menu

Wiktor Biedrzycki: U nas piłka przechodzi z pokolenia na pokolenie. W dzieciństwie liczył się tylko futbol

9 grudnia 2018, 21:04 | Kaja Krasnodębska

Andrzej Biedrzycki jest legendą Stomilu Olsztyn, w którym w latach 1987 - 2001 wystąpił 397 razy. Później pracował tam także jako asystent trenera, prowadząc także dwóch swoich synów: Igora i Wiktora. Starszy z nich występuje w III-ligowym Huraganie Morąg, natomiast Wiktor latem przeszedł do ekstraklasowego Górnika Zabrze. Zadebiutował w europejskich pucharach, otrzymał powołanie do reprezentacji, ale teraz musi walczyć o miejsce w składzie zespołu Marcina Brosza.


fot. Fot. Archiwum rodzinne Andrzeja Biedrzyckiego

fot. Fot. Archiwum rodzinne Andrzeja Biedrzyckiego

fot. Marcin Małkiewicz/Górnik Zabrze

fot. Fot. Archiwum rodzinne Andrzeja Biedrzyckiego

fot. Marcin Małkiewicz/Górnik Zabrze
1 / 5

Dlaczego latem przeniosłeś się akurat do Zabrza?

Miałem kilka ofert z ekstraklasy, ale Górnik był najbardziej konkretny. Brałem pod uwagę, że stawiają tutaj na młodych. Widziałem w tym swoją szansę, bo do ekstraklasy przychodziłem grać w piłkę, a nie siedzieć na ławce czy trybunach. Pewnego dnia po prostu do mnie zadzwonili i powiedzieli, że mam się pakować na testy. Nawet się nie zastanawiałem, wziąłem torbę, wsiadłem w pociąg i przyjechałem do Zabrza.

W pociąg?

Szybciej i wygodniej. Wtedy jeszcze nie przyjeżdżałem tutaj na stałe. Ot na medyczne testy, po których Górnik miał zdecydować, czy mnie chce. Zaledwie kilka dni, więc nie miałem wielu bagaży. Gdy podpisałem kontrakt i tych rzeczy do przewiezienia było więcej, wziąłem auto.

Brałeś pod uwagę możliwość debiutu w Lidze Europy?

To marzenie każdego z nas. Szczególnie dla takiego piłkarza jak ja, który jeszcze kilka miesięcy temu występował w 1. lidze, jest to świetna sprawa. To również miało wpływ na to, że wybrałem Górnika. Bardziej to jednak Górnik wybrał mnie. Gdyby wiosną ktoś mi powiedział o letnim transferze do ekipy z czołówki najwyższej klasy rozgrywkowej, pewnie bym nie uwierzył, a dwa występy w europucharach potraktowałbym jako żart. To było dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Szkoda porażki z AS Trenczyn.

Całe życie spędziłeś w Olsztynie. Ciężko było się przenieść na drugi koniec Polski?

Na Śląsku mieszkam już prawie pół roku, więc się przyzwyczaiłem. To było dla mnie rzeczywiście coś nowego, ale taki właśnie jest los piłkarza. Przeprowadzka dała mi nowe możliwości, mogłem zadebiutować w ekstraklasie, co w Olsztynie w najbliższym czasie nie udałoby się na pewno. Oczywiście tęsknię trochę za bliskimi – zostawiłem tam przecież moją rodzinę, znajomych. Moja dziewczyna studiuje na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, więc też nie mogła się ze mną przenieść. Gdy dostajemy więcej wolnego, odwiedzam tamte strony.

Ten transfer to także rozstanie ze Stomilem, z którym byłeś związany od juniorskich czasów.

Rzeczywiście nie było to proste. Ze względu na ojca, od małego byłem w tym klubie. Można powiedzieć, że urodziłem się na stadionie w Olsztynie. To zawsze będzie dla mnie szczególne miejsce i szczególny zespół. Mimo że już tam nie gram, oglądam mecze. W miarę możliwości staram się też pojawiać na stadionach: na żywo widziałem starcia m.in. z Podbeskidziem Bielsko Biała czy wyjazdowe z GKS-em Tychy. Jestem w kontakcie z chłopakami, wiem co dzieje się w drużynie. Wiem też, że nie mogłem tam już zostać. Kolejny krok był mi potrzebny.

Jak oceniasz sytuację Stomilu w tym sezonie. Niewesoło zarówno w tabeli, jak i poza boiskiem.

W Olsztynie taka sytuacja panuje już od jakiegoś czasu, a mimo to zawsze udawało się utrzymywać w 1. lidze. Myślę, że teraz też się uda, zwłaszcza że strata do rywali nie jest duża. Wiosną większość spotkań olsztynianie rozegrają na własnym boisku, a i jesienią – kiedy mieli wyjazd za wyjazdem, zdobyli trochę punktów. 1. liga to bardzo wyrównane rozgrywki i praktycznie do ostatniej kolejki wszystko jest możliwe. W ubiegłym sezonie na sześć meczów przed końcem, byliśmy na przedostatnim miejscu, a mimo wszystko uniknęliśmy spadku. Moim zdaniem w tym roku zadanie będzie łatwiejsze.

Co Wam wtedy pomogło?

Nie wiem, co było kluczowe. Czuliśmy presję i ona niosła nas w kolejnych meczach. Wygrywaliśmy z tygodnia na tydzień, aż w końcu zebraliśmy potrzebną liczbę punktów. Zwycięstwa zawsze podbudowują, rośnie pewność siebie.

Masz za sobą epizod w Huraganie Morąg.

Półtora roku tam grałem, trafiłem tam na zasadzie wypożyczenia. Na pewno było to potrzebne, bo właśnie tam zacząłem regularnie występować w seniorskiej piłce. Po powrocie do Olsztyna, miałem już nieco silniejszą pozycję. Fajnie wspominam tamten okres, nadal jestem na bieżąco z tym, co dzieje się w klubie. Zwłaszcza, że gra tam mój brat.

Teraz przeżył fajną przygodę w Pucharze Polski. Huragan wygrał ten regionalny, dzięki czemu mógł zagrać w ogólnopolskim. Wygrana z Zagłębiem Lubin i porażka dopiero z dwukrotnym finalistą, Arką.

Dla chłopaków, którzy nigdy nie grali wyżej, takie mecze to świetna sprawa. Szkoda, że nie wpadli na Górnika. Fajnie byłoby zmierzyć się ze sobą. Oglądałem skrót i moim zdaniem Huragan zagrał dwa fajne spotkania. Porażki z Arką też nie może się wstydzić.

Ty jesteś w ekstraklasie, Twój brat w III lidze. Skąd taka różnica?

Ciężko powiedzieć, jemu na pewno zabrakło trochę szczęścia. Ono w futbolu też jest potrzebne. Jeśli chodzi o umiejętności, to nie jest ode mnie słabszy. Myślę, że poradziłby sobie w większości pierwszoligowych klubów. Igor jest ode mnie cztery lata starszy i gdy wchodził do pierwszej drużyny Stomilu, konkurencja była większa. Olsztyn walczył wtedy o awans, był silny kadrowo. Moje czasy były już nieco gorsze dla zespołu, dlatego ja też otrzymywałem więcej szans. Nadal bardzo mocno trzymam za niego kciuki. Teraz ma 25 lat i były już takie przypadki, że w tym wieku ruszało się w górę. Będzie ciężko, ale wciąż w niego wierzę.

Twój starszy brat gra w piłkę, Twój ojciec – Andrzej Biedrzycki – jest legendą Stomilu. Była w ogóle możliwość, że zajmiesz się czymś innym, niż futbolem?

Jak widać u nas piłka przechodzi z pokolenia na pokolenie. Mam nadzieję, że ja i Igor również zarazimy tą pasją nasze dzieci. W domu bardzo dużo rozmawialiśmy o piłce, tata od małego zabierał nas na mecze, grał z nami i tak już zostało. W dzieciństwie nie było właściwie innych sportów, futbol był całym życiem. Cieszę się, że nadal mogę to robić.

Łatwiej Ci było dzięki piłkarskiemu nazwisku?

Nie wiem, bo dużo osób uważało, że gram w Stomilu tylko ze względu na niego. Był asystentem trenera, więc ilekroć zaprezentowałem się słabiej, padały komentarze o nepotyzmie. W rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej – ojciec wymaga od swojego syna znacznie więcej, niż od innych zawodników.

We wrześniu otrzymałeś swoje jedyne, jak dotąd, powołanie do reprezentacji U-21. Nie jesteś rozczarowany, że w kolejnych miesiącach już nie było Cię w kadrze?

Nawet o tym nie myślałem. Wiedziałem, że mnie nie będzie, nie było odświeżania strony. Zresztą wówczas we wrześniu też byłem bardzo zaskoczony. Nie miałem wcześniej żadnego przecieku, że mogę to powołanie otrzymać. Wcześniej występowałem jedynie w kadrach województwa, w których zresztą mojej – warmińsko-mazurskiego, nie szło najlepiej. Co ciekawe, zawsze byłem najniższy.

A trener Brosz lubi wysokich zawodników.

Tacy są potrzebni. Mam nadzieję, że nie sprowadził mnie do Górnika jedynie ze względu na wzrost. Staram się też jak najlepiej grać w piłkę.

Selekcjoner nie kontaktował się z Tobą przed wysłaniem powołania?

Z trenerem Michniewiczem nie miałem kontaktu od zgrupowania selekcyjnego w Bydgoszczy. Po zakończonym sezonie 2017/2018 selekcjoner zaprosił nas – głównie zawodników z 1.ligi, żeby przyjrzeć się co potrafimy. Przez dwa dni trenowaliśmy pod jego okiem, po czym wróciliśmy do domów. Później nie było już żadnego sygnału, że jest mną zainteresowany także w kontekście zwykłego zgrupowania i eliminacji mistrzostw Europy. Skupiłem się więc na pracy w klubie, zwłaszcza że przecież przenosiłem się do Górnika. Rozegrałem właściwie jedno spotkanie – 55 minut z Wisłą Kraków, gdy nagle w klubie dostałem informację o powołaniu. Dowiedziałem się o tym od kierownika i było to dla mnie sporą niespodzianką. Pozytywną oczywiście.

To było zgrupowanie podczas, którego Polska grała z Wyspami Owczymi i Finlandią. Nie zadebiutowałeś.

Nawet na to nie liczyłem. Potraktowałem to jako fajną przygodę, możliwość zebrania doświadczenia. Tam nie bolało mnie, że usiadłem na trybunach. Obejrzałem na żywo dwa mecze i gdybyśmy wówczas oba zwyciężyli, awans byłby pewien. Remis z Wyspami Owczymi przed własną publicznością potraktowaliśmy jak porażkę. Nikt nie spodziewał się, że z takim przeciwnikiem można stracić punkty. Nie ma jednak teraz co do tego wracać. Najważniejsze, że udało się wygrać z Portugalią i w czerwcu zagramy na mistrzostwach Europy. Oglądałem wszystkie spotkania, dalej będę trzymał kciuki za tę kadrę.

Czyli nie obrażasz się, że nie dostajesz kolejnych zaproszeń?

Na to trzeba sobie zapracować. Reprezentacja Polski, również ta młodzieżowa, to spore wyróżnienie. Jak się słabo gra, albo w ogóle nie gra w klubie, nie można o niej myśleć. Selekcjoner ma do swojej dyspozycji wielu dobrych zawodników, a mi pozostaje skupić się na pracy w Górniku. Teraz najważniejsze jest, żeby regularnie łapać się do osiemnastki.

Nie sposób znaleźć Cię na Instagramie.

Bo go nie posiadam, nie mam po prostu takiej potrzeby. Wystarcza mi Facebook oraz Twitter. Na żadnym jednak specjalnie się nie udzielam. Po prostu lubię wiedzieć, co dzieję się w piłce. Mimo że nie gram już w 1.lidze, to jestem na bieżąco. Zawsze po weekendzie wchodzę i patrzę, co się dzieje. Czytam co piszą dziennikarze, wywiady, artykuły.

A hejty?

Nie biorę tego do siebie. Zresztą nie jestem jeszcze bardzo znany, a w ostatnim czasie nie gram też zbyt wiele, więc nie pojawia się wiele komentarzy na mój temat.

Co myślisz o wymogu posiadania młodzieżowca w kadrze? Zetknąłeś się z nim grając w 1. lidze.

Moim zdaniem w pierwszym sezonie w Stomilu mi to pomogło. Łatwiej było się przebić, bo w kadrze było nas de facto tylko dwóch – ja i Krzysztof Szewczyk. Jeden zawsze musiał przebywać na murawie, więc złapałem trochę minut. Regularna gra zawsze ułatwia piłkarski rozwój. Teraz, gdy już przestałem być młodzieżowcem, mam dzięki temu statusowi, większe doświadczenie. Uważam więc, że to dobry przepis. Mam nadzieję, że pomoże młodym chłopakom wejść do seniorskiej piłki.