menu

Warzycha: Z Polski wszyscy chcą uciekać. To jest choroba

17 sierpnia 2015, 11:57 | Sebastian Staszewski / Polska The Times/Polsat Sport

- Chorobą tej ligi są transfery. Ktoś tylko się pokaże i za chwilę wyjeżdża. Nie możemy rywalizować nawet z 2. Bundesligą - uważa Robert Warzycha, do niedawna trener Górnika Zabrze.

Robert Warzycha pożegnał się już z Górnikiem Zabrze, ale czasu spędzonego w klubie nie żałuje
Robert Warzycha pożegnał się już z Górnikiem Zabrze, ale czasu spędzonego w klubie nie żałuje
fot. Polska Press

Zna Pan anegdotę o Janie Himilsbachu, który miał dostać dużą rolę w zachodnim filmie, ale pod warunkiem, że nauczy się języka angielskiego?
I nie dostał, bo się nie nauczył?

Tak. A zapytany, dlaczego, podobno odpowiedział: "Oni się rozmyślą, a ja zostanę z tym angielskim jak ten ch…". Niektórzy już żartują, że z Pana maturą jest podobnie.
A ja tam nie żałuję, że poszedłem do szkoły, zdałem egzamin dojrzałości i ukończyłem te wszystkie niezbędne kursy. Na pewno mi się to jeszcze przyda. I tak chciałem to ogarnąć, a w Zabrzu dodatkowo dostałem możliwość łączenia nauki z pracą. Byłbym niemądry, gdybym teraz narzekał.

Może Pan dziś z czystym sumieniem powiedzieć, kim Pan był w Górniku? Trenerem, dyrektorem sportowym, menadżerem?
Moim zdaniem trenerem. Na pewno nie byłem dyrektorem sportowym, bo nie podejmowałem bezpośrednich decyzji odnośnie do spraw transferowych, personalnych. Mogłem tylko pewne rzeczy sygnalizować. I to właśnie robiłem. Walczyłem przecież o kilka istotnych dla klubu kwestii, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Widocznie miałem zbyt słabą pozycję. Po tym, jak coś zakomunikowałem, mogłem tylko czekać. Okazało się, że nasze potrzeby nie zostały spełnione, a nas - mnie i Józka Dankowskiego - zwolniono.

Przeszkadzało Panu dzielenie tej funkcji z trenerem Dankowskim?
Wręcz przeciwnie. Z Józkiem dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Wzajemnie sobie pomagaliśmy. Dobrze jest się wesprzeć kimś doświadczonym, kto dodatkowo jest twoim kolegą. Oczywiście, że ta sytuacja powinna być od jakiegoś czasu uregulowana, co najmniej od początku sezonu, bo wtedy dostałem przecież licencję warunkową. Z różnych powodów tak się nie stało. Mojej winy w tym nie było, bo spełniłem wszystkie wymagane warunki. Ktoś zdecydował jednak, że status quo ma być zachowany.

Uważa Pan, że został Pan zwolniony słusznie?
W tej chwili nie czuję, że na to zasłużyłem. Wyniki, które były w tym sezonie, na pewno nie są zadowalające, ale zniżki formy można było uniknąć. Wystarczyły wzmocnienia na dwóch pozycjach. Na dwóch! Chcieliśmy napastnika za Mariusza Zacharę, który odszedł do Chin, i środkowego obrońcę mogącego wypełnić lukę po wytransferowanym do Szkocji Błażeju Augustynie. Dwaj piłkarze, którzy by zasilili Górnika, zmieniliby bardzo dużo. Mieliśmy gotowych kandydatów, ale co z tego? Dziś okazuje się, że miałem rację. Klub w tej chwili snajpera i stopera potrzebuje jak tlenu.

Pożegnanie odbyło się z klasą?
Było normalnie. Ktoś mnie poprosił do gabinetu i oświadczył, że to koniec. A jak miałoby to wyglądać inaczej?

Mariusz Walter zwolnił kiedyś Jana Urbana, wysyłając mu SMS. O szalonych zwolnieniach Józefa Wojciechowskiego nie będę nawet wspominał…
Bez przesady. Wszystko odbyło się po męsku. Nie było to łatwe ani dla klubu, ani dla mnie, ale jesteśmy dorosłymi ludźmi i daliśmy radę.

W Pana zwolnieniu pomogli piłkarze? Przed laty wywalili z Górnika Ryszarda Komornickiego.
Nie wydaje mi się, bo w tym sezonie naprawdę próbowali grać w piłkę. Przecież specjalnie nie trafiali w słupki czy poprzeczki. Chcieli wygrywać. Oczywiście, że w każdej drużynie trzeba przewietrzać szatnię, aby nie wkradł się marazm, ale obserwując zaangażowanie chłopaków na treningach, mogę powiedzieć, że ja tego marazmu nie zauważyłem. Zabrakło szczęścia albo umiejętności, ale na pewno nie zaangażowania.

A co by się zmieniło, gdyby zarządcy Górnika pozwolili Panu pracować dalej? Drużyna zaczęłaby grać lepiej?
Tego nie wie nikt. Ja nie mam wątpliwości, że Górnik zacznie wygrywać, ale nie wiem kiedy… Widziałem pewne problemy, chciałem je korygować i zgłaszałem to, ale do naprawy potrzeba narzędzi. Ja tych narzędzi nie otrzymałem.

Są decyzje, których Pan żałuje?
Kilka na pewno. Dwie, może trzy. To decyzje personalne. Raz mogłem postawić na kogoś innego, innym razem posadzić kogoś na ławce. Mądry jednak Polak po szkodzie. Nie ma sensu prać teraz starych brudów.

Oceniając te kilkanaście miesięcy, jaką wystawiłby Pan sobie ocenę?
Niech oceniają mnie inni. Ja z pobytu w Zabrzu jestem bardzo zadowolony. Pracowałem co prawda w trudnych warunkach, mieliśmy cały czas problemy finansowe, ale sobie z tym radziliśmy. Miałem możliwość przebywania w bardzo bliskim mi klubie, poznałem tu świetnych ludzi. Zostałem zwolniony, ale to nie zmienia mojego stosunku do Górnika. Gdybym cofnął się w czasie i jeszcze raz otrzymał taką szansę, na pewno bym z niej skorzystał.

Będzie Pan odwiedzał stadion przy Roosevelta?
Na pewno. Niezależnie od tego, gdzie pracuję, jestem kibicem Górnika.

I usiądzie Pan wtedy wśród kibiców, czy na trybunie VIP?
Jeśli będę musiał kupić normalny bilet, to nie będzie to dla mnie problemem.

Ekstraklasa jest tak dobra, jak byśmy chcieli, czy tak słaba, jak czasami mówimy?
Na pewno mogłaby być lepsza, ale ta liga ma kilka trapiących ją chorób.

Proszę je zdiagnozować.
Jedna to na pewno transfery z klubów. Jeżeli ktoś tylko się pokaże, za chwilę wyjeżdża za granicę. Z mojego Górnika wyemigrowali Zachara i Augustyn. W Jagiellonii Michała Probierza wyróżnili się Piątkowski, Tuszyński, Dzalamidze czy Pazdan i wszystkich już ich w klubie nie ma. Zamiast tego grają w Chinach, Szkocji, na Cyprze czy w Turcji. Jeden Pazdan odszedł do Legii i chwała mu za to. Tak byłoby najlepiej: wyróżniający się zawodnicy zostają w lidze, ale zmieniają kluby. Wtedy w Polsce zostają i piłkarze, i kasa. Niestety to tylko pojedynczy przypadek, bo w obecnie nie możemy rywalizować z Turkami czy nawet 2. Bundesligą…

Polska The Times