Karne ratują Liverpoolowi trzy punkty z West Hamem (ZDJĘCIA)
Dzięki dwóm rzutom karnym zamienionym na gole przez Stevena Gerrarda Liverpool pokonał na wyjeździe West Ham United 2:1. Zwycięstwo zapewniło "The Reds" utrzymanie się na fotelu lidera Premier League.
Już przed spotkaniem wiadomo było, że Liverpool czeka bardzo ciężka przeprawa, jednak mało kto spodziewał się, że na Upton Park będzie "The Reds" aż tak ciężko. Dodatkowo atmosferę podgrzały wczoraj Chelsea oraz Manchester City, które solidarnie wygrały swoje mecze i postawiły pod ścianą ekipę z czerwonej części Merseyside, która musiała dziś wygrać, aby nie stracić pozycji drużyny "rozdającej karty".
Rywalizacja w Londynie rozpoczęła się od ataków gospodarzy, którzy upatrzyli sobie lewą flankę jako tą, którą za wszelką cenę będą konstruować swoje akcje. Tak więc sporo roboty miał Glen Johnson, który raz po raz musiał stopować zapędy ofensywne Stewarta Downinga.
Z minuty na minutę coraz większą swobodę w operowaniu piłką zyskiwali jednak goście, którzy coraz częściej zaczęli gościć pod bramką West Hamu. Cierpliwa gra w wykonaniu podopiecznych Brendana Rodgersa swoje "owoce" mogła zebrać już po 20 minutach, ale uderzenie Luisa Suareza zatrzymało się na poprzeczce bramki Adriana.
Liverpoolczycy po pierwszych dwóch kwadransach byli stroną dominującą, jednak w grze "The Reds" dało wyczuć się presje jaka na nich ciąży. Goście stwarzali groźne sytuacje, jednakże brakowało ostatniego podania, które otworzyłoby drogę do bramki.
Ekipa z miasta Beatlesów dopięła swego w 43 minucie, kiedy to Luis Suarez dopadł do futbolówki w polu karnym "Młotów" i zwodem próbował zwieść Jamesa Tomkinsa. Obrońca ratował się zagraniem ręką i sędzia Anthony Taylor nie miał wątpliwości i bez chwili zawahania wskazał na punkt oddalony jedenaście metrów od bramki. Z wykorzystaniem rzutu karnego nie miał najmniejszych problemów Steven Gerrard, który jest etatowym wykonawcą "jedenastek" w drużynie Brendana Rodgersa. Warto dodać, że tym trafieniem kapitan "The Reds" przeskoczył inną legendę klubu Kennego Dalglisha, który do tej pory był na szóstym miejscu, w ilości strzelonych bramek dla Liverpoolu.
Gdy wydawało się, że goście będą schodzić do szatni z jednobramkową zaliczką do akcji wkroczył arbiter tego spotkania Anthony Taylor, który uznał nieprawidłowo strzeloną bramkę przez gospodarzy. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Simon Mignolet, zaatakowany przez Andy'ego Carrolla, wypuścił piłkę z rąk. Skrzętnie z tej sytuacji skorzystał Guy Demel, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do pustej już bramki. Sędzia popełnił w tej sytuacji katastrofalny błąd, bowiem jak pokazały powtórki Carroll ewidentnie faulował bramkarza Liverpoolu.
Po zmianie stron wydawało się, że "Młoty" będą walczyły z "The Reds" niemal jak równy z równym, jednak inną taktykę wybrał Sam Allardyce, bowiem gospodarze zaczęli grać coraz głębiej, jednocześnie nastawiając się tylko i wyłącznie na dobrą grę w powietrzu Carrolla. W 62 minucie plan zastosowany przez gospodarzy mógł znaleźć przełożenie w rzeczywistości. Po dobrym dośrodkowaniu z prawej strony Andy Carroll, który wygrał walkę o pozycję z Glenem Johnsonem, trafił w poprzeczce bramki belgijskiego bramkarza gości.
W 71. minucie Liverpool w końcu znalazł miejsce w szczelnie skonsolidowanej obronie West Hamu i wyprowadził drugi cios. W pole karne gości, z futbolówką przy nodze, wbiegł John Flanagan, zawodnika "The Reds" próbował uprzedzić golkiper gości, ale spóźnił się o ułamek sekundy i przewrócił ofensywnie grającego obrońcę. Jest to niewątpliwie problematyczna sytuacja, jednak wydaje się, że dyktując karnego sędzia nie popełnił błędu. Po raz drugi do "jedenastki" podszedł Steven Gerrard i po raz drugi bez najmniejszych problemów umieścił piłkę w siatce, choć tym razem Adrian wyczuł jego intencje.
Po zdobyciu gola podopieczni Brendana Rodgersa kontrolowali w pełni przebieg spotkania. Na sześć minut przed końcem Liverpool mógł już zakończyć wszelkie emocje w tym meczu, ale techniczne uderzenie Suareza zatrzymało się na poprzeczce bramki.
Ostatecznie wynik nie uległ już zmianie i Liverpool wrócił na fotel lidera Premier League. Drużyna z czerwonej części Merseyside zgromadziła dwa punkty więcej od londyńskiej Chelsea oraz cztery od Manchesteru City, który jednak może przeskoczyć "The Reds", bowiem ma do rozegrania jeszcze dwa zaległe spotkania.
Czytaj także: