Waldemar i Tomasz Fornalikowie razem na ławce trenerskiej Ruchu Chorzów i przy świątecznym stole
Przez cały rok razem zasiadają na trenerskiej ławce Ruchu Chorzów i w Boże Narodzenie też zasiądą razem przy świątecznym stole. Waldemar i Tomasz Fornalikowie od ponad roku znów wspólnie pracują w klubie z Cichej i biorąc pod uwagę potencjał tej drużyny, radzą sobie w nim znakomicie.
fot. Maciej Gapiński/Polska Press
Sportowiec roku 2015. Zdecyduj, kto powinien wygrać, która drużyna jest najlepsza [PLEBISCYT DZ]
Wigilię spędzamy osobno, razem ze swoimi rodzinami, ale w Boże Narodzenie zawsze znajdujemy czas na wspólne spotkanie. Zwykle to jest pierwszy dzień świąt. Zawsze jest z nami wtedy nasza mama, która w tym szczególnym czasie połowę czasu spędza z moją rodziną, a połowę z rodziną Tomka – mówi Waldemar Fornalik.
Przy świątecznym stole bracia starają się nie rozmawiać o piłce, którą żyją przez cały rok, choć nie zawsze się to udaje. - Zanim nam się rodziny rozrosły temat piłki był zawsze obecny. Gdy jeszcze żył tata bardzo interesował się naszą pracą, tym co słychać w klubie. Teraz staramy się oszczędzać najbliższych, którzy mają też swoje zainteresowania i jak najmniej mówić o futbolu – stwierdza Tomasz Fornalik, a jego starszy brat dodaje: - Teraz w centrum uwagi przy świątecznym stole są dziewczynki Tomka, czyli Ola, Hania i najmłodsza Marta, która właśnie skończyła cztery miesiące. To one są duszą towarzystwa, ale my gdzieś tam z boku kilka zdań o futbolu musimy wymienić.
Fornalikowie nie pamiętają jakiś szczególnych prezentów, które dawali sobie na Wigilię. - Wtedy prezenty dawało się raczej na Mikołaja niż pod choinkę, przynajmniej tak było w naszej rodzinie. Te świąteczne wymiany prezentów zaczęły się, gdy założyliśmy już swoje własne rodziny – wspomina Waldemar, a Tomasz dorzuca: - Nie pamiętam jakiegoś szczególnego prezentu od Waldka. W naszych rodzinach raczej dominował pod tym względem pragmatyzm, więc niczym szczególnym tutaj nie zaskoczymy.
Obaj bracia zarzekają się, że nigdy na prezent nie dostali piłki, choć z tą profesją najpierw jako zawodnicy, a później trenerzy związani są praktycznie przez całe życie. - Piłka, jedna czy dwie, zawsze u nas była. Jak była potrzebna, to rodzice nam ją kupowali, ale nie był to prezent pod choinkę. W domu wszystko było przesiąknięte piłką. Mieszkaliśmy w małym dwupokojowym mieszkaniu mającym 49 metrów. Na szczęście był w nim długi przedpokój i tam można było grać w piłkę, co zwłaszcza zimą często robiliśmy. To był trudny czas dla naszych sąsiadów, bo piłka raz po raz dudniła po drzwiach, ale to był mały dom, w którym wszyscy się znali i nikt jakoś nie miał o to do nas pretensji – mówi były selekcjoner reprezentacji Polski.
Fornalikowie byli niejako skazani na karierę piłkarską. - W naszych czasach wszyscy grali w piłkę. To był najpopularniejszy sport. Owszem w zimie więcej czasu spędzaliśmy na łyżwach, czy sankach, ale liczyła się tylko piłka i to nie tylko w Świętochłowicach, w których się wychowaliśmy, ale w każdym mieście na Śląsku – opowiada Tomasz, a Waldemar dodaje, że jego miłością do piłki zaraził ojciec.
Nie tylko wybór dyscypliny, ale także klubu był w przypadku braci oczywisty. - Mieszkaliśmy 15 minut piechotą od stadionu Ruchu, a na podwórku widać było nie tylko zapalone jupitery na Cichej, ale także słychać reakcje kibiców w trakcie meczu. Z naszego osiedla można było zobaczyć stadion, jak stanęło się tak, by nie zasłaniała go wieża gazownicza. Wychowaliśmy się bardzo blisko starego, historycznego stadionu Ruchu na Kalinie, tyle że od strony Świętochłowic i Niebiescy byli dla nas naturalnym wyborem – mówi Tomasz.
Dostać się do Ruchu wcale nie było wtedy łatwo, a jednak obaj bracia są wychowankami Niebieskich. - Klub urządzał takie turnieje selekcyjne z udziałem uczniów szkół podstawowych z Chorzowa i Świętochłowic, z których do klasy sportowej wybierano 20 chłopaków. Byłem pierwszym rocznikiem, który zaczął w ten sposób trenować w piątej klasie obecnego Zespołu Szkół Sportowych. Znalezienie się w tym gronie to była wielka rzecz, bo chętnych były setki. Razem ze mną grał m.in. Krystian Szuster i Krzysiek Walczak - stwierdza Waldemar.
Młodszy o 10 lat Tomasz starał się dorównać starszemu bratu. - Gdy ja zaczynałem treningi Waldek już grał w lidze, więc to działało na wyobraźnię młodego człowieka. To był wzorzec do którego ja chciałem dorównać. Część kariery spędziłem w Ruchu Chorzów, a część w Ruchu Radzionków. Nie udało mi się tak jak on zdobyć mistrzostwa Polski, ale w pamięci pozostał mi Puchar Polski czy awanse do ekstraklasy.