menu

Trytko przypomniał się Jagiellonii, Korona straciła zwycięstwo w doliczonym czasie

22 marca 2014, 17:25 | Mariusz Warda

Jagiellonia Białystok szczęśliwie uratowała punkt w meczu z Koroną Kielce, zdobywając bramkę na 1:1 w doliczonym czasie gry. Wcześniej od 23. minucie kielczanie prowadzili po golu byłego piłkarza "Jagi", Przemysława Trytki, który lubi mścić się na byłym pracodawcy, za sposób w jaki klub się go pozbył.

Jagiellonii Białystok często zarzucano chimeryczność. Tym razem jednak forma się ustabilizowała. Po fatalnej postawie w meczu z Cracovią, Jaga zagrała w pierwszej połowie sobotniego meczu równie wielki piach. Tak naprawdę nie można nawet powiedzieć, że coś zagrała. Na boisku grał tylko jeden zespół i byli nim goście z Kielc.

Już w 4. minucie Korona mogła wyjść na prowadzenie, ale z niewielkiej odległości niecelnie głową uderzył Przemysław Trytko. Na kolejną dobrą akcję kibice czekali do 18. minuty, kiedy to tylko cudem nikt z graczy gości nie skierował bezpańskiej piłki do bramki strzeżonej przez Krzysztofa Barana. Następnie spudłował jeszcze Khiznichenko. Co jednak się odwlecze, to nie uciecze. Pięć minut później Trytko wykańcza świetną kontrę i ładnym technicznym strzałem na długi słupek wyprowadza Koronę na prowadzenie. Władze Jagi w przyszłości dwa razy się zastanowią, zanim zdecydują się znowu kazać któremuś graczowi rozbierać choinkę.

Trzy minuty po bramce Trytki miało miejsce pierwsze uderzenie Jagi na bramkę gości. Dzalamidze uderzył jednak w boczną siatkę. Nie zmienia to jednak faktu, że atakowała głownie tylko jedna drużyna. Paradoksalnie chwilę później Jaga mogła wyrównać, ale Dzalamidze wystawił piłkę przed pustą bramkę minimalnie za plecy wbiegającego Balaja. Kibice gospodarzy pewnie żałowali, że kiedy przydałby się ktoś wolniejszy, akurat Mateusz Piątkowski był kontuzjowany.

Ale wróćmy do tych, którzy atakowali. Tuż przed przerwą ponad bramką strzelił wprowadzony za kontuzjowanego Michała Janotę Daniel Gołębiewski, a chwilę później nad bramką z rzutu wolnego strzelił Paweł Golański. Generalnie Korona mogła i powinna prowadzić po pierwszej połowie różnicą kilku bramek. Duża w tym zasługa beznadziejnego zastępcy pauzującego za kartki Ukaha czyli Seweryna Michalskiego.

W drugiej połowie Dawida Plizgę zmienił Adam Dźwigała. Jak się miało później okazać, była to niezwykle istotna zmiana. Ale po kolei…

Najpierw Barana postraszyła Korona z rzutu wolnego. Golkiper gospodarza jednak wypiąstkował niebezpieczny strzał. Minutę później znowu musiał on interweniować po strzale głową z metra. W tym momencie Korona się jednak cofnęła i role się odwróciły zupełnie jakby drużyny zamieniły się koszulkami. Jaga doszła do głosu i próbowała zmienić wynik prowadzonymi seriami atakami, którym brakowało skutecznego wykończenia.

Najpierw uderzał niecelnie z wolnego Quintana. Później żałosną rymulką w polu karnym popisał się Petrov. Była to godna odpowiedź na aktorską próbę Waszkiewicza z pierwszej połowy. Obydwaj panowie pokazali dzisiaj jednak, że powinni się raczej skupić na grze w piłkę, bo aktorstwo idzie im nad wyraz źle.

A wracając do gry w piłkę… W 57. minucie Bekim Balaj wywalczył rzut wolny tuż przed szesnastką gości. Z wolnego niecelnie uderzył jednak Gajos. W kolejnych akcjach ponad bramką strzelali Quintana i Dzalamidze. Później nie pierwsze podanie od gracza Jagi otrzymał Małkowski. Tym razem piłką postanowił się z nim podzielić Adam Dźwigała. Kolejna akcja Jagi zakończyła się zamieszaniem w polu karnym Korony, po którym minimalnie niecelnie sprzed szesnastki uderzył Popchadze. W kolejnej akcji Quintana po raz n-ty uderzył ponad bramką gości.

Gdy wydawało się, że wynik nie ulegnie zmianie, w doliczonym czasie gry po rzucie rożnym wykonywanym przez Quintanę piłkę do bramki gości skierował Dźwigała.

Korona mogła jeszcze wyjść na prowadzenie, ale strzał Sylwestrzaka cudownie wybronił Krzysztof Baran. Tym samym spotkanie zakończyło się podziałem punktów, który satysfakcjonuje tylko zespoły walczące z Jagą i Koroną o wejście do czołowej ósemki Ekstraklasy.


Polecamy