W meczu przyjaźni we Wrocławiu bez goli. Śląsk podzielił się punktami z Wisłą
W meczu przyjaźni na Stadionie Miejskim we Wrocławiu dobrych okazji dzisiaj nie brakowało. Ostatecznie jednak żadna bramka nie padła i Śląsk Wrocław podzielił się punktami z Wisłą Kraków. Debiut w Śląsku zaliczył Oded Gavish, a w Wiśle Paweł Brożek.
fot. sylwester wojtas
Z racji zbliżającego się rewanżowego spotkania z Club Brugge w Lidze Europy trener Stanislav Levy dał odpocząć kilku swoim kluczowym zawodnikom. Na ławce zasiadł między innymi strzelec cudownej bramki przeciwko belgijskiej drużynie - Sebinu Plaku. Prócz niego zasłużony odpoczynek dostali Przemysław Kazimierczak, Waldemar Sobota, Mariusz Pawelec, a także nowy nabytek wrocławian - Dudu Paraiba.
Trener Franciszek Smuda również zarotował składem, a co najważniejsze dla kibiców "Białej Gwiazdy" od pierwszych minut postawił na powracającego do Krakowa Pawła Brożka. Początkowo nie wydawało się to tak oczywiste, a były selekcjoner Reprezentacji Polski zaznaczał, że "Broziu" musi jeszcze nadrobić zaległości treningowe. Jak się jednak okazało fizycznie zawodnik wygląda nieźle i od pierwszych minut mógł pomóc swojemu klubowi. Na ławce rezerwowych wylądowali za to Emannuel Sarki, Patryk Małecki oraz Paweł Stolarski. O ile w przypadku tych pierwszych dwóch można było mówić o "karnej zsyłce", o tyle młodemu obrońcy odpoczynek po prostu się należał.
Już w drugiej minucie spotkanie niebezpiecznym strzałem z okołu 20 metrów popisał się Rafał Boguski, dobrze interweniował jednak Gikiewicz, który wyglądał na mniej zdziwionego tym uderzeniem niż jego autor. Początek spotkania należał, więc do gości, którzy kilka minut później skonstruowali niezłą akcję w pobliżu pola karnego Śląska. Po krótkiej wymianie piłki, Chrapek świetnie wypatrzył wbiegającego w pole karne Brożka, jednak snajper Wisły źle przyjął piłkę i nie udało mu się dokładnie dograć do kolegów. Jak się okazało były to złego dobre początki i z każdą kolejną akcją gospodarze rozpędzali się coraz mocniej i już do końca pierwszej połowy zdecydowanie przeważali.
Najlepsza okazję do zdobycia bramki miał w 11 minucie Paixao, który po świetnym dośrodkowaniu Patejuka tylko sobie znanym sposobem zdołał wydostać się spod krycia zarówno Jovanoviciowi jak i Bunozie i głową uderzył minimalnie obok słupka.
Kolejne minuty to dalsze próby zawodników Stanislava Levego. Znakomicie z wolnego uderzał Mila, idealnie ustawiony przy słupku ustawiony był jednak Miśkiewicz i nie po raz ostatni uratował drużynę Wisły przed stratą bramki. Wisła starała się odpowiedzieć szybkimi kontrami, w których głównym założeniem była wymiana piłki z Pawłem Brożkiem, który odgrywał futbolówkę niezwykle dokładnie, czego nie można było powiedzieć o jego kolegach i tak wszystkie te próby szybko przerywała eksperymentalnie zestawiona obrona Śląska.
Aktywni w pierwszych trzech kwadransach byli także ściągnięty z Polonii Warszawa - Tomasz Hołota oraz Patejuk, którzy dwukrotnie sprawdzali czujność Miśkiewicza, za każdym razem bramkarz pochodzący z podkrakowskiego Zabierzowa zachowywał się jednak nienagannie. W 41. minucie znowu przypomniał o sobie Hołota, który wykorzystał bierność Nalepy i mocnym strzałem postraszył "Białą Gwiazdę".
Do końca pierwszej połowy nie wydarzyło się już nic szczególnego i do szatni obie drużyny schodziły bez specjalnego entuzjazmu, którego jeszcze mniej odnaleźć można było na twarzach zaprzyjaźnionych ze sobą kibiców.
Na drugą połowę od początku wybiegł Patryk Małecki, który zmienił niewidocznego w ofensywie Stjepanovicia. Była to dobra decyzja, bo pierwszy kwadrans ponownie zdecydowanie należał właśnie do Wisły. Najlepszą okazję ku uzyskaniu prowadzenia miała ona po akcji "Małego", który rewelacyjnie uruchomił podłączającego się Bunozę, ten ostro dograł do Boguskiego na trzeci metr, jednak w kapitalny sposób instynktownie interweniował Gikiewicz. Ataki gości nie ustawały, z dystansu próbował jeszcze aktywny Małecki, a kolejną świetną "klepkę" Boguskiego z Burligą w ostatniej chwili powstrzymał rozpaczliwym wślizgiem Gavish.
W 66. minucie świetnie do dośrodkowania z rożnego doskoczył Brożek ale skierował piłkę tuż obok słupka bramki strzeżonej przez Gikiewicza.
Kiedy wydawało się, że bramka dla "Białej Gwiazdy" to kwestia czasu, na boisku zameldował się Waldemar Sobota, który kompletnie odmienił obliczę Wrocławian i raz po raz straszył obrońców Wisły - nie do przejścia wydawał się jednak Głowacki.
W 74. minucie świetną dwójkową akcje Paixao-Sobota zakończył strzałem ten drugi, ale Miśkiewicz po raz kolejny nie dał się zaskoczyć mocnym strzałem z dystansu. Do ostatniego gwizdka zdecydowaną przewagę miał już Śląsk, Wisła starała się tylko przerywać kolejne akcję skrzydłami gospodarzy, a ich kontry kończyły zazwyczaj niedokładnie dogrania.
W meczu przyjaźni mamy więc bardzo "przyjacielski" wynik i podział punktów. Śląsk nie pokazał takiej gry jak w meczu w Lidze Europy, a Wisła nie okazała się drużyną, która chciałaby i mogła to wykorzystać. Pozostaje nam trzymać kciuki za drużynę z Wrocławia przed pucharowym spotkaniem, które już w najbliższy czwartek.