W Białymstoku z dopingiem, ale bez bramek. Jagiellonia po słabym meczu zremisowała z Koroną
Jagiellonia po bezbarwnym spotkaniu bezbramkowo zremisowała z Koroną Kielce. W Białymstoku w derbach żółto-czerwonych drużyn emocji było niewiele, natomiast na stadion przy Słonecznej po dłuższej przerwie powrócił doping.
Trener Leszek Ojrzyński nie mógł w tym meczu skorzystać z obu defensywnych pomocników z Bałkanów – kontuzjowanego Aleksandara Vukovicia i zawieszonego za kartki Vlastimira Jovanovicia. W takim razie szkoleniowiec Korony Kielce postawił na lubiącego ofensywną grę Grzegorza Lecha. Za czerwoną kartkę zawieszony był też Michał Janota, którego zastąpił Marcin Żewłakow.
W Jagiellonii z kolei zabrakło Ugo Ukaha (kartki) oraz chorego na ospę Tomasza Bandrowskiego. Pierwszego zastąpił Luka Gusić, a drugiego Łukasz Tymiński.
Od pierwszej minuty odważnie do ataku rzucili się kielczanie i szybko mogli zdobyć gola, ale strzał Łukasza Sierpiny minimalnie minął bramkę Jagiellonii. Skrzydłowy Korony razem z Maciejem Korzymem, który grał po przeciwnej (prawej) stronie boiska byli najbardziej aktywnymi zawodnikami w ekipie gości. Szukali gry, szarpali przy liniach bocznych, schodzili do środka i strzelali na bramkę gospodarzy. Tyle że ani razu nie udało im się zaskoczyć Jakuba Słowika. Młody golkiper Jagiellonii tylko raz musiał zatrzymać futbolówkę po próbie Korzyma.
Korona miała przed przerwą przewagę. Prezentowała się lepiej, ale tak samo jak od początku sezonu podopieczni Leszka Ojrzyńskiego mieli problemy w ofensywie. Nie potrafili przebić się przez całkiem dobrze zorganizowaną białostocką defensywę. Brakowało zarówno celnych, groźnych strzałów, jak i dokładnych, ostatnich podań.
Jagiellonia natomiast długo nie mogła złapać swojego rytmu gry. Tak na dobrą sprawę odważniej zaczęła grać dopiero po 25. minutach. Wcześniej bardzo skutecznie poczynania podopiecznych Tomasza Hajty neutralizowali kielczanie, którzy najwięcej problemów mieli z upilnowaniem Niki Dżalamidze. Gruzin w swoim stylu szukał indywidualnych akcji i wejść w pole karne. Ani razu jednak nie zmusił do poważniejszego wysiłku golkipera Korony.
Zmarznięci kibice w Białymstoku liczyli, że piłkarze rozgrzeją ich jeżeli niekoniecznie świetnym widowiskiem, to chociaż golami. Zawiedli się, bo po pierwszej połowie było 0:0.
Po przerwie mecz zmienił się w klasyczną kopaninę jaką w T-Mobile Ekstraklasie możemy oglądać często. Miłośników (jeżeli tacy w ogóle są) takiego stylu kielczanie i białostoczanie z pewnością nie zawiedli.
O sytuacjach podbramkowych czy składnych akcjach można było tylko pomarzyć. Ciężko jednak o takie piłkarskie rarytasy skoro obie drużyny nie potrafiły wymienić momentami nawet dwóch celnych podań z rzędu. Piłkarz Korony do gracza Jagiellonii, a ten ponownie do zawodnika z Kielc. I tak w kółko. Co prawda oba kluby mają żółto-czerwone barwy, ale tym razem kielczanie grali w szarych koszulkach. Tak więc podobieństwem barw nie można wytłumaczyć nieudolnych i niecelnych podań.
Ponadto piłkarze urządzili sobie polowanie na bandy reklamowe po uderzeniach z dystansu. Kilka z nich porządnie oberwało. Futbolówka zwiedzała też zakamarki budowanego stadionu w Białymstoku. Na szczęście nie było polowania na nogi rywali, bo przed meczem zarówno Jagiellonia i Korona miały w swoim dorobku po pięć czerwonych kartek.
W drugiej połowie tylko Dżalamidze był w stanie zagrozić przeciwnikowi. Jednak jego uderzenie w długi róg kapitalnie obronił Zbigniew Małkowski.
Koronie za to w końcówce należał się rzut karny, po tym jak Alexis Norrambuena zatrzymał ręką strzał Jonasa Szekely'ego.
Dla Korony był trzeci wyjazdowy remis w siedmiu meczach i piłkarze z Kielc wciąż pozostają bez wygranej w delegacji. Jagiellonia natomiast na pocieszenie w tym sezonie jeszcze u siebie nie przegrała.