Warto grać do końca
Stare piłkarskie porzekadło mówi, że gra się do końca. Mistrzami w takim postrzeganiu futbolowej rzeczywistości są Brytyjczycy, którzy wielokrotnie odmieniali losy meczów w ostatnich minutach. Pamiętamy finał Ligi Mistrzów, kiedy w ciągu kilkudziesięciu ostatnich sekund na kolana przed Manchesterem United padł Bayern Monachium. Dziś podobnie stało się z Cracovią, Bełchatowem i Widzewem.
W pierwszym sobotnim spotkaniu, a trzecim w rozkręcającej się powoli T-Mobile Ekstraklasie, mierząca wysoko Cracovia podejmowała skazywaną na pożarcie kielecką Koronę. Do 90 minuty utrzymywał się bramkowy remis, a gole z rzutów karnych zdobyli Suvorov (11 min) i Vukovic (62 min). Wtedy to Michał Zieliński przepchnął Mateusza Żytkę, dopadł do piłki wyekspediowanej z własnego pola karnego (!) i pokonał bezradnego w sytuacji sam na sam Wojciecha Kaczmarka. 3 punkty niespodziewanie pojechały do Kielc.
Podobny przebieg miał mecz pomiędzy Ruchem Chorzów a GKS-em Bełchatów. Tu również na prowadzenie wyszli gospodarze, a gola zdobył Arkadiusz Piech (61 min). Goście wyrównali po 18 minutach, a dynamiczną akcję Dawida Nowaka zakończył pięknym uderzeniem Marcin Żewłakow. W Chorzowie ostatnia minuta spotkania była szczęśliwa dla gospodarzy, którzy otrzymali rzut karny, pomimo początkowego niezdecydowania arbitra Pawła Raczkowskiego. Pewnym egzekutorem jedenastki został Paweł Abbott, a Niebiescy mogą dopisać sobie do tabeli pierwszy komplet punktów.
Równie dramatyczny przebieg miało spotkanie w Łodzi, gdzie miejscowy Widzew podejmował mistrzowską Wisłę Kraków. Gospodarze prowadzili po bramce Przemysława Oziębały z 75 minuty, jednak pomimo kilku dogodnych okazji więcej goli w meczu nie zdobyli. Piłkę w siatce umieścił za to David Dudu Biton, który zaliczył tym samym fantastyczny debiut w T-Mobile Ekstraklasie. Wypożyczony z Charleroi napastnik przelobował Macieja Mielcarza, a Wiślacy mogli się radować z wydartego w ostatnich sekundach punktu, który w równym stopniu zawdzięczają nieporadności Jarosława Bieniuka i sprytowi Bitona.
Nie zdarza się często, by w trzech kolejnych meczach Ekstraklasy padały bramki w 90 minucie. Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że wszystkie one miały wpływ na końcowy rozdział punktów. Wypada mieć nadzieję, że w każdym kolejnym spotkaniu zawodnicy będą grali do ostatniego gwizdka sędziego z maksymalnym zaangażowaniem. Gole Zielińskiego, Abbotta i Bitona pokazują, że warto.