że po dobrym spotkaniu z Juventusem i bramce przeciwko Pogoni przyplątała się kontuzja łydki. O Śląsku i Puszczy nie mogło być mowy - Buksa pojechał z zespołem w daleką wycieczkę pod Wawel via Wrocław, ale w lidze i pucharze nie zagrał. W Niepołomicach już spacerował w klubowym dresie razem z kolegami i razem z Sebastianem Milą powinien zagrać z Wisłą od pierwszej minuty. – Ostatnio przez uraz miałem przerwę w grze, ale jest coraz lepiej i mam nadzieję, że wystąpię w tym meczu – mówi w przedmeczowym wywiadzie z "Dziennikiem Polskim". Sama Lechia potrzebowała przełamania po kiepskim początku sezonu i za takie można uznać pięciobramkowy łomot, spuszczony w środku tygodnia drugoligowej Puszczy.
W pucharowych rozgrywkach już nie ma Wisły - od triumfu z Lechem poziom gry "Białej Gwiazdy" spadł prawie tak szybko, jak ten wody w rzece. Krakowianie może i nie są już najrzadziej strzelającym zespołem w lidze, ale Paweł Brożek to już nie klucz, który otwiera drzwi do wielu bramek. Nie pomogło nawet namaszczenie Rafaela Crivellaro na następcę Semira Štilicia - początek sezonu "Brozia" jest równie fatalny, co końcówka zeszłego. – Nie czuję się komfortowo, bo wiadomo, że napastnik żyje ze zdobywanych goli. Pozytywne natomiast jest w tym wszystko to, że drużyna gra dobrze, nie gubi punktów. Wierzę, i jestem jednak pozytywnie nastawiony, bo te gole muszą zacząć padać i jest to tylko kwestia czasu – powiedział sam napastnik na przedmeczowej konferencji. Męki Brożka nie do końca odzwierciedlają sytuację całej drużyny - po zwycięstwie z "Kolejorzem" przyszedł przecież cenny i zasłużony remis w stolicy. – Obojętne z kim przychodzi nam grać u siebie, to każdy inny wynik niż zwycięstwo zawsze będzie rozczarowaniem. Wszyscy oczekują od Wisły, bez względu na to, w jakiej jesteśmy sytuacji, aby wygrywała – podsumowuje Kazimierz Moskal. Trener "Białej Gwiazdy" przyznał, że z drobnymi urazami borykali się także Richard Guzmics i Wilde-Donald Guerrier, ale lista nieobecnych kończy się na Macieju Sadloku, Emmanuelu Sarkim, Michale Miśkiewiczu i Krystianie Kujawie.
Pierwszy gwizdek sędziego Tomasza Kwiatkowskiego z Warszawy o godzinie 18 - relację NA ŻYWO z meczu Wisły z Lechią przeprowadzi portal Ekstraklasa.net.