W pogoni za folklorem (2). Ireneusz Mamrot: Człowiek, stojąc w miejscu, tylko się cofa [WYWIAD]
W drugim odcinku naszego pierwszoligowego cyklu możecie zapoznać się z wywiadem z Ireneuszem Mamrotem. Trenerem, który obchodzi właśnie pięciolecie pracy jako szkoleniowiec Chrobrego Głogów. W polskich warunkach to wielkie osiągnięcie, więc nie odmówiliśmy sobie przyjemności porozmawiania z trenerem Chrobrego.
fot. PIOTR KRZYŻANOWSKI/POLSKA PRESS
Jak pan świętuje pięciolecie pracy (rozmawialiśmy 11 grudnia)?
(śmiech) Nie świętuję. Na razie nie mam na to czasu, ponieważ mam zajęcia w szkole UEFA Pro. Kiedy się skończą, być może uczczę tę okazję w jakiś sposób. Nie to jest jednak najważniejsze. Na głowie mam bowiem inne sprawy. Bardziej myślę choćby o tym, jak wzmocnić drużynę.
Niektórzy porównują pana nawet do Aleksa Fergusona. Pierwsza reakcja?
Uśmiecham się, bo wiadomo, że to zupełnie inne poziom, półka i realia. Alex Ferguson to jeden z najlepszych trenerów w historii piłki nożnej, więc na te porównania patrzę zawsze z przymrużeniem oka.
Kiedy obejmował pan pracę, chyba nie spodziewał się, że przygoda z Chrobrym potrwa aż tyle?
Na pewno się nie spodziewałem. Tym bardziej, że mój pierwszy kontrakt z klubem obowiązywał tylko pół roku. Celem był awans i kiedy udało się go wywalczyć, umowa została automatycznie przedłużona. Dzisiaj cieszę się z tego, że wszystko się fajnie ułożyło i prowadzę zespół tak długo, ale pamiętam też, że po drodze było również bardzo dużo trudnych momentów. Chwil, w których można było stracić pracę. Tak czy inaczej, to wszystko złożyło się tak, że teraz minęło już pięć lat od objęcia przeze mnie Chrobrego. W polskich warunkach taki wynik to ewenement.
Właśnie, ewenement. To chyba słowo klucz. To chyba nie jest normalne, kiedy po np. trzech miesiącach dziękuje się trenerowi za pracę, ponieważ nie widać efektów?
To nie tylko nie jest normalne, to jest chore! Po pierwsze, trener – aby poznać zespół – potrzebuje dłuższego okresu. Po drugie, żeby wprowadzić swoją koncepcję i pomysły, musi mieć co najmniej dwa okienka transferowe. Nie jest przecież tak, że wszystko ułoży się od początku tak, jak chce tego szkoleniowiec.
Wielu kolegów po fachu może więc zazdrościć panu komfortu pracy?
Nie chciałbym mówić o istnieniu jakiegoś komfortu. W końcu każdy trener pracuje pod presją. Od nas również wymaga się odpowiednich wyników. To one utrzymują nas przy pracy. Mogę jednak powiedzieć, że moja sytuacja pod tym względem jest trochę lepsza niż innych trenerów. W Chrobrym nie ma aż tak gorących głów. A to bardzo ważne, żeby czuć zaufanie oraz cierpliwość ze strony ludzi, którzy decydują o naszej pracy.
Jest więc komfort psychiczny, ale gorzej chyba z finansowym. Trudno wam skusić zawodników zarobkami.
Owszem i trochę nad tym ubolewam. Też chciałbym poprowadzić drużynę, w której mogę dobierać zawodników w ten sposób, że zostawiam najlepszych i wymieniam jedno, czy dwa ogniwa. Dokonywać takich ruchów, żeby zespół był coraz mocniejszy i mógł walczyć o coraz wyższe cele. O coś takiego jednak trudno. W ostatnich latach tacy zawodnicy, jak Karol Danielak, czy Damian Piotrowski odchodzili. Pierwszy trafił do Ekstraklasy, drugi do zespołu o nią walczącego. Cieszy to, że oni poszli wyżej i że mówi się też w tym kontekście o kolejnych naszych piłkarzach. Trochę już taka nasza rola, choć marzyłoby się o tym, żeby to Chrobry mógł ściągać wyróżniających się pierwszoligowców. Teraz musimy jednak szukać takich zawodników, których nikt inny nie zauważył i którzy u nas mogą się rozwinąć lub odbudować. A kiedy się odpowiednio rozwiną, odchodzą dalej… Taka już kolej rzeczy.
Chrobry to pod tym względem idealne miejsce dla piłkarza? Pokazać się, żeby dostać ofertę z mocniejszej drużyny? Czujecie się jak taka trampolina dla piłkarzy?
Póki będziemy operowali w takich realiach finansowych, dopóty musimy działać w ten sposób. Musimy szukać zawodników, którzy przyjdą i nam pomogą, a później pójdą dalej. W ciągu ostatniego roku trafili do nas głównie młodzi piłkarze. Tacy, którzy chcą do nas przyjść, pograć, a za chwilę przejść do klubów Ekstraklasy lub ze ścisłej czołówki I ligi. Oczywiście, dla nas to również budujące, że wielu zawodników jest w stanie osiągnąć w Głogowie wysoką formę. To też odpowiednio świadczy o klubie, drużynie, czy trenerach.
Finansowo może odstajecie, ale w I lidze z pewnością wyróżniacie się bazą treningową.
Jeżeli chodzi o warunki finansowe, to też nie jest z nimi tak źle. Pod tym względem również poszliśmy w górę. Wprawdzie z pewnością nie jesteśmy w finansowej czołówce, ale też nie jest tak, że jesteśmy w tym aspekcie najsłabsi w I lidze. Jeżeli natomiast chodzi o bazę, to pod tym względem na pewno prezentujemy się dobrze. W klubie jest już obecnie blisko 600 dzieciaków, więc trochę brakuje boisk. Z tego, co się jednak orientuję, miasto myśli nad rozbudowaniem infrastruktury, więc możliwe, że nasza baza będzie stała na jeszcze wyższym poziomie.
To też nie jest element pracy u podstaw? Bazę Chrobrego pokazywano kilka lat temu w Cafe Futbol, wtedy w Głogowie nie było jeszcze pierwszoligowej drużyny…
Ale właśnie tak powinno to wyglądać! Najpierw wybudujmy bazę i odpowiednią infrastrukturę, a później myślmy o awansach do wyższych lig. W Polsce jest jednak często tak, że wszystkie środki inwestuje się tylko w pierwszą drużynę, żeby ta zrobiła odpowiedni wynik sportowy. A kiedy to się już uda się, to pojawiają się problemy z bazą, treningami itd. W Głogowie zrobiono akurat inaczej niż w większości klubów, dlatego już od III ligi nie mieliśmy problemów ze względu na warunki treningowe.
Kiedyś jeden z zawodników pierwszoligowego klubu opowiadał, że bywało, iż odnowa biologiczna odbywała się w rzece…
(śmiech) Przyznam szczerze, że tego nie słyszałem. Myślę jednak, że trzeba podkreślić jedną rzecz. Jeździmy na mecze wyjazdowe i widzimy, że praktycznie wszędzie w I lidze bazy ulegają poprawie. Zatem pod tym względem nie jesteśmy odosobnieni. Wystarczy spojrzeć choćby na Suwałki, Siedlce, Katowice, czy Sosnowiec. Wiadomo, są jeszcze kluby, które borykają się z problemami, ale myślę, że wzmocnione wymogi powodują, że I liga pod tym względem wygląda coraz lepiej. Sądzę, że jeżeli dochodziło to sytuacji podobnych do tej, o której pan wspomniał, to teraz nie będą one już miały miejsca.
Wracając do pracy u podstaw – można powiedzieć, że ta drużyna to w całej rozciągłości pańskie dzieło?
Najbardziej dumny jestem właśnie z tego, że to mój autorski zespół. To ja zawsze przeprowadzałem wszystkie transfery w Chrobrym i to ja – pod względem sportowym – za nie odpowiadałem. Były może pojedyncze przypadki, kiedy ktoś z polecenia przyjechał do nas na testy, ale i tak przecież ich sprawdzałem i wydawałem odpowiednią opinię. Można więc powiedzieć, że w 100% jest to zespół zbudowany przeze mnie. To ogromna satysfakcja, bo – choć nie miałem nie wiadomo jakich środków – udało mi się stworzyć dobrą drużynę.
Mówi się, że drugi sezon jest dla beniaminka trudniejszy. W waszym przypadku również?
Myślę, że nie. Nie tylko w kontekście zdobytych punktów – a tych mamy więcej w porównaniu do analogicznego momentu sprzed roku – ale również organizacji gry. Teraz pod tym względem wyglądamy lepiej. Rok temu jako zespół byliśmy postrzegani inaczej niż teraz. Gdyby udało nam się zatrzymać Damiana Piotrowskiego, to pewnie bylibyśmy jeszcze silniejsi. Wracając jednak do pytania, sądzę, że drugi sezon jest dla beniaminka trudniejszy, jeżeli w takiej drużynie nie dochodzi do zmian. A my pozyskaliśmy choćby Szymona Drewniaka i Maćka Górskiego, więc dostarczyliśmy zespołowi trochę świeżej krwi. Oni podnieśli poziom drużyny, a do tego należy pamiętać, że kilku zawodników – jak Byrtek, Bogusławski, czy Gąsior – poczyniło postępy. A od początku mówiłem, że jeżeli odpowiednio wzmocnimy zespół, to w drugim sezonie znajomość rozgrywek będzie działała na naszą korzyść.
Żałuje pan odejścia Piotrowskiego, który odpowiadał za ofensywę. Natomiast jeżeli chodzi o defensywę, to chyba niczego panu nie brakuje, skoro Chrobry stracił najmniej goli w lidze?
Cieszy mnie organizacja gry całego zespołu. Przecież – poza dwoma spotkaniami – nie było tak, że nasi bramkarze mieli mnóstwo roboty. Problemem był rzeczywiście brak jeszcze jednego zawodnika do formacji ofensywnych. Zwłaszcza po tym, jak Hudyma doznał kontuzji. Teraz na pewno musimy popracować mocniej nad ofensywą, żeby strzelać więcej bramek.
Przez pewien czas byliście liderem, później zagraliście kilka słabszych meczów i obsunęliście się w tabeli o kilka pozycji. To nie pokazuje specyfiki I ligi?
Na pewno. Mojej drużynie brakuje natomiast jeszcze doświadczenia. Przez to w paru przypadkach było tak, że musieliśmy być o wiele lepszym zespołem, żeby wygrać. A klasowe zespoły czasami potrafią zwyciężyć, choć gra im się nie układa. W naszym przypadku było z kolei za dużo spotkań, w których potraciliśmy punkty, choć nie byliśmy słabsi od rywali. Pod tym względem czujemy niedosyt. Najbardziej boli mnie porażka ze Stomilem, gdzie jednak pomyłki sędziowskie były tak widoczne, że aż ma sensu do nich wracać.
Patrząc na zespół, trzeba powiedzieć, że bardzo wysoką formę osiągnął Szymon Drewniak. Kiedyś uznawany za wielki talent, później – zwłaszcza po tym, jak do Internetu wyciekł pewien film z internatu – dla wielu był skreślony.
Myślę, że historia z tym filmem została zbytnio rozdmuchana. Od razu przyklejono chłopakowi pewną łatkę. A ja muszę powiedzieć, że Szymon bardzo profesjonalnie podchodzi do piłki. To zawodnik o wysokich umiejętnościach i to nie tylko piłkarskich, ale również taktycznych, czy w grze defensywnej. Mogę o nim mówić tylko dobrze, bo daje nam naprawdę dużo nie tylko na boisku, ale również w szatni. Widać, że jest dojrzały pod względem mentalnym. Dziś trzeba mu więc zapomnieć tę historię z internatu i patrzeć na niego trochę inaczej. Jestem zresztą przekonany, że za pół roku Szymon odejdzie od nas jako piłkarz gotowy na grę w Ekstraklasie.
Skoro piłkarze mają się u was rozwijać, to aż się prosi, żeby jakiś mocniejszy klub nawiązał z wami współpracę. Istnieje taki temat?
Mówiąc szczerze, tak. Po tym, jak wypaliło wypożyczenie Szymona Drewniaka, w jakimś stopniu nawiązaliśmy współpracę z Lechem. Można powiedzieć, że na linii Chrobry – Lech zaczęło się coś dziać. Być może zimą trafi do nas jakiś młody chłopak z Poznania. Na razie rozmawiamy i zobaczymy, co z tego będzie, aczkolwiek wygląda to optymistycznie.
Z podobną współpracą z klubami z regionu wiązałyby się pewnie jakieś trudności?
Na pewno. Na razie nie ma takiej współpracy i trudno mi powiedzieć, czy będzie on możliwa do zrealizowania w przyszłości. Problemy z jej nawiązaniem należy jednak rozpatrywać w szerokim kontekście. Chodzi choćby o aspekt kibicowski. Wiadomo, że przy bliskich odległościach mamy do czynienia z derbami, a co za tym idzie, kibice nie darzą się sympatią. Oni też nie chcą, żeby jedna drużyna ogrywała zawodnika drugiej.
Jeżeli chodzi o transfery, to ciekawym przypadkiem jest Michał Ilków-Gołąb, który od was odszedł, żeby wrócić po kilku tygodniach.
Michał poszedł do Miedzi. Początkowo tam grał, ale po zmianie trenera przestał. Tak się złożyło, że byłem na jednym meczu Miedzi, w którym Michał nie zagrał. Wtedy zamieniliśmy kilka słów, aczkolwiek nie rozmawialiśmy o jego powrocie. Później Michał nie znalazł się nawet w osiemnastce meczowej na następne spotkanie. Wtedy do niego zadzwoniłem, żeby dowiedzieć się, jak wygląda jego sytuacja. Powiedział, że jest gotowy rozwiązać kontrakt z Miedzią i wrócić do Chrobrego. Oczywiście byliśmy tym zainteresowani. Michał naprawdę fajnie podszedł do sprawy, bo przecież mógł zostać w Miedzi, gdzie zarabiałby więcej, ale mógłby nie grać, ale zdecydował się wrócić do Głogowa. To nas cieszy, bo już jesienią strzelił dla nas trzy bramki, a po przepracowanej zimie powinien być w jeszcze lepszej formie.
To zatem zawodnik, który ma odpowiednią mentalność. Pan zwraca na to ogromną uwagę. Ciężka praca i podejście są ważniejsze od umiejętności, które można nadrobić czymś innym?
W dzisiejszych czasach bez odpowiedniego podejścia nie da się niczego osiągnąć. Jeżeli na poziomie I ligi zawodnik nie jest przekonany do ciężkiej pracy, i nie ma świadomości, że istnieją jakieś oczekiwania wobec jego osoby, to po co pracować z kimś takim i się z nim męczyć? Współpraca między trenerem a piłkarzem ma iść w tym kierunku, że jeden będzie pomagał drugiemu i na odwrót. Dzięki temu, że pracuję w Chrobrym już tyle lat, mam też jeszcze jeden duży atut. Piłkarze wiedzą bowiem, że muszą się dostosować do moich oczekiwań, ponieważ nie będzie sytuacji, w której po jednym przegranym meczu trener zostanie zwolniony. Ponadto ważne jest, że przed sprowadzeniem zawodnika staramy się przeprowadzić wywiad środowiskowy, zwracając uwagę nie tylko na kwestie boiskowe, ale również pozaboiskowe.
Musieliście zrobić dobry wywiad w przypadku Macieja Górskiego. To jedno z większych zaskoczeń tej rundy. W II lidze radził sobie dobrze, ale przejście do Chrobrego to skok o poziom wyżej.
Myślę, że w tym przypadku bardzo ważna była również świadomość samego zawodnika, który już kiedyś występował w I lidze. Wtedy nie grał jednak tak dobrze, jak teraz, i było widać po nim determinację, żeby zaistnieć na tym szczeblu rozgrywek. Zresztą, myślę, że on ambicje, żeby grać jeszcze wyżej. Tak czy inaczej, dla nas okazał się ogromnym wzmocnieniem. Dawno nie mieliśmy bowiem zawodnika, który strzelił w jednej rundzie osiem bramek.
Sytuacja z Pawłem Wojciechowskim jest inna?
Pamiętajmy, że on nie grał kilka miesięcy w piłkę. Do nas trafił bodaj dopiero pod koniec września. Potrenował, dostał szansę w kilku meczach, jednak wiadomo, że po takiej przerwie musi nadrobić braki fizyczne. Liczę, ze po okresie przygotowawczym będzie wyglądał pod tym względem lepiej. Zobaczymy również, jak wyjdzie Pawłowi przestawienie się na grę na tym poziomie. Umiejętności są po jego stronie, ale czasami zawodnicy, którzy występowali wyżej, mają problem z I ligą, w której jest mało miejsca, a czasami dominuje w niej walka wręcz.
Jeszcze co do transferów, na ile przepisy PZPN-u ograniczające liczbę obcokrajowców pokrzyżowały wam plany?
W naszym przypadku chodziło tak właściwie o jednego zawodnika. Gdyby nie te regulacje, to na pewno w Głogowie zostałby Stepan Hirskyj. Niestety, musieliśmy wybierać między nim a Hudymą. To była trudna decyzja, ale postawiliśmy na tego drugiego. Gdyby również Hirskyj mógł zostać w naszej drużynie, to na pewno mielibyśmy większą rywalizację w środku pola. Właśnie w tym aspekcie przepisy trochę skomplikowały naszą sytuację. Trochę, bo niektóre kluby miały jednak większy problem, skoro w ich kadrach było trzech, czy czterech takich zawodników.
Rozwój zawodowy to dla pana podstawa? Wywalczył pan już kilka awansów, a rok temu był na stażu w Holandii. Później zauważył zresztą, że pod względem warsztatu trenerskiego nie ma tak wielkiej różnicy między oboma krajami.
Tak, ale to może również zależeć od klubu. W Twente, gdzie byłem, nie było raczej czegoś, czego nie widziałbym wcześniej. Zanim odbyłem staż zagraniczny, zaliczyłem również kilka w Polsce i też byłem z nich zadowolony. Stały na odpowiednim poziomie. Bardzo wartościowy był staż u trenera Nawałki. Ogólnie wydaje się, że dzisiaj bez ciągłej nauki niczego się nie osiągnie. Nie myślę tylko o stażach. Na taki pojedzie się raz do roku, bo jeżeli człowiek pracuje, to nie znajdzie czasu na więcej. Są też inne możliwości. Różne materiały do czytania, analizowania. Trzeba się rozwijać, bo człowiek, stojąc w miejscu, tylko się cofa.
Skoro więc nie ma tak wielkich różnic trenerskich, to co jest główną przyczyną tego, że Zachód nas wyprzedza? Podejście piłkarzy do zawodu?
Z pewnością mentalność polskich zawodników się zmienia, aczkolwiek nie wygląda jeszcze tak, jak na zachodzie. Widzę jednak różnicę w porównaniu do tego, co było kilka lat temu. Piłkarze są bardziej świadomi, choć – co wynika z rozmów z kolegami po fachu – czasami niepotrzebnie marudzą. Kwestia mentalności to jednak tylko jedna sprawa. Bardzo ważna jest druga. Powiem coś oczywistego: szkolenie piłkarzy na Zachodzie wygląda zdecydowanie lepiej niż u nas. Tam mają po prostu lepszych zawodników. Kiedy byłem na stażu w Twente, miałem również dostęp do akademii klubu. Szkolenie w niej stało na bardzo wysokim poziomie. Pod tym względem ustępujemy zachodnim klubom. Dzieci potrzebują bowiem odpowiedniej bazy treningowej oraz trenerów, którzy zajmą się tylko nimi, a nie takich, którzy pracują już na trzy etaty, a czwarty mają w klubie. Ludzie do pracy z dziećmi muszą być odpowiednio wyselekcjonowani i zarabiać tak, żeby móc się z tego utrzymać. Wtedy poziom szkolenia powinien u nas pójść do góry.
A problemem nie jest to, że w dzieciach zabija się radość z gry? Chłopcy mają po 10, czy jedenaście lat, a trener potrafi im zabronić stosowania dryblingu…
Niestety… Wielu trenerów tego zabrania i chce, żeby ośmio-, czy dziewięcioletnie dzieci grały na jeden, dwa kontakty. Dla mnie to absurd. W tym miejscu zaczyna się problem. Wielu trenerów młodzieżowych – z powodu słabych zarobków na tym poziomie – chce zrobić dobry wynik z drużynami dziecięcymi, żeby później dostać szansę w seniorach. Z tym trzeba walczyć. Tak, aby dzieci jak najwięcej dryblowały i jak najczęściej szukały gry jeden na jednego. Trzeba robić wszystko, żeby w tak młodych zawodnikach kształtowała się kreatywność. Po przejściu do seniorów na naukę tego typu rzeczy jest już bowiem za późno. Większym problemem od zakazów trenerów jest jednak zachowanie rodziców, którzy stoją przy linii i krzyczą dzieciom, co mają zrobić na boisku. Z tym też trzeba coś zrobić. Rodziców należałoby odpowiednio odizolować, sprawić , żeby siedzieli dalej od boiska i nie wnikali tak mocno w to, co dzieje się na murawie.
Mówił pan kiedyś, że 90% wywiadów to dyplomacja – ile jej było w naszej rozmowie?
Jeżeli chodzi o te 90%, to jestem zdania, że ludzie tak rozmawiają, ale w moim przypadku jest tak, że albo wolę mówić prawdę, albo wcale. Wiem bowiem, jak to jest, kiedy w rozmowie mówi się jedno, a po wyłączeniu dyktafonu coś zupełnie innego. W naszej rozmowie dyplomacji było natomiast niewiele.