Waldemar Sobota poddany dokładnej analizie: Sevilla mu nie straszna
Mecz pomiędzy Sevillą a Śląskiem Wrocław zakończył się wynikiem, całkowicie zamazującym obraz spotkania. Sevilla to rywal z najwyższej półki, wykorzystujący każdy, nawet najmniejszy błąd rywala. Tych błędów po stronie drużyny prowadzonej przez Stanislava Levego było naprawdę dużo. Nie ustrzegł się ich również motor napędowy drużyny z Wrocławia - Waldemar Sobota.
To był pewnie jeden z ostatnich meczów Soboty w Śląsku Wrocław. Na transfer zapracował sobie meczami w Lidze Europy i jednym w reprezentacji Polski. Błysnął szczególnie w rewanżu z Club Brugee, w którym zdobył dwie bramki, i w towarzyskim pojedynku z Danią, strzelając swojego trzeciego gola w kadrze narodowej. Forma i kwota odstępnego, którą Sobota ma wpisaną w kontrakt, nie odstraszają, a raczej przyciągają potencjalnych kupców z rynku zachodniego. Milion euro skłonni są wyłożyć Niemcy (Schalke 04 Gelsenkirchen, VfL Wolfsburg, Bayer Leverkusen), Belgowie (Standard Liege), Rosjanie (Lokomotiw Moskwa), czy Grecy (PAOK Saloniki). Ponoć największe szanse na zakup Soboty ma Schalke. Zresztą menadżer Marek Citko udał się do Niemiec na rozmowy.
Po końcowym gwizdku sędziego w zasadzie wiemy, to co przed rozpoczęciem widowiska. Sobota to piłkarz obdarzony wielką szybkością i świetnym dryblingiem, potrafi również idealnie dośrodkować. Co potwierdził w akcji, w której zaliczył piękną asystę przy bramce Paixao. Jednak im bliżej końcowego gwizdka sędziego tym żywe srebro jakim dla Śląska niewątpliwie jest Sobota zaczęło gasnąć. Obrońcy Sevilli coraz łatwiej radzili sobie z jego rajdami.
Sobota nie wyglądał jednak wczoraj na kogoś, kto myślami jest już gdzieś za zachodnią granicą. To przecież dzięki niemu, Śląsk w 16. minucie wyszedł na prowadzenie. Filigranowy skrzydłowy najpierw przemknął z piłką do linii końcowej, a potem w pole karne, na szósty metr, idealnie zacentrował na głowę Marco Paixao. Wcześniej, dokładnie w 13. minucie, Sobota sam mógł oddać strzał na bramkę. Po przechwycie holował piłkę przez kilkanaście metrów, jednak w decydującej fazie akcji, kiedy był już pod szesnastką Hiszpanów, nie podjął właściwej decyzji, co poskutkowało stratą.
W grze Soboty widać jednak, że to inteligentny chłopak, nie spuszcza głowy w dół i nie rozpoczyna akcji samotnego wędrowca między zasiekami obronnymi. Gdy widział podłączającego się Ostrowskiego, schodził bliżej osi boiska, robiąc tym samym miejsce i skupiając na siebie uwagę zawodników broniących.
W całym meczu zanotował osiem strat (po cztery w pierwszej, jaki i w drugiej połowie). Z reguły nie były one brzemienne w skutkach. Owszem, raz zgubił piłkę przed własnym polem karnym (6. min), raz w okolicy 30 metra (45. min), ale wtedy koledzy z defensywy nie pozwolili przeciwnikowi na rozwinięcie skrzydeł. Przed zmianą stron Sobota dość rzadko miał piłkę przy nodze. Dwie kolejne, bramkowe sytuacje Śląsk stworzył sobie nie na prawej, a na lewej stronie – nie przy udziale Soboty, a Sebino Plaku.
W drugiej połowie reprezentant Polski częściej niż pod bramką rywala gościł pod własnym polem karnym wspomagając Krzysztofa Ostrowskiego, a w końcowej fazie Gavisha, który zmienił podstawowego obrońcę Śląska. W 52. minucie mógł wyprowadzić wrocławian na prowadzenie. Po podaniu na dziesiąty metr od Sebastiana Mili, zabrakło mu jednak mocy przy uderzeniu. 26-latek kopnął w nogi interweniującego Beto. Ten strzał był zbyt czytelny, żeby mógł zaskoczyć bramkarza Sevilli.
W meczu z Sevillą Sobocie jak i zarówno jego kolegom, zabrakło odrobiny doświadczenia, wyrachowania, umiejętności zachowania zimnej krwi w sytuacjach, w których można było skarcić rywala z Hiszpanii. To doświadczenie w pełni wykorzystała Sevilla doprowadzając do wyniku 4:1. 26-letni skrzydłowy potwierdził, że znajduje się w dobrej formie, nie straszne mu są najlepsze drużyny Europy. Na ich tle nie błyszczy (co zrozumiałe) tak jak w spotkaniach ze słabszymi rywalami, jednak bez problemu powinien poradzić sobie w lidze zdecydowanie lepszej od polskiej Ekstraklasy.
Poprzednie analizy są dostępne na www.Facebook.com/EkstraStaty
Odważna gra Śląska w Sewilli nie przełożyła się na wynik. Czerwona kartka Dudu