Ważne punkty Ruchu. Gigołajew poprowadził Niebieskich do pewnej wygranej z Podbeskidziem
W meczu kończącym 18. serię Ekstraklasy, Ruch Chorzów pokonał przed własną publicznością Podbeskidzie Bielsko-Biała (2:0). Bohaterem gospodarzy został Rołand Gigołajew, który najpierw strzelił pięknego gola, a potem dołożył asystę.
Gracze Podbeskidzia Bielsko-Biała przyjechali dziś na stadion, na którym podczas meczów na szczeblu Ekstraklasy nie doznali jeszcze porażki. Dotarli jednak do Chorzowa w bardzo okrojonym składzie. Trener Leszek Ojrzyński z powodu kontuzji nie zabrał do autobusu bardzo ważnych graczy zespołu „Górali”, czyli Marka Sokołowskiego, Macieja Iwańskiego, Macieja Korzyma, Adama Pazio i Damiana Byrtka. Ruch Chorzów chciał zatem wykorzystać te problemy kadrowe swojego rywala i zrewanżować się za porażkę 3:0, którą odniósł w sierpniu na stadionie w Bielsku-Białej. Dla „Niebieskich” każdy punkt jest ważny, gdyż przybliża ten zespół do bezpiecznego miejsca w tabeli.
Łatwo się zatem domyślić, że to właśnie gospodarze znaleźli się w pierwszej dogodnej sytuacji do zdobycia gola. Filip Starzyński dostał podanie od Martina Konczkowskiego i z jedenastu metrów, lecz minimalnie niecelnie uderzał piłkę z półobrotu. Ten elektryzujący początek mógł zwiastować ciekawe spotkanie. Tak się jednak nie stało. W pierwszej połowie strzałów na bramkę obu drużyn było jak na lekarstwo, a gra odbywała się długimi fragmentami w środku pola. Po upływie niemal pół godziny, z gry o wiele więcej mieli chorzowianie. Wskazuje na to posiadanie piłki, które w tym momencie plasowało się na poziomie 65% - 35% na korzyść gospodarzy. Nic jednak z tego faktu nie wynikało. Ruch bił głową w mur, a Podbeskidzie szykowało się na kontry. Spotkanie momentami było tak słabe, że nawet piłka stwierdziła, iż nie chce brać w nim udziału i przy starciu dwóch zawodników… po prostu pękła.
Kibiców zgromadzonych na stadionie, z letargu w stan euforii wprawił dopiero w 40. minucie, do tej pory najsłabszy na boisku, Rołand Gigołajew. Bartłomiej Babiarz w ostatniej chwili dopadł do niezbyt dobrze dogranej piłki z lewej strony i głową wycofał ją do Gigołajewa, a Rosjanin bez namysłu huknął z całej siły. Futbolówka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do siatki. Bramka tchnęła sporo życia w graczy Ruchu, którzy chcieli jak najszybciej podwyższyć rezultat. Do szesnastego metra dochodzili z piłką bez większych problemów, te zaczynały w momencie oddawania strzału, przez co bramkarz gości, Michal Pesković, nie musiał interweniować.
To, na co zabrakło czasu w pierwszej połowie, „Niebiescy” uczynili na początku drugiej. Gigołajew do zdobytej bramki dołożył asystę, wystawiając piłkę Grzegorzowi Kuświkowi. Napastnik chorzowian kilka metrów przed bramką przełożył sobie ją z lewej nogi na prawą i bez problemu zdobył swojego ósmego gola w tym sezonie. Po zdobyciu drugiej bramki zawodnicy Ruchu nieco się cofnęli, a inicjatywę przejął niemający nic do stracenia zespół „Górali”, który z każdą minutą atakował coraz groźniej. Mimo tych starań to chorzowianie byli bliżsi zdobycia trzeciej bramki lecz strzał głową Łukasza Surmy końcówkami palców obronił Pesković.
Podbeskidzie starało się zdobyć gola kontaktowego, lecz jego poczynania kończyły się, a to pewną interwencją Kamińskiego, a to niecelnym strzałem, bądź niedokładnym zagraniem piłki przed polem karnym Ruchu. Rezultat nie zmienił się jednak już do końca spotkania. Podbeskidzie przegrało w Chorzowie po raz pierwszy od ośmiu lat i plany o doskoczeniu do czołowej ósemki musi na razie odłożyć. Przed nim teraz spotkanie z "czerwoną latarnią" ligi, Zawiszą Bydgoszcz. "Niebiescy" natomiast przybliżyli się na odległość dwóch "oczek" do znajdującej się na czternastym miejscu Cracovii. Ostatni mecz w tym roku chorzowianie rozegrają przy Cichej z Wisłą Kraków.