Okachi już z Widzewem. Teraz nie będzie miał łatwo
Nikt w Widzewie nie pamięta bardziej spóźnialskiego piłkarza. Po opuszczeniu ponad czterech tygodni przygotowań, Princewill Okachi wreszcie zdołał się wydostać z Nigerii i w czwartek dołączył do drużyny na zgrupowaniu w Benidorm. W piątek odbył pierwszy trening i bardzo poważną rozmowę z niepocieszonym Radosławem Mroczkowskim.
fot. łukasz kasprzak
Mroczkowski: Drużyna jest tak silna, jak jej ostatni zawodnik
Powodem opóźnienia Nigeryjczyka były kwestie formalne. Po prostu zbyt późno wziął się za załatwianie wizy pobytowej i pozwolenia na pracę w Polsce. Szybkie zakończenie wymaganych procedur na terenie ojczyzny zawodnika graniczy z cudem i nie inaczej było w jego przypadku. Tym samym wakacje wydłużyły się mu aż o cztery tygodnie. Co prawda w wywiadzie dla portalu Widzewiak.pl przyznał, że w tym czasie intensywnie trenował, to jednak nie ma to nic wspólnego z pracą z resztą zespołu. W związku z tym czeka go dużo do nadrobienia, a trener Mroczkowski jest bardzo zniesmaczony zaistniałą sytuacją.
Wątpliwe jest czy postawi na Okachiego w sobotnim finale Copa del Sol z Szachtarem Donieck. - To nie on wywalczył awans do finału, lecz koledzy - podkreślił Mroczkowski w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim". Niewykluczone, że nałoży również na podopiecznego karę finansową.
Ze zdjęć można wywnioskować, że Okachi... trochę przytył. Przypomnijmy, że w minionej rundzie był czołowym piłkarzem łódzkiego klubu. Choć nominalnie jest napastnikiem, grywał na pozycji defensywnego pomocnika, gdzie wypadał znacznie lepiej. Nie bez powodu został ochrzczony mianem "Claude'a Makelele Ekstraklasy". Był także jednym z najczęściej grających widzewiaków. O powtórzeniu tych wyczynów będzie teraz niezwykle ciężko.