menu

Grzegorz Bodnar, trener Warty, po meczu z ŁKS: Możemy wracać do siebie z podniesioną głową

12 maja 2014, 20:32 | Monika W.

Na zakończenie 29. kolejki rozgrywek IV ligi, Łódzki Klub Sportowy zremisował przed własną publicznością z Wartą Działoszyn, w ostatniej sekundzie meczu ratując jeden punkt. Niewiele brakło, by świetnie radzący sobie w rundzie wiosennej goście, mający na swoim koncie zwycięstwa m.in. ze Zjednoczonymi Stryków czy Widokiem Skierniewice, odnieśli kolejne, z głównym faworytem do awansu. O opinię na temat spotkania zapytaliśmy trenera Warty, Grzegorza Bodnara.

Grzegorz Bodnar, szkoleniowiec Warty Działoszyn przyznał, że bramka stracona w ostatnich sekundach boli, ale jego zespół i tak może wracać z podniesioną głową po zdobyciu jednego punktu w meczu z ŁKS.
Grzegorz Bodnar, szkoleniowiec Warty Działoszyn przyznał, że bramka stracona w ostatnich sekundach boli, ale jego zespół i tak może wracać z podniesioną głową po zdobyciu jednego punktu w meczu z ŁKS.
fot. kwadrans_po

- Po takim meczu, gdzie przyjeżdża się do renomowanej drużyny z tradycjami i historią, wywiezienie jednego punktu jest cennym rezultatem i nie ma co ukrywać, że my się z niego cieszymy. Byliśmy bardzo blisko zdobycia trzech, bo tak naprawdę po wyrównującej bramce strzelonej przez ŁKS sędzia zakończył zawody, więc mały niedosyt zostaje, natomiast bez wątpienia możemy wracać do siebie z podniesioną głową i patrzeć z optymizmem na najbliższe spotkania. Z taką grą i zaangażowaniem, jakie dzisiaj widziałem u swoich zawodników, możemy być spokojni - stwierdził szkoleniowiec Warty Działoszyn.

- Największe pretensje mam nie do drużyny, ale do zawodnika, który zachował się bardzo nieodpowiedzialnie w polu karnym przy stracie pierwszego gola, co było tylko i wyłącznie jego "zasługą" - mówi otwarcie Grzegorz Bodnarski. - Ten moment dla mnie był na swój sposób kulminacyjny. Była to bramka tak zwana kontaktowa, do szatni i być może inaczej by to wyglądało, gdybyśmy drugą połowę rozpoczęli od wyniku 2:0. Dosłownie po tym mieliśmy jeszcze okazję strzelić trzeciego gola, już w samej końcówce, kiedy nasz zawodnik wychodził z bramkarzem jeden na jeden. Taka szybka odpowiedź mogła zmienić historię tego meczu - dodaje.

Po przerwie przez większość czasu zespół z Działoszyna musiał radzić sobie w dziesiątkę, bo Mateusz Stępień został, w ciągu zaledwie siedmiu minut, ukarany przez sędziego dwoma żółtymi kartkami i opuścił murawę. - Nie pozostało nam nic innego jak spróbować dowieźć wynik do końca, licząc na jakąś kontrę - przyznał trener gości. - Mieliśmy jedną czy dwie sytuacje by podwyższyć prowadzenie. Straciliśmy bramkę na pewno bolesną, bo to chyba każdego boli, gdy traci się zwycięstwo w ostatniej sekundzie, ale raz jeszcze podkreślę, że możemy naprawdę pełni dumy wracać do siebie.

Szkoleniowiec Warty odniósł się także do pojedynku z walczącymi o utrzymanie Czarnymi Rząśnia, w którym jego zespół przegrał, chociaż radził sobie w rundzie wiosennej z dużo lepszymi i wyżej od siebie plasującymi się w tabeli rywalami. - Mecz z Rząśnią był trochę inny. Z różnych przyczyn pauzowało czterech zawodników, stanowiących o sile i będących bez wątpienia trzonem drużyny. To się przełożyło też na efektywność gry, bo ich brak nie pozwolił nam w pełni zaprezentować siebie i swoich możliwości. Aczkolwiek nie byliśmy zespołem słabszym. Czarni strzelili nam dwa gole po rzutach wolnych i niestety musieliśmy poczuć smak porażki. Ale to jest historia, od tamtej pory udało się pójść do przodu, trochę przemeblować skład i teraz wygląda to zdecydowanie korzystniej.

Kolejny mecz Warta Działoszyn rozegra w najbliższą sobotę. Przed własną publicznością podejmie goniącą ją w tabeli, jedenastą Pogoń Zduńska Wola, którą od gospodarzy spotkania dzielą tylko dwa punkty.

Rozmawiała: Monika W.

Przeczytaj także relację z tego spotkania: ŁKS w ostatnich sekundach ratuje punkt w meczu z Wartą Działoszyn


Polecamy