„Teo Dessi” puka do kadry, Lech górą w szlagierze – podsumowanie 10. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Nawet się nie obejrzeliśmy, a już minęła 1/3 sezonu. Bohaterem weekendu był bez dwóch zdań Łukasz Teodorczyk, który praktycznie w pojedynkę pokonał Koronę, całkowicie ośmieszając obronę kieleckiego zespołu. W słabym szlagierze Lech pokonał Wisłę, a czująca na plecach oddech rywali Legia uporała się z Lechią. Co jeszcze działo się w na polskich boiskach? Zapraszamy na podsumowanie 10. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.
fot. Sylwester Wojtas/Ekstraklasa.net
Zobacz koniecznie: Jedenastka 10. kolejki Ekstraklasa.net!
Spacerek Górnika, koszmar Bełchatowa
Nie było niespodzianki w pierwszym meczu kolejki. Górnicy gładko ograli bełchatowian i utrzymali miejsce na podium. Różnica klas, jaka dzieli oba zespoły, była widoczna właściwie przez cały mecz i w żadnym momencie zwycięstwo gospodarzy nie było zagrożone. Arkadiusz Milik tym razem nie wpisał się na listę strzelców, ale zanotował asystę przy trafieniu Aleksandra Kwieka. Być może była to zresztą jedna z jego ostatnich asyst dla Górnika, bo lista zespołów, które interesują się młodym napastnikiem jest imponująca: Borussia Dortmund, Schalke, Liverpool, Arsenal, Inter, Juventus… Oby tylko od tych nazw nie zakręciło mu się w głowie.
Jan Złomańczuk nie wygląda na człowieka, który wie jak uratować drużynę Bełchatowa przed spadkiem. Niedawne zwycięstwo nad Podbeskidziem miało być zwiastunem lepszych czasów, ale GKS nadal gra słabo i daje się ogrywać każdemu. Niby strata do bezpiecznej lokaty wynosi zaledwie jeden punkt, ale bełchatowianom wywalczenie każdego oczka przychodzi w ogromnych mękach. Do końca rundy Brunatni nie zagrają już z żadną drużyną z pierwszej szóstki i w tym pewnie upatrują swoją szansę na to, by nie kończyć jesieni na dnie.
Gwiazda nie błyszczy, lokomotywa jedzie pod górę
Szlagierowe spotkanie 10. kolejki nie było porywającym widowiskiem. Krakowianie mieli przewagę i częściej zagrażali bramce rywala, ale z ich ataków niewiele wychodziło. Nie błyszczał Maor Melikson, niewidoczny był Ivica Iliev, a Rafał Boguski nie dochodził do dobrych sytuacji strzeleckich. Wisła wciąż gra nijako, chociaż na papierze ma zespół wystarczająco dobry, by walczyć co najmniej o miejsce w pucharach. Wisła zagrała bez typowego snajpera, licząc na kreatywną linię pomocy. Efekt był taki, że Biała Gwiazda potrafiła utrzymywać się przy piłce na połowie rywala, ale stwarzanie sytuacji w polu karnym przychodziło jej z trudem.
Lech nie był wcale drużyną lepszą, ale miał więcej szczęścia i, przede wszystkim, Jasmina Buricia, który parokrotnie interweniował w kapitalny sposób. Gdyby nie Bośniak, nic nie uchroniłoby słabego Kolejorza przed porażką z Wisłą. W drużynie z Wielkopolski nie było lidera, który ciągnąłby grę i brałby na siebie jej ciężar. Szarpać próbował Aleksandar Tonev, ale Bułgar większość akcji kończył niecelnymi strzałami. Poznaniacy wyraźnie są bez formy, ale jak na razie wciąż zajmują miejsce w ścisłej czołówce.
Derby dla Ruchu, Kuświk bohaterem
Derbowy mecz w Gliwicach był jednym z najlepszych spotkań w tej kolejce. Sporo goli, mnóstwo akcji, dramaturgia, kontrowersje – to wszystko widzieliśmy w sobotę na stadionie przy ulicy Okrzei. Gospodarze objęli prowadzenie po bardzo ładnym trafieniu Słowaka Izvolta i przez długi okres byli zespołem lepszym. Nie zmieniła tego nawet bardzo kontrowersyjna czerwona kartka dla Cuerdy, którą Hiszpan obejrzał przy stanie 1:0 dla swojej drużyny. W drugiej połowie Ruch dość niespodziewanie zadał trzy ciosy i zgarnął komplet punktów. Biorąc pod uwagę pięć ostatnich meczów, gliwiczanie są najgorszą drużyną w lidze. Czy to chwilowa zadyszka, czy długotrwały kryzys – dowiemy się wkrótce.
Pierwsze 45 minut w wykonaniu chorzowian było bardzo słabe. Goście grali bardzo niedokładnie, gołym okiem było widać brak najlepszego piłkarza zespołu, Arkadiusza Piecha. W przerwie Jacek Zieliński musiał wygłosić niezwykle skuteczną mowę, bo po trzech minutach po zmianie stron na tablicy wyników widniał remis, a w 58. minucie Niebiescy już prowadzili. W końcówce zadali jeszcze jeden cios i z Gliwic wyjechali w znakomitych nastrojach. Architektem sukcesu był Grzegorz Kuświk, który nadspodziewanie dobrze zastąpił Piecha. 25-letni napastnik zdobył dwa gole i zanotował asystę. Nie jest wcale powiedziane, że po powrocie pierwszego napastnika od razu usiądzie na ławce.
„6 punktów” dla Górali, udany debiut Sasala
Mecz w Lubinie był niesamowicie ważny dla obu drużyn, gdyż zwycięstwo pozwalało nawiązać kontakt z drużynami z bezpiecznych miejsc. Zagłębie zagrało jeden z najlepszych meczów w tym sezonie, ale okazało się gorsze od słabiutkich Górali. Za antybohatera można uznać Roberta Jeża, który tuż przed przerwą dostał głupią czerwoną kartkę za uderzenie rywala łokciem. Mimo gry w osłabieniu Miedziowi atakowali i zdobyli bramkę, ale nie wystarczyła ona nawet do zdobycia jednego oczka. Porażka stawia lubinian w nieciekawym położeniu, bo Górale zrównali się z nimi punktami. Mimo tego gra podopiecznych Pavla Hapala napawa optymizmem i wydaje się być kwestią czasu, gdy zaczną marsz w górę tabeli.
Od 18 sierpnia Podbeskidzie czekało na swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i doczekało się wreszcie 3 listopada. Debiut trenera Marcina Sasala wypadł więc okazale, ale dopiero następne kolejki pokażą, czy wygrana w Lubinie była tylko jednorazowym wyskokiem, czy zwiastunem lepszych czasów w Bielsku. Na premierowe trafienie po powrocie do Polski wciąż czeka Ireneusz Jeleń, który w sobotę zmarnował sytuację sam na sam z Gliwą. Czy były reprezentant kraju zapomniał już jak wykorzystuje się tak proste sytuacje, czy po prostu zlekceważył golkipera lubinian? Ciężko stwierdzić, ale jeśli „Jelonek” nie zacznie wykorzystywać takich szans, może zapomnieć o transferze do lepszego zespołu.
Widzewski charakter, Dżalamidze bez sentymentu
Gdy w ciągu dwóch minut Nika Dżalamidze dwukrotnie strzelił bramkę swojemu byłemu zespołowi wydawało się, że Widzew jest już znokautowany. Jednak łodzianie niemal od razu ostro wzięli się do roboty. Ich ambitna walka przyniosła efekty w końcowym fragmencie meczu. Punkt dla Widzewa uratowali dwaj nastolatkowie: 19-letni Rybicki i 17-letni Stępiński. Młodzież Radosława Mroczkowskiego pokazała ogromny charakter i w pełni zasłużenie dogoniła wynik. Wielkie brawa dla tej młodej drużyny, która była już rozłożona na łopatki, a mimo tego była w stanie się podnieść.
Jagiellonia straciła komplet punktów na własne życzenie. Po zdobyciu dwóch bramek cofnęli się do głębokiej defensywy zamiast pójść za ciosem i dobić rywala. Strzelenie trzeciej bramki właściwie zakończyłoby mecz, ale Jaga obrała inną taktykę, za którą została skarcona. Wreszcie błysnął Dżalamidze, który ma papiery na to, by być jednym z lepszych graczy ligi, ale młody Gruzin objawia się tylko od czasu do czasu. W sobotę strzelił dwie ładne bramki i mógłby być bohaterem, gdyby nie gol dla gości w ostatniej minucie meczu. Ofensywny piłkarz Jagiellonii musi częściej rozgrywać takie spotkanie jak to sobotnie, jeśli marzy o tym, by w Białymstoku być ważną postacią.
Ambitna walka Lechii, Legia trzyma dystans
Pierwsze niedzielne spotkanie dostarczyło sporo emocji. Lechia nie chciała oddawać punktów za darmo, dzielnie walczyła z faworyzowanym rywalem i była bliska wywalczenia przynajmniej remisu. Błyszczał zwłaszcza ofensywny duet Traore-Ricardinho, który przeprowadził parę świetnych, kombinacyjnych akcji. Legia okazała się o jedną bramkę lepsza, ale w Gdańsku i tak mają powody do zadowolenia. Lechia dzisiaj to kompletnie inna drużyna niż ta sprzed roku – wtedy każdy, kto przyjeżdżał na Pomorze, zdobywał punkty, a od patrzenia na grę Biało-Zielonych bolały oczy. Teraz Lechiści na PGE Arenie nikomu punktów za darmo nie oddają, a ich futbol momentami naprawdę może się podobać. Brakuje tylko kolejnych zwycięstw, ale te muszą przyjść, skoro gra stoi już na niezłym poziomie.
Legia wygrała bardzo ciężki mecz i utrzymała przewagę nad kolejnymi drużynami w tabeli. Bohaterem meczu został tradycyjnie Danijel Ljuboja, który zdobył zwycięską bramkę, ale patrząc na cały mecz, Serb zagrał raczej słabo. Tracił piłki, nie rozumiał się z kolegami, a z rzutu karnego nie huknął w swoim stylu, tylko uderzył po ziemi, dając bramkarzowi szansę na skuteczną interwencję. Nawet strzał, który dał Legii zwycięstwo, szedł prosto w bramkarza, ale kierunek lotu piłki zmienił rykoszet i ta wpadła do siatki. Jeden słabszy mecz nie może jednak zatrzeć całego obrazu gry Ljuboi – w tym sezonie ma na swoim koncie już dziesięć bramek, więcej niż… cała drużyna Wisły Kraków.
Nieskuteczna Korona, popis Teodorczyka
W drugim niedzielnym meczu Polonia walczyła o zachowanie pozycji wicelidera, Korona natomiast miała nadzieję zostawić daleko w tyle strefę spadkową. Cel zrealizowali podopieczni Piotra Stokowca, przede wszystkim dzięki Łukaszowi Teodorczykowi. Młody napastnik Czarnych Koszul zdobył dwa piękne gole i zapewnił swojemu zespołowi trzy punkty. Snajper Polonii zrobił na przestrzeni ostatnich miesięcy ogromne postępy i jest kolejnym przykładem na to, że młodym zawodnikom warto dawać kredyt zaufania.
Korona walczyła i stwarzała sporo sytuacji, ale żadnej z nich nie udało się wykorzystać. Nie od dziś wiadomo, że to właśnie ofensywa jest piętą achillesową zespołu z Kielc. W dziesięciu meczach tylko siedem razy byli w stanie pokonać bramkarza rywali. Ani Żewłakow, ani Janota, ani Korzym nie są snajperami, którzy seryjnie potrafiliby zdobywać gole. Najskuteczniejszym piłkarzem zespołu jest ten ostatni, ale jego dorobek (trzy bramki) nie rzuca na kolana. Leszek Ojrzyński musi albo intensywnie popracować nad skutecznością, albo porozmawiać z zarządem w sprawie wzmocnień w zimie.
Śląsk w gazie, Portowcy rozbici
Ostatnie spotkanie tej serii gier odbyło się w Szczecinie, gdzie gospodarze niespodziewanie gładko przegrali z gośćmi z Wrocławia. Drużyna z Pomorza już parokrotnie pokazała, że jest drużyną bardzo dobrze zorganizowaną i może zagrozić nawet czołowym zespołom ligi. Zespół trenera Skowronka wciąż ma jednak spore wahania formy, świetne występy przeplata słabymi. W meczu ze Śląskiem szczecinianie byli wyraźnie słabsi, rywale umiejętnie się bronili i zadawali ciosy w odpowiednich momentach. Napisać o tym, że najlepszy w zespole był Edi Andradina to tak jak stwierdzić, że po poniedziałku następuje wtorek. Zamiast tego warto wspomnieć o konflikcie klubu z kibicami, który zaowocował bardzo niską frekwencją – na trybunach pojawiło się zaledwie 4000 widzów, którzy poprzez zawieszanie dopingu i wymowne okrzyki dawali wyraz swojemu niezadowoleniu.
Stanislav Levy, przez wielu wyśmiewany za albański epizod w swojej karierze (Czech został mistrzem tego kraju) udowadnia, że wcale nie jest słabym trenerem. Rozbity i pogrążony w kryzysie zespół potrafił pozbierać i poukładać tak, że wciąż może liczyć się w walce o puchary. Wspaniałe zawody rozegrał Sebastian Mila, który zdobył bramkę i zaliczył dwie asysty. Pomocnik mistrzów Polski jest w wyśmienitej formie i aż prosi się, żeby powołać go do reprezentacji. Brak skutecznego napastnika Wojskowi nadrabiają świetną pracą pomocy, dzięki czemu nie mają problemów ze zdobywaniem bramek. Jeśli jednak do zespołu dołączyłby bramkostrzelny snajper, mistrzowie mogliby poważnie myśleć o obronie tytułu.
Zapowiedź 11. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
W piątek spotkają się dwie drużyny, które w tabeli dzieli zaledwie jeden punkt: Ruch i Lechia. Stawką meczu będzie nawiązanie kontaktu ze ścisłą czołówką. Tego samego dnia będący w słabej dyspozycji Lech spróbuje powstrzymać nieprzewidywalną młodzież z Widzewa. Z kolei liderująca Legia będzie postara się o punkty z nierówno grającą Jagiellonią, która na razie zawodzi, ale jest w stanie pokusić się o niespodziankę.
Statystyki 10. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
- Liczba goli – 22
- Średnia goli na mecz – 2,75
- Zwycięstwa gospodarzy – 2
- Remisy – 1
- Zwycięstwa gości – 5
- Liczba żółtych kartek – 36
- Liczba czerwonych kartek – 4
- Liczba widzów – ok. 62,5 tys.
- Średnia frekwencja – ok. 7800