menu

Tomasz Wilman: - Wola walki przepadła. To był problem

25 października 2016, 18:42 | Dorota Kułaga

Tomasz Wilman po meczu z Ruchem Chorzów stracił po-sadę pierwszego trenera Korony Kielce. Kilka godzin po tej de-cyzji zarządu rozmawialiśmy z nim o przyczynach słabszej ostatnio postawy zespołu i przyszłości szkoleniowca.

Tomasz Wilman przez pewien czas będzie jeszcze analizował, dlaczego w ostatnich pięciu kolejkach zespół nie grał tak, jak powinien.
Tomasz Wilman przez pewien czas będzie jeszcze analizował, dlaczego w ostatnich pięciu kolejkach zespół nie grał tak, jak powinien.
fot. Sławomir Stachura

W poniedziałek przegraliście piąty mecz z rzędu w ekstraklasie - z Ruchem Chorzów 0:4. Spodziewał się pan, że w nocy, po powrocie do Kielc, straci pracę?

Chyba nigdy tak do końca człowiek nie spodziewa się takich decyzji. Ale stało się, nic już nie zmienimy.

Czego zabrakło? Dlaczego nie wyszło w tych ostatnich meczach? Bo przyzna pan, że ostatnio Korona nie tylko wysoko przegrywała, ale i grała znacznie poniżej oczekiwań.

To jest bardzo złożony temat. To nie tak, że jedna kwestia zdecydowała o tym, że nie wyszło. Z każdym kolejnym spotkaniem, z każdą porażką niepewność w drużynie była coraz większa. To powodowało paraliż w tym, co działo się na boisku. To nie jest tak, że ta drużyna zapomniała, jak się gra w piłkę. Ale to nie tylko ten czynnik. Wiele innych przyczyn było po drodze, które sprawiły, że wyniki były dalekie od tego, do czego drużyna nas przyzwyczaiła. Nie chodzi też tylko o wyniki, ale o podejście do gry. Kadrowo niewiele się zmieniło, ale wola walki przepadła. Ostatnio to było dla mnie największym wyzwaniem i problemem. Próbowaliśmy coś z tym zrobić. Prezes stwierdził, że nie widzi możliwości, żebym kontynuował pracę. Powiedział, że podejmie decyzję, która będzie najlepsza dla drużyny. Czy tak będzie, okaże się po jakimś czasie.

Wspomniał pan o braku determinacji. Nawet w Chorzowie, w meczu „o życie”, nie było takiej agresywności w grze, jak być powinna. Dlaczego?

Tego elementu bez dwóch zdań zabrakło. To jest dziwne, bo to już było i nie można, tak mi się wydaje, z dnia na dzień tego stracić. Myślę, że trudniej to zbudować niż stracić. Wyda-wało nam się po kilku zwycięstwach, że udało się zbudować dobrą drużynę, że najtrudniejszy moment jest za nami. Okazało się, że jest inaczej. Dlaczego? Dokładna analiza i wyciągnięcie wniosków jest jeszcze przede mną. Teraz nie mam do tego chłodnej głowy. Muszę dojść do tego, dlaczego tak to się poto-czyło, skoro były przesłanki ku temu, że będzie dobrze, że można więcej osiągnąć.

Żałuje pan, że podjął się tego wyzwania i zdecydował się na rolę pierwszego trenera? Bo gdyby nadal był pan asystentem, to spokojnie pracowałby w pierwszym zespole. A pierwszy trener płaci za brak wyników...

Nie żałuję. Jestem ambitny, wiedziałem, na co się porywam i jakie mogą być konsekwencje, jeśli nie wyjdzie. Różnica między asystentem a pierwszym trenerem jest ogromna. Presja i odpowiedzialność są dużo większe. Wiedziałem, że jak nie będzie wyników, to stracę stanowisko. Po to pracuję, rozwijam się, zdobywam wiedzę, żeby próbować sił w roli pierwszego trenera. Jak już powiedziałem, jestem ambitny i nie będę siedział ciągle w tym samym miejscu. Postaram się z tego doświadczenia wyciągnąć wnioski i jak najwięcej skorzystać.

Nadal ma pan ważny kontrakt z Koroną. Zostanie pan w tym klubie?

Były luźne rozmowy z prezesem, co dalej, czy wyrażam chęć zostania w klubie. Ja też pytałem prezesa jak to widzi, bo to bardziej zależy od niego, nie ode mnie. Daliśmy sobie trochę czasu, żeby na spokojnie to przemyśleć. Teraz prezes ma na głowie dużo spraw. Ja też nie chciałbym na gorąco podejmować decyzji, bo jest we mnie dużo emocji. Jestem z Kielc, dalej będę tutaj żył. To nie jest tak, że wyjadę do innego miasta i zamknę się w mieszkaniu. Tu wiele osób mnie zna, to jest dla mnie trudny moment. Ja najlepiej wiem, jak dużo pracy włożyłem, jak bardzo byłem zaangażowany w to, co robiłem, nawet kosztem najbliższych, a nie wyszło tak jak chciałem. Nie wszystko było jednak zależne ode mnie. Z niektórymi sprawami trzeba było walczyć. Zobaczymy, jak życie się potoczy. Na tą chwilę muszę złapać oddech i na spokojnie wszystko przemyśleć.

Będzie pan na piątkowym meczu Korony z Legią Warszawa, czy na spokojnie obejrzy to spotkanie w telewizji?

Wolę obejrzeć w telewizji, ale nie będzie to na spokojnie.


Polecamy